Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
wtorek, 24 czerwca 2025 01:45
Reklama

Świat za oknem. Lot nad glinianką

Świat za oknem. Lot nad glinianką

Za oknem mam swój ciekawy świat. Bocianie gniazdo na Ustroniu. Miejsce spokojne, polna droga ulicą zwana. Na dwóch przyklejonych słupach betonowych gniazdo wieńczy ten widok.


 

Jak o tym nie pisać? Gdy tłumaczę się z letniej ociężałości znajomy z bliskiego terenu, z tego samego Ustronia, uświadamia mi najprostszą rzecz: pisz o bocianach, gap się na nich i pisz. Nie ma lepszego tematu. Nic lepszego nie wymyślisz!


 

Jest 17 lipca, godz. 4.30

Słychać klekot. Bardzo charakterystyczny. Wyłapać potrafię gdy tylko jeden klekocze, wygina szyję. Wypełzam z pościeli i idę na taras. Całe gniazdo w klekocie. 

- Co z wami jest?! Nie nastawiałem budzika!

W odpowiedzi słyszę całą orkiestrę. Cała piątka w porannym klekocie – ojciec, matka i trójka młodych. Domyślam się, że chcą mi dołożyć Rozbudzić do końca. Udaje im się. Nic tylko szczotka do zębów, prysznic, golenie, bez suszenia włosów, w końcu już 19 stopni C na termometrze, w głębokim cieniu.


 

Godz. 5.10 – startuje ojciec 

albo matka, pięć minut później matka albo ojciec. W gnieździe trójka. Może bracia, może siostrzyczki, może mieszane towarzystwo. Głodne ale leniwe. Jeszcze się moszczą. Pomyślałem, że może ja też, ale już jestem za daleko w swoich porannych czynnościach.

Rodzice odlecieli w kierunku pobliskiego stawu, a w zasadzie glinianki. Kiedyś była w pobliżu cegielnia. Ciekawe – gdy już poszła w ruinę i pozostał tylko komin, i kilkadziesiąt cegieł, żaden bocian nie trafił tam, by na kominie zbudować gniazdo. Za wysoko? Kije, patyki, mech – wszystko transportem lotniczym na słup.


 

Godz. 7.15 – starzy wracają 

z żarciem. Lądują niemal równocześnie, a tam mordy rozdziawione, głodomory rąbią śniadanie jak się patrzy: rybka, zaskroniec, nornica, robactwo. Może starzy byli na polderach, nad Drwęcą? Tamże pierwszy lepszy bocian jak widzi tak wielkie pole do działania, to głupieje z radości. Gdy rodzina jest nakarmiona – a ten stan wydaje się, że osiągnięto - wtedy można zaciągnąć gówniarzy do nauki.


 

Godz. 8.00 

- podobnie jak w szkole, pierwsza lekcja. Pierwsza, czyli kolejna, bo wczoraj i przedwczoraj, i tydzień temu... - Rozłożyć skrzydła, pokazać pióra – wrzeszczy matka albo ojciec. Młodzi jak gdyby nie słyszeli co się do nich mówi. Więc matka albo ojciec trąca dziobem najstarszego. Ten rozkłada skrzydła, zwija je, ponownie rozkłada, znów zwija. Staje na jednej nodze, na dwóch, zaczyna podskakiwać i po chwili rozkłada skrzydła. Lekcja skończona? Chyba nie. Najstarszy z najmłodszych podchodzi do krawędzi gniazda, dziób już mu wychodzi poza gniazdo, lustruje teren, mierzy odległości: o matko, ale wysoko! Cofa się, rozkłada skrzydła i znów podskakuje. A może jednak? Ojciec albo matka popychają go głaszcząc dziobem po karku, skubiąc blaszki skrzydeł. 

- No dobra, zaraz spróbuję, tylko bez pchania. Sam sfrunę. 

- Stań na krawędzi, spójrz w dal, wyczuj wiatr, z jakiego kierunku. I wtedy pod wiatr. Skrzydła szeroko, nogi prosto. I płyniesz, płyniesz, nie garbisz się...

- Łatwo powiedzieć – młody wycofuje się. W środku gniazda przytula się do towarzystwa.

- To może ja! - odezwał się drugi z młodych. - Albo nie, wycofał się, jeszcze nie teraz.

- Tchórz! - klekocze ten najstarszy, który pierwszy stchórzył.

Godziny mijają. Matka i ojciec nad Drwęcą, na polderach ruch jak w niedzielę handlową. Żarcia wystarczy dla wszystkich. Ale jest jeszcze ważna sprawa. Warto skorzystać z okazji i umówić się, bo za kilka tygodni odlot. Trzeba ustalić co i jak, zebrania jakieś zorganizować. Może na wysypisku śmieci, może na polderach nad Drwęcą, a może gdzieś jeszcze bliżej, koło glinianki?


 

Nuda, godz. 15.00, 

sporadyczny wiatr, 28 stopni C, mniej niż wczoraj, ale nikt nie ma ochoty, nawet na skakanie na dwóch nogach. Ojciec albo matka nie daje dobrego przykładu, leniwie siedzi w miejscu centralnym gniazda, młode towarzystwo niby rozkłada skrzydła, ale chyba tylko dla moich fotograficznych potrzeb, albo złapania równowagi. Nie robi wrażenia przejeżdżający samochód osobowy, nic się nie dzieje gdy bajadera przystaje i rusza, przystaje i rusza, obok całego ciągu budynków, w ten sam sposób, nieustannie. Trzeba przecież opróżnić pojemniki, śmieci wysypać. 

Oni stoją, nie gorączkują się. Może rozważają kto ma zacząć i czy matka pofrunie z boku? Na razie gapią się jak inni kołują. Wysoko nad ich gniazdem. Nawet klekotanie im się znudziło. 

Nadal gorączka chociaż chmury wiszą dość gęsto. Lekkie podmuchy wiatru do niczego nie inspirują, nawet do treningowych podskoków. Na wszystko przyjdzie czas. Oni czekają i ja czekam, uzbrojony w aparat fotograficzny. Oni cierpliwie, ja niecierpliwie. Mają mnie w nosie. Patrzą na mnie z wysoka. Rozumiem, że do niczego ich nie zmuszę.

Jeden z nich, chyba najstarszy, chodzi po krawędzi gniazda, poprawia patyki, uczy się jak urządzać własne mieszkanie. Przyda się, gdy w przyszłym roku przyleci i będzie musiał zaczynać od zera, bo to siedlisko, gdzie mu teraz bardzo wygodnie, już nie będzie dla niego. Cała trójka przeprowadza kosmetykę swoich piór, pomagając jedno drugiemu.

Nic się nie dzieje.

Przerwa w zajęciach


 

Godz. 19.50

Rodzice gdzieś łażą po bagnach rozlewiska Rypienicy.

Młodzież grzecznie, wtulona w siebie. Wrażenie z dołu takie, jak gdyby gniazdo było puste. Ale są łebki! Tylko tyle można dostrzec. Zaczekam na powrót dorosłych, czy coś się zdarzy późnym wieczorem? Szkoda, że nie ma deszczu... Śmiesznie wtedy wyglądają, jak zmokłe kury.

Nie ma deszczu, jest ojciec. A jak jest ktoś starszy o tej porze, to znaczy, że jest żarcie. Kwestia przyzwyczajenia. Otwierają dzioby po dżdżownice i co tam jeszcze udało się staremu przetransportować. Nie ma typowej walki o pokarm. Każdy wie, że swoje otrzyma. W podzięce najodważniejszy pokazuje czego dziś się nauczył. Podskakuje, macha skrzydłami, podchodzi coraz bliżej krawędzi i... Jednak nie. 


 

Godz. 21.24

Nie będzie próby lotu. Za ciemno? Może jutro?

- Do jutra! Dobranoc!

Z reguły po dwóch miesiącach od narodzin młodzi decydują się na samodzielny lot, więc jeszcze trochę poczekam, choć wszystko zdarzyć się może. Młodzież lubi zaskakiwać. Nadto przez kolejne trzy tygodnie są jeszcze na utrzymaniu rodziców – chodzi o żarcie i wygodne gniazdo. A potem? Czas emigrować do Afryki. Ponoć rekordowy lot trwał dwa tygodnie. Natomiast powrót bywa krótszy niż odlot. Spieszy im się do Polski.


 

Godz. 22.00

Nieoczekiwanie – klekot dochodzi z sąsiedniego gniazda w budowie, gdzie przycupnęła para. Trójka młodych poderwana natychmiast, stoją na baczność i kłapią dziobem. Wszystko trwa chwilę. Ostatnie trzy sygnały i cisza nocna. Taki porządek rzeczy.


 

19 lipca, godz. 4.30

Ale są dokładni! Półminutowy klekot. Kwintet bociani. Wszystko trwa 20-30 sekund. I cisza. Raban już zrobiony, więc po co dalej naciskać? Może tak myślą...Cały dzień przed nimi.

21 lipca, godz. 4.25

Zaczynają starsi, którzy przycupnęli na kolejnym, sąsiednim słupie, gdzie gniazdo jeszcze w powijakach. Czyżby znaczący klekot? Tuż po nich budzą się młodzi i dołączają. Tu już nie ma krótkiego sygnału, jest jazda na całego. Młodzież nie ustępuje, daje do wiwatu. Trwa to kilka minut. Przewiduję, że ten rejon Ustronia już obudzony. Już można się pchać na poranną toaletę, pod prysznic. Ważne, że bocianki wypoczęte

Jeszcze nie wiem, że coś się będzie działo, tylko kto podpowie, kiedy nastąpi ten moment, niezwykle znaczący w życiu tych ptaków, a także w mojej reporterskiej pracy. Siedzę w piżamie i czekam.

Godz. 10.21

Wydarzenie jedyne w swoim rodzaju. Kręcą się, podskakują, skrzydła rozpostarte, ale wszystko to w pionie. Nie ma żadnych zamiarów, żadnego gestu. Wyobrażam sobie skoczka narciarskiego, który odjeżdża z belki, ale ręce ma wzdłuż tułowia, wjeżdża na próg, odbija się i leci.

Wyjście z progu u bocianów – wygląda nieco inaczej. Najpierw harmonia klekotu, potem - zapewne najstarszy - podchodzi do krawędzi gniazda. Bada przestrzeń. Zastanawia się, ale ta chwila musi kiedyś nastąpić! Odbija się i kieruje się na mnie, na mój ogród, na sąsiada, dalej na sąsiadki. Nogi prosto, pracuje skrzydłami, dwa metry nad moją głową. Ale lot! Nota wysoka, jeśli przyjąć sportowy regulamin. 

Za chwilę następny, wedle starszeństwa. Pozycja w locie wypracowana, a przecież to pierwszy, samodzielny lot. Mieli czas, napatrzyli się jak to robią rodzice, starsze pokolenie. 

Co zrobi trzeci? Kręci się, chodzi po gnieździe, dość niepewnie wysuwa dziób poza krąg gniazda. - Nie, nie, dziś jeszcze nie! Wiem, oni już to mają za sobą. Ale też odlecę.

23 lipca, poranek

Nie odleciał. Siły natury bywają bezwzględne. Ten trzeci, najsłabszy w gnieździe, zawsze był tylko tym trzecim, jak się okazało. Kiedyś nastąpił moment selekcji naturalnej. W gnieździe zrobiło się za ciasno. Nad ranem zauważył go sąsiad, leżał pod gniazdem. Bez życia. Wyrzucony z gniazda? Raczej nie. Coś zjadł, udusił się? Możliwe. 

Ta historia miała inaczej się skończyć. Cóż, trzeci odleciał inaczej. Na zawsze.


 

Tekst i fot. Bogumił Drogorób


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Ostatnie komentarze
Autor komentarza: LupusTreść komentarza: Narazie zabawa. Oglądaliśmy rzuty. Grzmi tylko oszczepniczka małolatka U-14. Za rok prawda o potędze wyjdzie albo nie. Kto wejdzie na bieżnię, ten jest lekkoatletą, a ten kto z nimi jest na bieżni jest trener z nazwy. Data dodania komentarza: 16.05.2023, 20:44Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Sukcesy brodnickich biegaczyAutor komentarza: KuracjuszkaTreść komentarza: Ale NUMER opisał super Redaktor Bogumił! A tak naprawdę - to z czekaniem do sanatorium - to też numer i to w kolejce długiej! A tyle dajemy na NFZ, by zdrowym być i marzyć, by mieć wciąż te dzieścia lat.. kuracjuszka, ale jeszcze bez numeru.....Data dodania komentarza: 11.05.2023, 20:13Źródło komentarza: Sanatoryjny numer 4457Autor komentarza: joko Treść komentarza: Niech się wasz trener nie chwali . Słyszałem ze dawniej jemu wszystkie plany przysyłał i był na obozach jakiś trener z Iławy. Dlatego w mukli miał nawet mistrzów Polski na 400m i w sztafetach. Teraz leci na jego planach, ale wyników medalowych to oni od 6 lat nie mają, bo z tego trenera zrezygnował. Mukla ma nawet dobry do LA stadion a lepiej żeby miała dobrego trenera do medali. Chyba że wpadnie mu jakiś zawodnik co był już mistrzem Polski, to może zrobi z niego mistrza województwa. Data dodania komentarza: 9.04.2023, 09:00Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Pot i ciężka pracaAutor komentarza: lolek Treść komentarza: Mierne ta wyniki latem mieliścieData dodania komentarza: 8.04.2023, 20:30Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Pot i ciężka pracaAutor komentarza: WiKTreść komentarza: Życzę powodzenia i zachwyconych gości. Oczywiście ciekawa jestem jak kaczka się udała?Data dodania komentarza: 7.04.2023, 23:17Źródło komentarza: Kaczka faszerowana kasząAutor komentarza: CzesiaTreść komentarza: Super Wiesiu! Takie danie po nowemu zrobię na te Święta, bo do tej pory głównym dodatkiem był ogrom jabłek... Dzięki za przepis.. Dam znać, jak smakowała gościom... pozdrawiam już z apetytem! CzesiaData dodania komentarza: 7.04.2023, 17:17Źródło komentarza: Kaczka faszerowana kaszą
Reklama
Reklama