Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
czwartek, 18 września 2025 23:22
Reklama

Prawo do miłości

Prawo do miłości

Działka leży pod miastem. Na upartego można nawet dojechać miejskim autobusem, który w obie strony kursuje tam kilka razy dziennie.

Gdy mąż kategorycznie sprzeciwiał się sprzedaży naszego domku nad rzeką zaczęłam się niepokoić. Nie rozumiałam o co mu chodzi. On, mimo, że wiele dobrego zrobił na naszej działce, to przez kupę lat był wrogiem wyjeżdżania na wakacje i weekendy wciąż w to samo miejsce. Ale podobno zmuszał się dla mnie, gdyż ja uwielbiałam to miejsce. Nadszedł jednak taki czas, gdy coraz mniej miałam siły na pracę w miejscu naszej zielonej i cichej przystani. Po wielu dyskusjach i moich argumentach za sprzedażą, ostatecznie się zgodził, ale bez entuzjazmu, raczej dla świętego spokoju. 

Zbliżała się kolejna wiosna i nieuchronnie nadchodził czas wystawienia działki z domkiem na sprzedaż. Jednak mój mąż coraz częściej zaczął wyrażać niezadowolenie i ani myślał usiąść do zredagowania treści ogłoszenia. Robił się agresywny, gdy podejmowałam temat sprzedaży. Nie sądziłam, że tak przywiąże się do tego kawałka ziemi. Wierzyłam, że mógł być niezadowolony. Włożył wiele pracy i poświęcił mnóstwo czasu, aby doprowadzić nasze gniazdko do poziomu jaki nam odpowiadał. Mieliśmy wygodne, wspólne miejsce do dziennych i wieczornych nasiadówek z dziećmi, gdy były małe i z przyjaciółmi, którzy w tym urokliwym miejscu chętnie nas odwiedzali. Szkoda mi było męża, ale myślałam, że ten temat jest już zamknięty, przecież wałkowaliśmy go wiele razy i co najważniejsze byłam pewna, że podjęliśmy prawidłową, ale i ostateczną decyzję. 

Skrywana tajemnica

Od pewnego czasu Adam, mój mąż, w temacie sprzedaży działki zaczął się mazać jak dziecko. Sądziłam, że dopiero gdy wypłynął temat pozbycia się domku zaczął doceniać jego walory. Niestety ta sprawa miała drugie dno. Ale o tym później. Mąż jak co dzień wybrał się rowerem na działkę, gdyż trzeba było opanować sytuację zanim na oględziny zjawi się kupiec. Należało choćby z grubsza posprzątać, wyrzucić nagromadzone latami niepotrzebne graty, inne z kolei tzw. „przydasie” zabrać do mieszkania. Wiedziałam, że Adam tego jakoś dopilnuje, ale do samych porządków dokonywanych przez niego podchodziłam bez większego entuzjazmu. Bo powiedzmy szczerze, on ma problem z utrzymaniem ładu we własnej szafie a co dopiero z ogarnięciem domku na działce. Ale tak czy inaczej wziął się za to.

Ja z kolei odwiedziłam sąsiadkę, mieszkającą po drugiej stronie korytarza. Jej córka z zięciem byli zainteresowani kupnem naszego domku, którego wartością dodaną był zadbany ogródek  kwiatowy i grządki warzywne. 

- Co to będzie, jak się w końcu zjawi konkretny kupiec - myślałam? Pozbędę się jej bez żalu, bo nie mam już siły grzebać w ziemi, ani zwłaszcza w sezonie letnim, utrzymywać drugiego domu – rozmyślałam. Odkąd dzieci wyprowadziły się z Polski jasnym się stało, że żadne z nich nie będzie spędzać urlopów, ani weekendów na własnym kawałku gruntu - usprawiedliwiałam decyzję o sprzedaży. Sąsiadka i jej córka znały to nasze miejsce, dlatego byłam pewna, że będą chętne aby je kupić. Pani Halina była zadowolona, że będzie mieć jedyne dziecko i wnuki blisko. Jeszcze przed ostateczną decyzją zaczęłyśmy dogadywać szczegóły. Miałam nadzieję, że prędzej czy później, a liczyłam, że prędzej sprzedamy ten kawałek naszego ponad czterdziestoletniego miejsca relaksu. 

Z troski o męża

Po rozmowie z sąsiadką poszłam do domu aby wziąć się za obiad. Było już dość późno, a Adam lubił jadać posiłki o jednakowych porach. Humor mi dopisywał, więc postanowiłam zrobić wyjątkowy obiad, taki jaki lubił mój mąż. Od rana był bardzo smutny i zmartwiony. Pierogi „ruskie” i kremowa zupa kalafiorowa zdecydowanie poprawią mu humor - myślałam. Było już po piętnastej, gdy stwierdziłam, że nie będę dłużej na niego czekać, bo pewnie nie chciał przerwać roboty i pracuje głodny i zmęczony. Zapakowałam  obiad do koszyka i pojechałam na działkę. Do naszej posesji prowadziła tylko jedna droga więc gdyby wracał,  musielibyśmy się spotkać.

Na miejscu okazało się, że nie mogłam wejść na własną działkę. Furtka była zamknięta na klucz. Zatelefonowałam do Adama. Nie odbierał, ale usłyszałam dźwięk jego telefonu. Był na miejscu. Dlaczego się zamknął i dlaczego nie chce mnie wpuścić, ani ze mną rozmawiać? - Może zasłabł - pomyślałam. Byłam przerażona. Chciałam wejść przez płot, ale był za wysoki. Zaczęłam wołać. Cisza. Nie miałam wyjścia jakoś musiałam pokonać ogrodzenie. Udało mi się przedostać na drugą stronę. Do dzisiaj nie wiem jak to zrobiłam. Z lękiem i z determinacją, aby ratować męża, dopadłam do drzwi domku. Złapałam za klamkę. Zamknięte. Zajrzałam przez okno i struchlałam.  Przez cienkie firanki ujrzałam męża z jakąś kobietą, siedzących na kanapie. On chyba oszalał, co on robi? Z wściekłością zaczęłam walić w drzwi. Po chwili otworzył je. Był blady i roztrzęsiony. Wparowałam do środka. Kobieta chciała wybiec. Zagrodziłam jej drogę. - Zostajesz na miejscu i wyjaśnicie mi, co tu się dzieje - krzyczałam. To była kochanka mojego męża. A nasz domek to miejsce ich schadzek. Po tym odkryciu wszystko zaczęło układać się w logiczną całość. Wyjaśniło się dlaczego Adam tak kurczowo bronił tego miejsca przed sprzedażą. Później próbował wmówić mi, że to nic nie znaczący romans, że nadal mnie kocha i takie tam duperele. Błagał o wybaczenie.

Od ponad roku jestem rozwiedziona 

Nie mogłam mu wybaczyć, ani zapomnieć o zdradzie. Nie dałam rady wziąć na siebie bólu i ciężaru zdrady. Przy podziale majątku Adam dostał działkę z domkiem, ja mieszkanie i samochód. Byłam zadowolona. Po roku już spokojnie patrzę w swoją przyszłość. Mam 67 lat i zarejestrowałam się w biurze matrymonialnym, w którym do emerytury dorabia moja koleżanka. - Tęsknię za bliskością drugiego człowieka. Za wspólnymi spacerami, przegadanymi wieczorami i wspólną poranną kawą - tłumaczyłam jej moją decyzję.

- Szukam sympatycznego pana, który będzie tym jednym jedynym, wybranym na długie jesienne wieczory, na hulający wiatr, na wspólnym radowaniu się wiosną. Z chęcią piekłabym dla nas szarlotkę i inne pyszności, zrobiłabym mu na drutach ciepły szal i zaprosiła na wycieczki w miejsca, jakie zawsze chciałam odwiedzić - tłumaczyłam sama sobie. Mówiłam, że jestem po sześćdziesiątce, a nie przed siedemdziesiątką. To robi różnicę - śmiałam się, gdy moja najbliższa przyjaciółka dopytywała - Elu czego ty jeszcze szukasz, masz prawie siedemdziesiąt lat. Na co taka samotna, w poważnym wieku kobieta, jeszcze może czekać?  Uwierz mi wszystko już za nami - mówiła. - Dzieci dorosłe, wnuki też, a faceci wolą młodsze. - Przestań! - złościłam się na nią. Może najlepiej od razu zażyć garść tabletek, żeby zasnąć i już nigdy się nie obudzić?   - Wiesz, czasami myślę, że to z pewnością byłoby jakieś wyjście. Szczególnie, kiedy rano nie mogę wstać z łóżka, bo bolą mnie kości i potrzebuję coraz więcej czasu, żeby się rozruszać - syknęła Gosia. Spojrzałam na nią przerażona. Może  ja też jestem taka jak ona zrzędliwa, niezadowolona z życia i z pretensjami do całego świata?  Ostatnio dawno się nie widziałyśmy, ale czy ona zawsze taka była, czy dopiero teraz tak jej się porobiło? - Elu starzejemy się. Nie widzisz tego? Czasu nie oszukasz – Gosia dodała ze smutkiem w głosie.

- Ja nie odczuwam starości - wypaliłam po chwili. Wciąż mam ogromną potrzebę życia pełną parą, mam potrzebę bliskości drugiego człowieka. Towarzystwa! Gosia, ja jestem gotowa na nową miłość - zawołałam. - Co ty mówisz?  Ela, jesteśmy na to za stare - krzyczała. - To nieprawda - ja też zaczęłam mówić głośniej. Tak byłyśmy wychowane, że miłość jest zarezerwowana tylko dla młodych. Ale starsi ludzie też mogą kochać. Mimo, że wstydzą się mówić o tym głośno, bo boją się, że będzie gadanie, że taka stara baba i nie wiadomo czego jej się zachciewa.

Młodym być i więcej nic…

- Teraz jest taki terror młodości, bo z jednej strony musisz robić wszystko, aby zatrzymać młody wygląd, a z drugiej strony jak starsza pani ogląda kremy albo ujędrniające balsamy w stoisku kosmetycznym, to młode sprzedawczynie między sobą szepcą: - Tu tylko kwas, ale nie hialuronowy, może pomóc. - Wiem, co mówię Elu, bo niedawno spotkała mnie taka przykrość. Dwie małolaty, przez dłuższy czas, przebierały w tuszach i pudrach, więc wcisnęłam się między nie, żeby zapytać, chyba ich rówieśnicę i poprosiłam o jakiś krem dla przedziału sześćdziesiąt plus. Wszystkie obrzuciły mnie drwiącym spojrzeniem i po chwili wybuchły śmiechem. Zrobiło mi się głupio. Nic nie kupiłam. Wyszłam jak zmyta. A z najbliższej sieciówki wyszłam z kremem nivea w ręku. Od tamtej pory już nawet nie wchodzę do salonów z kosmetykami.

Podobna sytuacja w gabinecie stomatologicznym. Chciałabym zrobić implanty - powiedziałam do pani doktor. - Ale po co? W pani wieku wystarczy dostawka i to jakaś lekka, bo kości szczęki u starych ludzi kruche i mogą nie udźwignąć np. porcelany. A zresztą, na te parę lat chyba szkoda kasy. W sumie miała rację, tylko dlaczego tak okrutnie szczerze to powiedziała? Nie musiała tak dobitnie tego mówić - dodała rozżalona Gosia. Obie zamyśliłyśmy się i przez chwilę zapanowała niezręczna cisza. - Ja się nie poddam tak łatwo - powiedziałam odzyskując wigor. Nie będę wybierać między pieskiem, a kotkiem. Ja potrzebuję człowieka. To naturalne, że chcę mieć kogoś, z kim ten świat będzie łatwiejszy do zniesienia. 

Żeby znaleźć, trzeba szukać  

Wcale nie miałam wielkich wymagań. Potrzebny od zaraz był miły pan mniej więcej w moim wieku, w miarę zdrowy, bez jakichś dziwactw i lubiący towarzystwo. Niestety, z kilkunastu ofert ani jedna mi nie podeszła. Odpowiadali panowie albo starzy wyjadacze szukający, najlepiej bogatej pielęgniarki, albo całkiem młodzi, którym miałam zapewnić pełną michę i ciepły kąt. Żaden nie zaproponował co może dać od siebie. I prawie połowa z nich chciała od razu u mnie zamieszkać… Wiedziałam, że to nie dla mnie. 

- Zapisałam się do Klubu Seniora, ale i tam się rozczarowałam. Po pierwsze to był babiniec, mężczyzn jak na lekarstwo, a  jeśli już jakiś się pojawiał, to od razu otoczył go wianek kobitek, z których każda mówiła, że jest gospodarna i samodzielna, bez zobowiązań i chętna na długotrwały związek. Wycofałam się, bo nie chciałam brać udziału w tym wyścigu. Wybrałam się do sanatorium. Tam też, zaraz na początku się poddałam, gdyż był jeszcze szybszy wyścig, aby na mecie dorwać chłopa, bo oczywiście kobiet było znacznie więcej niż facetów. Trochę zwątpiłam. Bo jak i gdzie mam znaleźć miłego towarzysza na jesienne wieczory, na wiatr w kominie i na długie spacery po parku – zapytałam zasmucona?

Gosia popatrzyła na mnie z wyrzutem, gdy jej opowiadam o moich próbach znalezienia człowieka, towarzysza na dalsze życie. - Uważaj, bo ty się kiedyś  doigrasz – mówiła. - Daj spokój Gosiu, życie trzeba brać garściami, cieszyć się każdą chwilą. Przecież ludzie w każdym wieku mają prawo do miłości. Czy ja komuś wyrządzam krzywdę. Dzieci mają swoje życie i tylko marzą o tym, żeby matka kogoś sobie znalazła i w ten sposób uciszyła ich sumienia. Koleżanki i dalsza rodzina też żyją dla siebie. A ja chcę pójść z kimś do kina, na wystawę i na  letnie spacery plażą. Czy to coś złego, że potrzebuję partnera? - Partnera, takiego do seksu? - przyjaciółka spytała oburzona.-  A gdyby tak, to co w tym złego? Zbrodnia jakaś? Jestem zdrową, normalną kobietą - odpaliłam. - Tak, wiem co o tym myślisz. Worek na głowę i schować się do jakiejś nory. Ale to nie dla mnie. - Rób jak uważasz, ale nie płacz potem. - Nie mam zamiaru - odpowiedziałam i zakończyłam tę rozmowę…

- Romana poznałam kilka tygodni później, gdy wracałam z plaży i urwało mi się ucho od torby. Podbiegł aby pomóc mi pozbierać rzeczy. Część z nich włożyliśmy do jego torby. Siłą rzeczy musiał wejść do mojego mieszkania, aby z jego torby wyjąć - to co moje. Całkiem spontanicznie usiedliśmy przy zrobionej rano lemoniadzie i gadaliśmy przez kilka ładnych godzin. W tym czasie zrobiłam kanapki, bo oboje zgłodnieliśmy. Było cudownie i tak jest do dzisiaj. Nie warto się poddawać. Na miłość zasługuje każdy.

Notowała: Wiesława Kusztal

Fot. Pixabay


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Ostatnie komentarze
Autor komentarza: LupusTreść komentarza: Narazie zabawa. Oglądaliśmy rzuty. Grzmi tylko oszczepniczka małolatka U-14. Za rok prawda o potędze wyjdzie albo nie. Kto wejdzie na bieżnię, ten jest lekkoatletą, a ten kto z nimi jest na bieżni jest trener z nazwy. Data dodania komentarza: 16.05.2023, 20:44Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Sukcesy brodnickich biegaczyAutor komentarza: KuracjuszkaTreść komentarza: Ale NUMER opisał super Redaktor Bogumił! A tak naprawdę - to z czekaniem do sanatorium - to też numer i to w kolejce długiej! A tyle dajemy na NFZ, by zdrowym być i marzyć, by mieć wciąż te dzieścia lat.. kuracjuszka, ale jeszcze bez numeru.....Data dodania komentarza: 11.05.2023, 20:13Źródło komentarza: Sanatoryjny numer 4457Autor komentarza: joko Treść komentarza: Niech się wasz trener nie chwali . Słyszałem ze dawniej jemu wszystkie plany przysyłał i był na obozach jakiś trener z Iławy. Dlatego w mukli miał nawet mistrzów Polski na 400m i w sztafetach. Teraz leci na jego planach, ale wyników medalowych to oni od 6 lat nie mają, bo z tego trenera zrezygnował. Mukla ma nawet dobry do LA stadion a lepiej żeby miała dobrego trenera do medali. Chyba że wpadnie mu jakiś zawodnik co był już mistrzem Polski, to może zrobi z niego mistrza województwa. Data dodania komentarza: 9.04.2023, 09:00Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Pot i ciężka pracaAutor komentarza: lolek Treść komentarza: Mierne ta wyniki latem mieliścieData dodania komentarza: 8.04.2023, 20:30Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Pot i ciężka pracaAutor komentarza: WiKTreść komentarza: Życzę powodzenia i zachwyconych gości. Oczywiście ciekawa jestem jak kaczka się udała?Data dodania komentarza: 7.04.2023, 23:17Źródło komentarza: Kaczka faszerowana kasząAutor komentarza: CzesiaTreść komentarza: Super Wiesiu! Takie danie po nowemu zrobię na te Święta, bo do tej pory głównym dodatkiem był ogrom jabłek... Dzięki za przepis.. Dam znać, jak smakowała gościom... pozdrawiam już z apetytem! CzesiaData dodania komentarza: 7.04.2023, 17:17Źródło komentarza: Kaczka faszerowana kaszą
Reklama
Reklama