W kilka godzin po tym jak Lider Platformy Obywatelskiej Donald Tusk zapowiedział organizację marszu "przeciw drożyźnie, złodziejstwu, kłamstwu i za wolnymi wyborami" rozdzwoniły się telefony z pytaniem, czy z Brodnicy ktoś się wybiera.
Rosnące zainteresowanie marszem sprowokowało powołanie na tę okoliczność komitetu organizacyjnego. W jego skład weszli: Sławomir Sawicki, Henryk Kowalski, Zygmunt Rawski, Andrzej Schuetz, Artur Dombrowski, Tomasz Siekierski i Wiesława Kusztal. Spraw do załatwienia trochę się uzbierało: wynajęcie autokaru, ubezpieczenie, mapki dojazdu, powrotu i wyznaczonych parkingów, baner, znaczki itp.
Pierwsze ogłoszenia o organizacji wyjazdu do Warszawy zamieściliśmy na FB już 4 maja. Odzew był natychmiastowy. Praktycznie w kilka godzin zapisaliśmy komplet chętnych. Autokar i wodę do picia ufundowała Platforma. Reszta we własnym zakresie. Zdecydowaliśmy się na duży baner o treści; „Miasto Brodnica Czekamy na normalność”. Fundatorem baneru, a także mniejszych plakatów i przypinek został współwłaściciel firmy Multi, Tomasz Siekierski.
Z Brodnicy
spod Pałacu Anny Wazówny wyjechaliśmy około godz. 7.00. Na trasie mijaliśmy dziesiątki oznakowanych autokarów, jak my, jadących do stolicy. Już w Warszawie dołączyli do nas inni brodniczanie, którzy jechali swoimi samochodami. Wśród transparentów i flag, powiewających nad głowami uczestników marszu, bardzo dobrze widoczny był brodnicki baner i flagi z herbem naszego miasta. W czasie drogi, brodniczanie, którzy transmisję oglądali w TVN, oprócz serdecznych pozdrowień i podziękowań za reprezentację miasta w tak ważnym wydarzeniu, przysyłali nam filmiki i zdjęcia naszej grupy - nagrane z ekranu telewizora. Wsparcie naszych ziomków dodawało skrzydeł, a zmęczenie jakby odpuszczało.
W Warszawie
startowaliśmy z ulicy Myśliwieckiej, dalej Agrykolą, aż do Placu na Rozdrożu, gdzie formował się Marsz. Tuż przed rozpoczęciem marszu, stojąc na mobilnej mównicy przemawiał Donald Tusk - pomysłodawca marszu i szef Platformy Obywatelskiej, a także prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski, Lech Wałęsa - legenda Solidarności i były prezydent RP i wielu innych polityków opozycyjnych. Po krótkich przemówieniach politycy, idąc na czele, poprowadzili marsz.
Natomiast my, będąc daleko w tyle, niestety nie słyszeliśmy, ani tym bardziej nie widzieliśmy co się tam działo. Od czoła marszu oddzielały nas tysiące ludzi i morze flag. Droga przed nami się korkowała i musieliśmy przesuwać się upiornie wolno. Niezmierzone tłumy z flagami i transparentami, noga za nogą szły do Placu Zamkowego od czasu do czasu skandując jakieś stosowne na tę okoliczność hasła.
Gdy wreszcie dotarliśmy na Plac na Rozdrożu marsz nabrał tempa i trochę się rozciągnął. Dalszą trasę, która wiodła przez Aleje Ujazdowskie w kierunku placu Trzech Krzyży i dalej - przez Rondo de Gaulle'a, Nowy Świat i Krakowskie Przedmieście do Placu Zamkowego, w porównaniu z początkiem drogi, pokonaliśmy całkiem gładko i w stosunkowo krótkim czasie. Maszerując, mijaliśmy witających nas mieszkańców stolicy, którzy z balkonów machając flagami i bukietami kwiatów pozdrawiali nas serdecznie. Na Plac Zamkowy, gdzie była kulminacja manifestacji dotarliśmy ok. godz. 16.30. Za nami jeszcze długo szedł kolorowy i radosny tłum, ale o tej porze właściwie było już po wszystkim. Ci którzy dotarli tu sporo wcześniej przed nami już się rozchodzili. Mimo to, nie uważaliśmy, że coś ważnego nas ominęło. Nasze spóźnienie spowodowane było ogromną, nadspodziewaną frekwencją. Liczny udział obywateli, to było coś na czym nam wszystkim zależało najbardziej. To było wyjątkowe, jedyne takie poruszenie i mobilizacja wśród obywateli.
Nieprzypadkowa data 4 czerwca
34 lata temu - odbyły się pierwsze częściowo wolne wybory parlamentarne w Polsce po II wojnie światowej. Wtedy zwycięstwo ,,Solidarności'' dało impuls do zmian ustrojowych w Polsce oraz zapoczątkowało proces upadku komunizmu w Europie Środkowej. Teraz też jest nadzieja na zmiany.
Mimo, że marsz dobiegł końca, na powrót do domu zmuszeni byliśmy trochę poczekać. Dziesiątki autokarów musiały wyjechać z parkingu i włączyć się do ruchu. Nie było łatwo, bo był to czas powrotu warszawiaków z weekendu. Niezależnie od zmęczenia uważamy, że był to wspaniały, budujący marsz. Dominowało poczucie wspólnoty i wzajemnej życzliwości. Radosna, a zarazem podniosła atmosfera wśród wielu tysięcy ludzi. Optymizmem napawa również dość liczny udział młodych osób. Mimo półmilionowej frekwencji nie było żadnych burd, wybuchających rac i petard. Nikt niczego nie podpalił, ani nie zdemolował. Logistycznie marsz przygotowano na 6+. Droga powrotna do domu była radosna, a wśród rozmów przeważał optymizm. To wszystko razem przywróciło nadzieję, na normalność i na spełnienie się słów refrenu piosenki, którą śpiewał Jerzy Kryszak: Szczęśliwej Polski już czas.
Tekst i fot. Wiesława Kusztal
Napisz komentarz
Komentarze