Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 20 kwietnia 2024 12:43
Reklama

Dwa leśne krzyże

Dwa leśne krzyże

Knieje tam były. W leśnej gęstwinie za Górznem, mateczniku dzikiej zwierzyny, najlepiej radziły sobie dziki, jelenie, sarny. Szły na Czarny Bryńsk, na Syberię, to znów na Wierzchownię, albo Okalewko. W ślad za nimi postępowali... kłusownicy. Tak było sto sześćdziesiąt lat temu.

Opowieść stamtąd. I z tamtych czasów. Jest rok 1859, puchowy śniegu tren. Czapy wiszą na gałęziach, leśne dukty oświetla światło księżyca. Grudniowy dzień, ostatni w roku. Mateusz Płachta opuszcza swoją norę. Jeszcze tylko łyk gorzałki, dla rezonu. Żegna się, nie wypuszczając fuzji z ręki czyniącej znak krzyża.

Las zna bardzo dobrze, zwierzyny obyczaje też. Ale teraz najważniejszy dla niego jest

obyczaj kłusowniczy
Musi dojść do krzyża w ostatni dzień roku, paść na kolana, odmówić modlitwę, sięgnąć po fuzję i złożyć się. Musi tego dokonać w świetle księżyca i gwiazd. Musi przełamać strach. Choć stary z niego kłusownik, w strzelaniu biegły, drży cały na ciele. Choć nie pierwszy raz będzie strzelał do Chrystusa. - Panie Boże, tylko raz, jak zwykle - mamrocze idąc. -Ty już nie ucierpisz, a jak wykonam, co nam nakazano, zmiłuj się nade mną.
Obyczaj kłusowników z górznieńskich lasów nakazywał strzelać do figurki Chrystusa na krzyżu. Tam gdzie kula trafi, tam przez cały rok będzie trafiał i on w zwierzynę.
Idzie Mateusz Płachta w stronę Czarnego Bryńska, znajduje krzyż. Składa się i strzela. Trafia w lewy bok Chrystusa. Z figurki tryska krew, zalewając cały krzyż. Widząc co się dzieje, kłusownik pada na twarz w śnieg i leży krzyżem. Aż do nowego roku.

Historia kłusownika kończy się jego całkowitą przemianą. Wracając do swej nory Mateusz Płachta wyrzuca fuzję do jeziorka, w pobliżu Czarnego Bryńska i ślad po nim ginie. Mówi się w okolicy, że porzucił kłusowanie i trafił do pustelni. Został tylko z tego zdarzenia czerwony krzyż. Kiedyś drewniany, dziś żelazny, ale też czerwony. Natomiast Chrystus jest ten sam, ze śladem po kuli kłusownika.

Powiadają, że człowiek jakiś, zgrzebnie ubrany, pojawiał się jeszcze tutaj czas jakiś, co roku w Wielki Piątek, w dzień śmierci Chrystusa na krzyżu. Wspinał się całując zranione miejsce, a w ostatni dzień roku stał całą noc pod krzyżem, by żaden kłusownik już nigdy nie wycelował do figurki Chrystusa, na czerwonym krzyżu.
Niektórzy wierzą, że to prawdziwa historia, są i tacy, dla których to raczej legenda. Wątpiący przyznają, że jest jednak w niej ziarno prawdy.

Kolejna historia 
z lasów górznieńskich związana jest z drugim leśnym,
zielonym krzyżem, ma też pewną dramaturgię, z tragicznym zakończeniem. I niesie pewne przesłanie - o miłości i wierności.

Rzecz działa się również ponad sto lat temu, jak głosi legenda zielonego krzyża. W pobliżu Górzna był młyn, na Wapionce. Młynarz, po przedwczesnej śmierci młynarzowej, sam musiał zadbać o wychowanie córki. Przy czym był bardzo podejrzliwy, śledził jej każdy krok, sam decydował, co dobre dla niej, a co złe.
Anula wyrosła na piękną pannę i z czasem przejęła wiele obowiązków w gospodarstwie. Doceniał to ojciec, a pomocnik młynarza, niejaki Józek, spoglądał na nią przenikliwym wzrokiem. Razem zasiadali do obiadu, kolacji. Anula nakładała na talerz najpierw ojcu, potem Józkowi, większe porcje serwując pomocnikowi młynarza. Ona też spoglądała w jego niebieskie oczy i, zdaje się, odwzajemniała rodzące się uczucie. Chowając się przed ojcem zaczęli umawiać się przy krzyżu, przy leśnej drodze wiodącej w stronę Czarnego Bryńska. Stamtąd szli na Szumny Zdrój, siadali pod starym dębem, albo uciekali do jaru Brynicy.

Młynarz uznał, że tak być nie może, że pomocnik z młyna, to nie partia dla jego córki.
Była niedziela. Po mszy porannej Anula pognała do lasu, pod krzyż, na spotkanie z Józkiem. Ten jednak nie przyszedł. Oślepiony przez młynarza nie mógł znaleźć drogi błądząc w lesie. Jego ukochana stała tak długo, aż zamieniła się w bluszcz, który oplótł krzyż. Do dziś, pod zielonym krzyżem, choć bez bluszczu, ktoś składa codziennie bukiet świeżych kwiatów...

Miłość, gniew, nienawiść, zazdrość - tam się właśnie spotkały. Na leśnym dukcie, na drodze do Czarnego Bryńska.

Tekst: Bogumił Drogorób
Fot. Archiwum Górznieńsko-Lidzbarskiego Parku Krajobrazowego



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Ostatnie komentarze
Autor komentarza: LupusTreść komentarza: Narazie zabawa. Oglądaliśmy rzuty. Grzmi tylko oszczepniczka małolatka U-14. Za rok prawda o potędze wyjdzie albo nie. Kto wejdzie na bieżnię, ten jest lekkoatletą, a ten kto z nimi jest na bieżni jest trener z nazwy. Data dodania komentarza: 16.05.2023, 20:44Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Sukcesy brodnickich biegaczyAutor komentarza: KuracjuszkaTreść komentarza: Ale NUMER opisał super Redaktor Bogumił! A tak naprawdę - to z czekaniem do sanatorium - to też numer i to w kolejce długiej! A tyle dajemy na NFZ, by zdrowym być i marzyć, by mieć wciąż te dzieścia lat.. kuracjuszka, ale jeszcze bez numeru.....Data dodania komentarza: 11.05.2023, 20:13Źródło komentarza: Sanatoryjny numer 4457Autor komentarza: joko Treść komentarza: Niech się wasz trener nie chwali . Słyszałem ze dawniej jemu wszystkie plany przysyłał i był na obozach jakiś trener z Iławy. Dlatego w mukli miał nawet mistrzów Polski na 400m i w sztafetach. Teraz leci na jego planach, ale wyników medalowych to oni od 6 lat nie mają, bo z tego trenera zrezygnował. Mukla ma nawet dobry do LA stadion a lepiej żeby miała dobrego trenera do medali. Chyba że wpadnie mu jakiś zawodnik co był już mistrzem Polski, to może zrobi z niego mistrza województwa. Data dodania komentarza: 09.04.2023, 09:00Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Pot i ciężka pracaAutor komentarza: lolek Treść komentarza: Mierne ta wyniki latem mieliścieData dodania komentarza: 08.04.2023, 20:30Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Pot i ciężka pracaAutor komentarza: WiKTreść komentarza: Życzę powodzenia i zachwyconych gości. Oczywiście ciekawa jestem jak kaczka się udała?Data dodania komentarza: 07.04.2023, 23:17Źródło komentarza: Kaczka faszerowana kasząAutor komentarza: CzesiaTreść komentarza: Super Wiesiu! Takie danie po nowemu zrobię na te Święta, bo do tej pory głównym dodatkiem był ogrom jabłek... Dzięki za przepis.. Dam znać, jak smakowała gościom... pozdrawiam już z apetytem! CzesiaData dodania komentarza: 07.04.2023, 17:17Źródło komentarza: Kaczka faszerowana kaszą
Reklama
Reklama