Szukając rosyjskich wpływów na charakter, zaangażowanie, warsztat twórczy, kontakty ludzi mających polski paszport itp.,itd., doszedłem do wniosku, że należałoby zacząć od siebie, bo tak będzie uczciwie i szczerze, jak powiada pewien poseł.
Jestem człowiekiem książkowym. Potrafię czytać i lubię czytać. Z pisaniem już idzie gorzej, ale daję sobie radę. Wbrew przyjętej przeze mnie chronologii mój kontakt z Fiodorem Dostojewskim zaczął się od „Idioty”, dopiero później przeczytałem „Zbrodnię i karę” oraz „Braci Karamazow”. W wyniku lektury tej twórczości odniosłem wrażenie, że ma ona na mnie duży wpływ, przede wszystkim od strony psychologicznej. Pokłosiem tego czytania jest też prezent, który otrzymałem od znajomego hokeisty na lodzie Walerego Usolcewa z Nowosybirska, który kontynuował swoją karierę w „Towimorze” Toruń, gdzie mieszkałem od trzydziestu lat. Był to samowar. Autentyk z Tuły. Dowód rzeczowy istnieje do dziś. Samowar ma duży wpływ na mnie, ponieważ w domu przebywając piję tylko herbatę, na wyjeździe kawę, maślankę i zsiadłe mleko oraz inne napoje...
Fiodor Dostojewski to klasyka, szukałem czegoś bliżej współczesności. W ten sposób natknąłem się na gościa o nazwisku Wieniedikt Jerofiejew i jego utwór „Moskwa – Pietuszki”. Już tylko po „informacji odautorskiej” uznałem, że muszę to mieć, ponieważ w pierwszym zdaniu – tym najważniejszym – pisarz, dramaturg i poeta napisał: Dzięki temu, iż pierwsze wydanie „Moskwa – Pietuszki” wyszło w jednym egzemplarzu, rozeszło się nader szybko. Tak zwany samizdat przeniknął do Europy, także do Peerelu, więc gdy wpadł w moje ręce zacząłem przepisywać na maszynie continental strona po stronie. Ten osobisty egzemplarz bardzo sobie cenię. Ale to tylko margines. Wszak chodzi o ruskie wpływy i agenturę.
Otóż w rozdziale „43 km” jest znakomity passus, który powinien wisieć w każdym barze czy poważnej restauracji przed oczami barmana, a nawet być ujęty w jadłospisie. Koktajle i nalewki. Jest ich tak wiele, że zachęcam koniecznie do lektury, bo u mnie miejsca brak. Więc tylko podam niektóre nazwy owych koktajli i nalewek: „Nurty Jordanu”, „Gwiazda Betlejemska”, „Duch Genewy”, „Balsam Kanaański”, „Łza komsomołki”. Podam tylko jeden przepis, na „Łzę komsomołki (można wyciąć, przepisać): piwo żygulowskie – 100 g, szampon „Bogacz Sadko” - 30 g, rezol do zwalczania łupieżu – 70 g, klej BF – 15 g, płyn hamulcowy – 30 g, dezynsektal, środek owadobójczy – 30 g. Wszystko to – dodaje autor – winno w ciągu tygodnia naciągnąć na tytoniu z cygar, a następnie zostać podane do stołu.
Cóż tu dodać od siebie – znajomość twórczości Wienedikta Jerofiejewa, miała i ma na mnie wielki wpływ, przyznaję bez bicia. Na komendzie.
Dodam też, że od czasu do czasu recytuję wiersze Sergiusza Jesienina. Na tym zeznanie kończę i potwierdzam własnym podpisem.
Bogumił Drogorób
Napisz komentarz
Komentarze