Parter domu przy ul. 18 Stycznia w Brodnicy. Drzwi otwarte od ulicy i od sieni. Przynajmniej tak jest teraz, wiosną majową. Przez te drzwi przechodziło tysiące osób, pewnie cała Brodnica, gdyby policzyć dokładnie. Ale jakie to ma znaczenie?
Przez drzwi w sieni już prosto do warsztatu. Tam jest wszystko co szklarz Benedykt Krajewski musi mieć pod ręką. Nie ma czasu na szukanie, zastanawianie się gdzie co leży. Jest tam, gdzie mistrz wie, że jest, gdzie ostatnio położył. Bałaganu tam nie ma, jest tylko artystyczny klimat, nieporządek to tylko pozorne odczucie, raczej złudzenie. Jeżeli mistrz wie gdzie co jest, to znaczy, że porządek jest bezdyskusyjny. Najważniejsze – on dokładnie wie jak się poruszać w tych czterech ścianach. I to wystarczy. Drzwi z każdej strony są zapisane – numery telefonów, imiona, nazwiska, miejscowości, adresy, sygnały i hasłowe określenia znane tylko jemu. Drzwiczki w szafkach wiszących podobnie. Gdyby za każdym razem musiał sięgać po kalendarz robota by nie szła jak trzeba. Co innego na podwórku, gdzie jest drugi stół przykryty dwoma kocami. No gdzie zapisze?
- Jak zamknę firmę to posprzątam – mówi mistrz szklanych prac ręcznych na okoliczność gdyby ktoś miał inne zdanie. - Jak zamknę na amen – precyzuje.
Na to się nie zanosi, bo chociaż jest na emeryturze robi to co lubi. Nadal. Ma klientów, ma zajęcie i nic nikomu do tego.
Pracował w budownictwie,
ponieważ jest budowlańcem z wykształcenia. Zajmował przez dziewiętnaście lat znaczące stanowiska m.in. jako kierownik administracyjno-gospodarczy, szef obrony cywilnej, główny mechanik, szef grupy budowlanej, kierownik betoniarni a także kadrowy. Pracował także w spółkach wodnych.
Co się stało, że w pewnym momencie uznał, że koniec z tym, firmami, spółdzielniami, przedsiębiorstwami, z rolnictwem i meblami i powiedział sobie: będę szklarzem! Odpowiedź jest prosta i mniej skomplikowana niż pytanie.
- Zwolnił się lokal, lokatorzy zmarli. Miałem do wyboru, albo otworzyć pasmanterię, albo pójść w szkło. Pasmanteria była wówczas na topie. Zdecydowałem jednak, że będę szklarzem. Zacząłem robotę od oszklenia własnej szklarni. Potem poleciało. W Brodnicy mistrzem w tym fachu był Stefan Robakiewicz. Z dziada-pradziada. Ze szkłem był na Ty. Człowiek sumienny, pracowity, po prostu artysta w tym fachu. On mnie przekonał, że warto.
Zaczęło się od szkolenia,
profesjonalnie. Nauka trwała dwa dni. Na więcej szkoda było czasu, mistrz uważał, że wiedzę najlepiej przekazywać i utrwalać w praktyce. Samodzielność i dyscyplina. Dla Benka szklarza autentyczny autorytet. Na dodatek człowiek wesoły, przyjacielski. Pilnego ucznia przekonywał, że nauczy się fachu, „tak na zicher”, gdy wytłucze pierwszą skrzynię szkła.
- Wytłukłem więcej niż pierwszą skrzynię, ale to była właściwa szkoła, ciekawe spostrzeżenie, delikatne ostrzeżenie. Niestety, wielka szkoda, Stefan zmarł w młodym wieku, krótko po czterdziestce. Żył krótko – jak powiada się – ale intensywnie. Nauczył mnie sporo drobnych niuansów, jak dobrze trzymać nóż, z jakiej strony podchodzić...Zawsze mówił: Benek, pamiętaj, nie bój się materiału, jak będziesz się bał będzie kiepsko. Gdy potłukłem pierwszą skrzynię szkła powiedział, że dopiero teraz mogę być dobrym szklarzem. Narzędzia... Kiedyś były proste, teraz mamy wyczynowe, przyrządy do cięcia, idealnie kąt się ustawia i leci. Kiedyś nosiło się szkło na pasach, teraz masz ssawki, możesz ponieść bez problemu. Przestawić, ustawić, położyć, ciąć pod kątem. Postęp, techniczne udogodnienia.
Początki nie były imponujące
przyznaje, mówi jak jest, a raczej jak było, bez koloryzowania. Otwiera firmę, otwiera warsztat, przychodzą ludzie, a on dopiero w blokach startowych. Wprawdzie znają go, bo w mieście takim jak Brodnica zna się niemal wszystkich. Ale znają go z innych okoliczności, a tu nieoczekiwanie szklarz, szklarniowy warsztat, w środku Benek. Pierwszą pracę wykonał dla kuźni – była na rogu 18 Stycznia i Podgórnej. Tam zaczął szklić okna metalowe. Trudna robota jak na początek, z górnej półki. Szyby przychodziły od wewnątrz, a od zewnątrz musiał ciąć. Tak się zaczęło.
Okna, drzwi, obrazy,
dyplomy, kominkowe szyby, nietypowe propozycje – wszystko.
- Pewnego razu przychodzi gościu, na płótnie namalowany ma portret Kościuszki. Do oprawienia. I mówi: niech pan oprawi i zapomni, że to był Kościuszko. Nigdy już tego gościa nie widziałem.
Kiedyś u mistrza szklarskiej specjalności pojawił się klient z morskim widoczkiem, kutry na przystani, jakieś sieci. Szkło do ramy, takie zlecenie. Mistrz nosił wtedy wspaniałą brodę. A na ścianie przeciwległej do drzwi wisi obraz człowieka z brodą, postać znana. Klient rozgląda się, rozmawiają, ustalają termin. Spogląda na ścianę, widzi obraz człowieka z brodą, spogląda na mistrza, jeszcze raz na ścianę, znowu na mistrza i, sygnalizując ręką zgaduje: pewnie to pana ojciec? Nie, odpowiada mistrz szklarski, to ojciec Pio.... Istotnie, szata zakonnika zdradzała inne pochodzenie.
- Najtrudniejsze zadanie? - przez chwilę milczenia, szklarz szuka w pamięci. - No, może to... Wycinałem lusterka do zabytkowego mercedesa (może to było BMW, może volkswagen...). Obudowy metalowe, niezdejmowane, udało się. Niemiec powiedział: gut, gut, gut, ganz neue. No to jak gut, to gut. I wszystko w porządku.
Chwile niepewności
mistrz szklarski przeżył, gdy podjechał młody człowiek mercedesem ze zbitym lusterkiem. Wyjeżdżał z garażu, zahaczył o drzwi i stało się. I składa ręce, i błaga, i prosi: pan mnie ratuje, bo ojciec mnie zabije, nie wie, że wziąłem auto. Mistrz miał już na koncie nie takie problemy i znów pokazał klasę. Wszystko się dobrze ułożyło, chłopak zadowolony. Za dwie godziny ten sam mercedes staje przed warsztatem. Wysiada człowiek około pięćdziesiątki. Szklarz na moment zdrętwiał – pewnie to ojciec tego młodego od lusterka. Wszystko się wydało??? Wchodzi do warsztatu i załamuje ręce, opowiada co się stało, że głupio cofał i rozbił lusterko po prawej stronie, że fabryczna typówka jest po lewej od kierowcy, że ma być takie samo, jeśli to możliwe. Szklarz podrapał się po czole, chwilę pomilczał, aż wreszcie podjął decyzję: no nie wiem, ale postaram się. Klient był wniebowzięty. Nówka! Igiełka! Oryginałka!
- Jest to przyjemne, gdy komuś coś się dobrze zrobi i on to właściwie oceni. Dla mnie to satysfakcja, ocena mojej pracy.
Przeprawa z wojskiem była. Swego czasu dowódca brodnickiej jednostki chemicznej (imię i nazwisko nieznane redakcji, a przez szklarza zapomniane) zapytał szklarza czy by nie dorobił kilka lusterek do wojskowych samochodów. Kilka, podkreśla szklarz. Pięć, sześć? Przywieźli worek, prawie pięćdziesiąt.
- Zrobiłem. No bo jak na poligon pojadą? Podobnie było z policją. Połowa komendy jeździła na moich lusterkach. Po prostu, był taki czas, że nie mogli kupić odpowiednich. Zrobiłem. Wstyd byłby, gdyby policja jeździła bez lusterek. W sumie zrobiłem już w swojej szklarskiej karierze ponad cztery tysiące lusterek! Żaden problem jeśli chodzi o samochodowe. Owszem, niektóre są wypukłe i wówczas beze mnie. Inne, bez problemu.
30 lat temu
a może i więcej, odwiedził warsztat szklarski, w charakterze klienta, Ryszard Rynkowski, piosenkarz mieszkający nad Wysokim Brodnem w gminie Zbiczno.
- Chciał, żebym zrobił mu kilka lusterek i obrazów. Niektóre z tych lusterek, według jego projektu, były skośne, wymagające sporej pracy. Szukałem fachowca, który by to dźwignął. Znajomy mi pomógł. Pan Ryszard zaimponował mi – wysoka kultura, żadnego wywyższania się, był autentycznie zainteresowany, gdy objaśniałem mu techniczne niuanse. Przyzwoity gość. Bardzo go mile wspominam. On już był kimś, ja zwykłym rzemieślnikiem.
- Kilka lat później przyjechała do mnie pani z Krakowa, architekt, ważna postać w mieście. Przywiozła Kopiec Kościuszki. Był to niewielki obraz, może z dwadzieścia centymetrów wysokość i czterdzieści podstawa. Zażądała oprawić w szerokiej ramie. Uważałem inaczej i tłumaczę jej, że to mały obraz, że raczej ramka typowa, na dwa centymetry. Nie! Nie! I Nie! Była bardzo stanowcza. Szeroka rama i już! Zrobiłem jak chciała. Oparłem ten obraz o ścianę, spojrzałem, dwa kroki bliżej, trzy kroki do tyłu...Coś wspaniałego. Miała rację! Rama nie tylko powiększała ten obraz, ale nadawała jednocześnie pewien artystyczny wyraz. Dzieło sztuki. Dobrze się tak pomylić. Pamiętam, rama szósteczka była.
Obraz szczególny, opatrzony wyjątkową opowieścią. Rysunek w ołówku, kilkuletniej dziewczynki, trochę zamyślonej, uśmiechniętej. I ten rysunek do oprawy.
- Ma to być prezent dla pani, która właśnie kończyła 50 lat. Oprawiłem, klient zadowolony. Zapytałem czy mogę na odwrocie coś dopisać, tak po prostu, od siebie. On się zgodził. Rysunek oprawiony, gość zadowolony. Napisałem na odwrocie: tak wygląda kobieta po pięćdziesiątce, tylko pozazdrościć!
Przyniesiono mu kiedyś starą fotografię w oprawie. Klient zażyczył sobie nowej. Na zdjęciu był ktoś z rodziny, mógł być to dziadek w pruskim mundurze. Lata 1905-1910. Szklarz rozcina tyły, a tam drugie zdjęcie, tego samego człowieka, ale młodszego o 10 lub więcej lat. W pruskim mundurze z XIX wieku.
- Taka historia! Sporo ciekawych historii przeszło przez ten warsztat!!!
Dlaczego warsztat Benedykta Krajewskiego, brodnickiego szklarza, jest często odwiedzany, niekiedy w nietypowych sprawach? Ponieważ należy do tej kategorii rzemieślników, którzy do każdego zlecenia podchodzą z uwagą, a do człowieka z uśmiechem, humorem, dowcipem. Wyczuwa człowieczy charakter na odległość. Z tym będzie rozmawiał krótko, konkretnie, innym poświęci więcej uwagi. Nie myśli tylko o sobie. Razem z brodnickim Magistratem był pierwszym współorganizatorem Konkursu Miss Ziemi Michałowskiej, przez kilka edycji. Każda Misska otrzymywała od niego lustro. Zdarzyło się, że już po konkursie laureatkom zadano pytanie, z czego są najbardziej zadowolone (nagród otrzymały sporo). Odpowiedź była jedna: z lustra w złotej ramie. Dla Benka szklarza była to najwyższa nagroda.
Na koniec Benek szklarz zaskakuje mnie trzema pytaniami. Zagadki godne fachury w szklarskiej branży.
Co robi szklarz jak mu szkła zabraknie? Pije z gwinta.
Kiedy jest Dzień Szklarza? 2 maja, bo 1 maja robotnicy szyby tłukli, a 2 maja szklarze naprawiali.
Jaki jest hymn szklarzy? Znana piosenka „Szklana pogoda”.
Tekst i fot. Bogumił Drogorób
Napisz komentarz
Komentarze