Zaczęło się od wspomnień. Miała wtedy ponad 80 lat. W pamiętniku, który chowała w sekretnym miejscu wśród swoich listów, dokumentów - nie ma tej opowieści. Są typowe wpisy, bardziej lub mniej emocjonalne, niektóre wierszem pisane. Opowieść zrodziła się z jej relacji, wspomnień Małgorzaty Nowakowskiej
Upalne lato,
przed wrześniem 1939 roku. Rodzice wyjechali z Bydgoszczy do Warszawy, do Wiktora, mojego najstarszego brata. Był kapitanem Wojska Polskiego, mieszkał na Żoliborzu przy ul. Mikołaja Gomółki 6. Złe wisiało w powietrzu. Chcieli więc zabrać od niego co najcenniejsze rzeczy – dyplomy, fotografie, pamiątki rodzinne.
Chcieli zaraz wracać, ale Wiktor zatrzymał ich, przekonując, żeby posiedzieli trochę u niego, na Żoliborzu. Któregoś dnia zadzwonił telefon. Wiktora wzywali do sztabu. Wtedy ostatni raz rodzice go widzieli.
Ojciec kolejarz, mimo że na emeryturze, zgłosił się do warszawskich kolei. Czekał na dyspozycje. Powiedziano mu, żeby wracał do Bydgoszczy, do miejsca zamieszkania. Dostał nawet przepustkę na pociąg. Zajechali, bodajże do Kutna, gdy zaczęło się bombardowanie. Nie wiedzieli co robić dalej. Większość podróżujących była w takiej samej rozterce. Moi postanowili jechać dalej. Wozem konnym, jak się dało.
Naloty odbywały się regularnie. Widzieli w rowach porozrywane zwłoki, ciała kobiet i dzieci, poprzewracane wozy z lichym dobytkiem. Do Torunia dojechali 4 września. Szukali transportu do Bydgoszczy.
- Gdzie wy, ludzie się pchacie – ktoś zapytał. - W Bydgoszczy masakra. Krwawa niedziela, wracajcie do Warszawy.
Znowu podjęli trud wędrówki. Znowu wozem konnym z tysiącami przesiadek. Pod Sochaczewem dużo wojska. Polskie mundury. Gdy jechali szosą wyprzedziła ich ciężarówka. Ktoś na tym odkrytym samochodzie zawołał: Ojciec!Ojciec! Rodzice poznali ten głos. Był to mój drugi brat, Edmund, podchorążak.
Ciężarówka mignęła. Jakie to było przeżycie dla matki, dla ojca. Trudno mi to wyrazić w słowach. (Małgorzata przeciera chusteczką oczy, zamyśla się, składa ręce jak do modlitwy, wierząc, że jeżeli ktoś czy coś ocaleje, to tylko wspomnienia).
Dlaczego wspominam o rodzicach i tamtych wydarzeniach na trasie pomiędzy Toruniem a Warszawą? Cóż, gdy zaczęła się wojna zostałam sama w czteropokojowym mieszkaniu w Bydgoszczy. Wtedy właśnie ich mi brakowało. Bałam się, zwyczajnie się bałam... Gdy tylko zaczęłam myśleć o nich zaraz rozryczałam się. Mieszkaliśmy przy Chrobrego 2. Poszłam do sąsiadki, pani Bonin i pytam co robić. Chciałam jechać do Warszawy, a ona powiedziała, że tak chyba będzie najlepiej. Zaczęłam pakować bieliznę pościelową, ubrania. Uzbierało się tego dwie walizy. Przewiesiłam je paskiem przez placy. Jeszcze – głupota wielka – radio wzięłam pod pachę. Tak obładowana zeszłam na parter. Dalej już nie mogłam. Zobaczył mnie pan Sajdak, sąsiad z parteru.
- A ty gdzie, Małgosia, siedź w domu i czekaj na rodziców. Jest wojna!
Zawróciłam z płaczem do pani Bonin. Zapytałam czy mogę u niej zamieszkać. Zgodziła się. Graty zaniosłam na górę, zabrałam tylko pierzynę.
Minęło kilka dni. Do Boninowej przyszedł znajomy lekarz pytając o dziewczyny, które mogłyby pracować w szpitalu. Brakuje pielęgniarek. Zgłosiłyśmy się we dwie, z Hilą (Hildegardą), córką Boninowej.
Pamiętnik Małgorzaty
Praca w szpitalu garnizonowym siostry Małgorzaty Nowakowskiej nie była jej marzeniem, natomiast stała się patriotycznym obowiązkiem. Odruchem serca. Wyróżnieniem. Absolwentka bydgoskiej Żeńskiej Szkoły Wydziałowej przy ul. Konarskiego (Typ szkoły pośredniej między powszechną a średnią, o kierunku ogólnokształcącym z elementami kształcenia zawodowego). Budynek został wzniesiony w latach 1882-1884 dla Wyższej Szkoły dla Dziewcząt (niem. Höhere Mädchenschule) miała oczywiście zajęcia w ramach PCK ale była to wiedza i umiejętności na poziomie założenia opatrunku, zabandażowania. Nie to jednak było najważniejsze, przede wszystkim liczyła się chęć niesienia pomocy.
Praca Małgorzaty zaczęła się w połowie września. Nazywana była Biedronką albo Niezapominajką. Kwiatowa panienka. Siostra.
Przypadkowy pamiętnik, który nosiła w kieszonce pielęgniarskiego fartucha nie dokumantuje przebiegu jej pracy szpitalnej, na rzecz polskich jeńców. W treści tych zapisków, a raczej wpisów, wyraża się stosunek pacjentów, żołnierzy Września, do siostry Małgorzaty. (pismo oryginalne, bez poprawek)
Przewróćmy kartki
„Na wspomnienie czasu i miejsca niedoli” Wojciech Cichosz z Osieka koło Wyrzyska
„Milutkiej siostruni, pannie Biedronce, która ze szczerym zamiłowaniem i obowiązkiem dla Ojczyzny darzyła mnie swoją pielęgnacją” Alek Szczygieł, 4.10.39 rok.
„Cokolwiek bądź spotka cię w życiu, bądź zawsze wierną ideałom Polki.” Kaleka Józik Podściański. Szpital Garn. W listopadzie.
„Miej mało pragnień, to Cię uszczęśliwi. Miej mało przyjaciół, niech będą prawdziwi”. Siostra Wanda.
„Z pogodnym uśmiechem idź w życie. Nie wolni ci tracić nadziei we własne siły. Pamiętaj, że tylko głęboka wiara może przywrócić nam pogodną przyszłość (…)” Z czasów wspólnej niedoli mojej maleńkiej Biedronce z prośbą o odrobinę pamięci – Kika.
„Jest jedna rzecz przez którą można zajrzeć w głąb człowieka: taka mała, słona kropelka, która czasem potoczy się po policzku” Blondas.
Bydg. 4. XI 1939.
„Gdy ranny okrutnie wpadłem do niewoli/Myślałem zawczasu o ciężkiej swej doli/Lecz tu zła dola nie była smutna/Nie była w naszym szpitalu okrutna/Nasza siostrzyczka Czerwonego Krzyża/Chętnie nam zda się przychylić nieba/Tu opatrunek, tu da wody z sokiem/A tu wesoło pogada z chłopakiem/Cześć jej zasługom i ofiarnej pracy/Tak powinni pracować wszyscy Polacy”. Jan Ratajczak w październiku 1939.
„Życie to walka – walcz zwycięsko” siostra Wierzbowska, 2.11.1939 Bydgoszczy
„Najszlachetniejsze serce jest to, które prędzej da się skaleczyć, niż samo zadraśnie” Bogdaniec, dni niewoli Bydgoszcz dn. 2/XI 1939
„Lecz wśród grad kul dostałem się do szarej niewoli lecz we krwi zbroczony nic nie widziałem. A tu koło mnie widzę siostrzyczka piękna sercem matusi, a to jest siostra Biedronka. Wtenczas dopiero wzdycham powietrzem zdrowem jak kwiat którom jest właśnie siostra Nowakowska serdeczne dzięki.” L. Szaferski.
„Jak kamień na grobie oparty, każdego przechodnia zaczyma, tak Ty przewracając te karty spójż na mój podpis oczyma” K.H. 26.X.1939.
„Pannie Małgosi, która okazała się prawdziwą Polką, bo podchodziła do wszystkich z sercem” Dr Dzionara Edmund Szpital Garnizonowy Bydg. W listopadzie 1939
„Miej serce Polki, duszę anioła/Chartuj Swą wolę wśród życia burz/ A przed nieszczęściem nie schylaj czoła. Bądź opiekunką złamanych dusz.”
Jaworska Janina siostra PCK.
„Żebyś pamiętała o mnie tak jak teraz i potem w niebie, życzę sobie tego kiedy spocznę w grobie o wolność ojczyzny naszej” B. Narloch z Torunia, listopad 1939
„W sercu być ranny kilka...przeżyć dni ciężkie...młodość radosna, a wielkie męki tego serca...Dla pamięci ze szpitala wojennego i troskliwej opieki siostrzyczki Biedronki” K. Weryński.
„Pamięć pobytu mego w szpitalu dla polskich jeńców i szczerą opiekę uwiecznia miłej i zacnej siostrzyczce Jan Bela, Bydgoszcz, w listopadzie 1939
„39 Mież siły na zamiary a nie zamiary według sił. Wówczas ojczyzna nasza będzie potężna źródło światła i wiary A tobie życzę szczęścia i powodzenia” Bartek (dopisek: na pamiątkę wpisany lewą ręką).
„ U góry róże, na dole mech/kto Małgosi nie kocha/ten ma wielki grzech.
Ku pamięci niech ci się siostra Janka kręci w pamięci. J. Michalska sala opatrunkowa
Są jeszcze w niewielkim pamiętniku podpisy z datami dr. B Murawskiego, sanitariusza Chmieleckiego, siostry Wandy z sali opatrunkowej.
Jest też kartka osobna, złożona, o rozmiarach 20,5 cm x 14,5 cm, stanowiąca istotny dokument, zaświadczenie o pracy. Krótka treść w języku niemieckim informuje, że Malgorzata Nowakowski w okresie 13/IX – 8/XI 1939 pracowała jako sanitariuszka, pomoc szpitalna
Bromberg 9. November 1939 oraz pieczątka: Kriegsgefangenenlazarett Bromberg Verwaltung Oberzahlmeister Grombowski (podpis niewyraźny)
Wspomina Małgorzata
Trudno jej było wracać bez wzruszenia do tamtych lat, do czasu pracy w szpitalu dla polskich jeńcow wojennych. Nigdy tego nie robiła, żadnych notatek, zapisków. Kilkanaście lat przed śmiercią, trzymając w ręku pamiętnik, w otoczeniu najbliższych zaczęła opowiadać. W tej relacji chcę zachować każde słowo, stylistykę narracji, ukształtowanej przez emocje, skrywanej w milczeniu. Aby nie być posądząną o egoizm, aby niezwykłość tego momentu dziejowego była odbierana jako rzecz normalna, bo trzeba było, bo ktoś to musiał robić.
- W szpitalu dla jeńców dostałam salę, dwudziestu pacjentów, przykazania od lekarza ordynatora, doktora Chełkowskiego i tak się zaczęło. Najgorzej na początku, ze zmianą opatrunków...
Przywozili ich z frontu, bandaże zaschnięte, skorupy. Rozrywałam zamykając oczy, nie mogłam patrzeć, płakać, patrząc na ich łzy, ból. Nie byli to zwykli ludzie, zwykli pacjenci, zwyczajne rany. Proch, gangrena...
Maści Burowa, ichtiolowa i jeszcze jakaś. Miałam ponumerowane którą komu przykładać. Po kilku dniach pracy, gdy już bardziej ich poznałam pytałam skąd są, kogo zawiadomić. Kto mógł pisał listy, za niektórych pisałam sama, pod dyktando...
Kiepsko było z jedzeniem. Wodniste. Dopisywałam do listów, że gdyby ktoś z rodziny mógł przyjechać, żeby zabrał trochę wiktuałów. Odwiedziny nie były dozwolone.. Przed wejściem do szpitala stał hitlerowiec z karabinem i wpuszczał jedynie tych z przepustką, personel. Umawiałam się tak, że dla przyjezdnych będę niby kimś z rodziny. Przyjeżdżali, zupełnie obcy mi ludzie, ja w drzwiach ich całowałam, zgrywałam idiotkę: kochana ciociu, jak zdrowie, co u was, na wsi...Udawało się.
Po jakimś czasie szpital i moi chłopcy byli zaopatrywani zupełnie nieźle, jak na tamte czasy. Były i soki, i legumina, i trochę mięsa. Może dlatego, za tę staranność i zapobiegliwość miałam takie uznanie wśród swoich chłopców.
Służba moja w szpitalu skończyła się w grudniu. Przyjechały budy, Niemcy kazali przygotować pacjentów do podróży. Wywieźli wszystkich w głąb Niemiec.
Szpital garnizonowy przejęli hitlerowcy. Pytali czy będę nadal pracować. Nie zgodziłam się. Już mnie tam nie widzieli.
* * *
Historia sanitariuszki Małgorzaty podobna jest wielu epizodom tej strasznej wojny. Poprzez swoją zwyczajność staje się bliska przeżyciom tych młodych panienek, dwudziestoletnich, dla których wojna była egzaminem z życia, dojrzałości, patriotyzmu i godności.
Trzymam dziś w ręku pamiętnik tej sanitariuszki. Trzymam z drżeniem rąk, jak gdyby była zawarta w nim niezwykle cenna, materialna cząstka jej życia. Sanitariuszka ze szpitala garnizonowego w Bydgoszczy to Małgorzata Drogorób z domu Nowakowska. Moja matka. Zmarła w 2006 roku, mając blisko 92 lata.
Tekst i fot. Bogumił Drogorób
Napisz komentarz
Komentarze