Widzę ich z okna. Wpatruję się w nich i piszę, bo to strona wschodnia i słońce w tym oknie wstaje raz na dzień. Tym razem poranek i dzień cały był bez słonecznego akcentu. Gdyby nie te boćki, to raczej ponury.
Pierwsze, tegoroczne bociany oglądałem już pod koniec lutego. Przelatywały nad szosą w Obórkach, kierując się nad Rypienicę i dalej na rozlewisko przy Drwęcy. Na gnieździe urządzonym na dwóch słupach od energetyki jeden przycupnął w drugiej połowie marca, późnym wieczorem. Samotny lotnik. Dzień był deszczowy, wyglądał jak zmokła kura. Przyleciał i odleciał. Nie wrócił. Potem był dzień, gdy spotkałem latających na trasie w Pokrzydowie. Wzięły kierunek na Bachotek, może gdzieś bliżej.
Aż wreszcie, 31 marca przyleciały dwa, narciarze na długich deskach akurat latali w Planicy. Nie wiem, czy pierwsza była ona, czy on. W każdym razie odniosłem wrażenie, że przylecieli do siebie. Wszystko im pasowało. Nie wiercili się, żadnego śladu modernizacji. Gnizado dobrze im znane.
Zapewne wiedząc, że są u siebie on zamachał skrzydłami, ona stanęła tyłem i dziób uniosła także do tyłu. Piękny, wiosenny obraz. Rozkoszy i miłości. Tak jak ich wychowała matka natura.
Tekst i fot. Bogumił Drogorób
Napisz komentarz
Komentarze