Byliśmy na jarmarku na podzamczu, przed zamkiem krzyżackim i Pałacem Anny Wazówny, w brodnickim parku. Odświeżający spacer nad Drwęcą i przy fontannie. A potem stragany – dla każdego coś znaczącego. No i estrada, skąd płynęła muzyka.
Jarmarczna atmosfera – to pojęcie – jak powiedział mój znajomy – źle się kojarzy. Mianowicie z debatą w polskim parlamencie, z wypowiedziami posłów, którzy już tak daleko odeszli od normalnego życia, że nie panują nad językiem.
A na jarmarku życzliwość z każdej strony – handlujących i kupujących. Jeżeli kto przyszedł na jarmark na obiad nie mógł się nadziwić propozycjom kulinarnym. - Takie kluski ziemniaczane to tylko moja babcia robiła – podsłuchuję rozmowę dwóch pań. - Ależ nie tylko babcia, a ciocia Hela, ta co na wsi mieszkała? Nie pamiętasz?
Kluski, kiełbasy, wędliny, sery z mleka krowiego, owczego, mąka z ekologicznego ziarna od Mieczysława Babalskiego, ser żółty i z kozioratką z Mleczarni w Lisewie – na plakacie promującym stary budynek mleczarni z cegły, a w drzwiach stoją: właściciel i kierownik, troje dzieci i dwa pieski się kręcą, z pierwszego piętra ktoś spogląda na fotografa. Mleczarnia sprzed 120 lat. Ser według starej receptury. Pyszny!
Kwiaty i krzewy, kwiaty wielobarwne, jeszcze mogą ozdobić rodzinny ogródek, krzewy – podpowiadają znawcy – warto kupić dopiero jesienią. - Jest okazja, to kupuję – kończy rozmowę mężczyzna spocony, w rozpiętej koszuli, w sile wieku.
Ktoś się decyduje na chałwę, ktoś inny sprawdza swoje ciśnienie, poziom cukru. Młodsi angażują się w zaaranżowaną pomoc medyczną, naciskając fantomy, poczęstunek „Brodniczanką” z gazem i bez bąbelków sprawdza się znakomicie, podobnie jak lody i inne smakołyki.
Jeszcze trzeba odwiedzić zbieraczy staroci. Wielu zwiedzających wypatruje kolekcji broni, wielu pyta o miecze, nawet dwa nagie, najlepiej za ćwierć miliona. Kolekcjonerzy uśmiechają się pod nosem. Jeden z nich ma na stanie jedynie szable i jedną szpadę. Jak się zakończy poważna rozmowa o cenie?
Z estrady słychać charakterystyczne brzmienie melodii w wykonaniu iławskiego zespołu wokalnego Iława Gospel Singers, gdzie wokal zastępuje instrumenty. Oklaski trzymają gości na scenie tak długo, aż szef grupy oznajmia: choć musimy się trzymać godzinowego programu, zaśpiewamy wam jeszcze coś na pożegnanie.
Scena drżała od rytmów muzyki, park trzymał najmłodszych przy fontannie, bo tam przecież pszczółka Maja i Gucio, więc...
Jarmarczną atmosferę wsparła pogoda – nie było słonecznego żaru, chmury dość gęsto zaścieliły niebo, ale było 24 stopni C i na deszcz czekaliśmy do nocy.
Tekst i fot. Bogumił Drogorób
Napisz komentarz
Komentarze