Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 22 czerwca 2025 04:47
Reklama

Samo życie. Milionerka

Samo życie. Milionerka

O rodzinie ojca, jego dziadkach, czy kuzynostwu nie wiedziałam prawie nic. No, może tyle, że w czasie II wojny światowej wyemigrowali z Polski. Podobno przez Europę Zachodnią, ci którzy przeżyli, dotarli do Argentyny. Tyle udało się ustalić przez Polski Czerwony Krzyż. Mój tata był jedynakiem, dlatego po śmierci jego rodziców, tu w Polsce, nie miałam żadnej rodziny z jego strony.

Rodzina ze Stanów

Jakiś czas temu otrzymałam pismo z kancelarii prawnej z USA, w którym poinformowano mnie, że prowadzą sprawę spadkową po śmierci brata mojego dziadka. Spadkodawca nie pozostawił dzieci ani rodzeństwa. Zgodnie z prawem spadkowym właściwym dla miejsca zamieszkania mojego spadkodawcy, czyli USA, dziedziczą najbliżej spokrewnieni ze strony ojca i matki. Brat dziadka, w miejscu zamieszkania, w Ameryce, jakiś czas przed śmiercią zlecił kancelarii, zajmującej się spadkami, odszukanie rodziny w Polsce.

- Z treści pisma wynikało, że kancelaria ponosi z góry wszelkie koszty związane z postępowaniem spadkowym, a więc począwszy od kosztów gromadzenia dokumentacji metrykalnej (opłaty USC, archiwów, innych urzędów, itp.) koniecznej do udowodnienia praw do spadku, na wynagrodzeniu dla adwokata reprezentującego spadkobiercę przed sądem - skończywszy.

W załączniku przysłano mi umowę, pełnomocnictwo dla adwokatów w USA oraz pełnomocnictwo dla Kancelarii niezbędne do gromadzenia dokumentacji metrykalnej w Polsce, udawadniające pokrewieństwo ze spadkodawcą. Wyjaśniono mi także, że muszę udać się do Ambasady USA w Warszawie w celu dopełnienia wszystkich formalności w tym potwierdzenia mojej tożsamości.

Nie dowierzałam, że to mnie spotkało. Z pisma wynikało, że dziedziczę majątek o znacznej wartości. O szczegółach miałam dowiedzieć się po załatwieniu formalności.

Siedziałam jak skamieniała, w głowie galopowały mi tysiące myśli. Niby nie wierzę w cuda, ale akurat teraz, gdy moja przyrodnia siostra, córka mamy z poprzedniego małżeństwa, odziedziczyła nasz dom w którym mieszkałyśmy i kazała mi się wyprowadzić - dostaję spadek. Spadło to na mnie jak grom. Nie miałam oszczędności, aby kupić mieszkanie. Byłam załamana.

A tu taka niespodzianka

Gdy minęły pierwsze emocje zaczęłam załatwiać kwity potrzebne w Ambasadzie. Cały czas nic nikomu nie mówiłam. Bałam się zapeszyć, i jakoś, tak przez skórę, czułam, że mogą być z tego kłopoty. Trochę to trwało, ale nadszedł ten dzień. Wsiadłam w autobus i pojechałam do Warszawy. Kilka godzin później wróciłam z numerem nowego konta, z kartą do bankomatu i świadomością, że stać mnie na wszystko. Jestem milionerką. Jak dotarło to do mnie, to zaczęłam się bać. Skoro wiedzą w banku, że na konto wpłynęło mi tak wiele pieniędzy, to wszyscy w mieście będą wiedzieć. Usiadłam na kanapie i zaczęłam płakać. Nie wiem dlaczego. Ze strachu, z emocji?

- Jestem sama i nie wiem co z tym począć…Z tych nerwów zaczęła mnie boleć głowa. Poszłam do lodówki, po odrobinę lodu, żeby przyłożyć do rozpalonej twarzy. Ledwo zostałam milionerką, a już wyglądam jak śmierć na chorągwi - pomyślałam widząc swoje odbicie w lustrze. Do nowej sytuacji musiałam nabrać dystansu i pewności, że na razie nie powinnam robić rewolucji. Najpierw poszukam mieszkania i niech dalej wszystko po kolei się układa. Cały weekend spędziłam na sprzątaniu i porządkowaniu papierów i innych rzeczy, bo czas do wyprowadzki się kurczył.

Zadzwoniłam do Romka, to stary przyjaciel, żeby pomógł mi z poszukaniem mieszkania i doradził, u jakiego kamieniarza zamówić pomnik, bo zdecydowałam, że na początku zadbam o grób rodziców. Należy im się piękny i okazały. Całe ich życie było skromne. Odmawiali sobie wszystkiego co było choćby namiastką luksusu. To niech teraz mają grobowiec na bogato.

Romek, on nigdy nie odmawia pomocy i za wiele nie dopytuje się o szczegóły. Pojechaliśmy do kamieniarza. Pokazał wzory pomników, było w czym wybierać. Dość gładko poszło mi dogadanie różnych detali. Zamówiłam piękny grobowiec z czarnego granitu, z dwiema kolumnami po bokach. Całość miała kosztować sporo pieniędzy.

- To fura kasy - zdziwił się Romek, gdy wyszliśmy na zewnątrz. Weźmiesz na ten pomnik pożyczkę, czy co? Będziesz go spłacać całe życie. Zastanów się.

- To nie tak- zaprzeczyłam.- Złożyliśmy się w kilka osób z rodziny. Dali wszyscy. Kto ile mógł. Uzbierało się.

- A przecież ty, poza przyrodnią siostrą, z którą się zbytnio nie kochacie, nie masz rodziny - powiedział po namyśle.

- Mam, ale dalszą.

- Tak, odszukałaś ich. Nic nie mówiłaś. To dobrze, że się odezwali - Mów, jak to było.

Zaczęłam coś bąkać i z ogromnym trudem udało mi się wybrnąć z tej sytuacji. Nigdy nie umiałam kłamać, a teraz, skoro już zaczęłam będę musiała opanować tę sztukę.

Milionerka w pracy

Uwielbiam być nauczycielką. To moja pasja. Chociaż tę moją miłość studzi młodzież, która z roku na rok staje się coraz trudniejsza. Warunki pracy narzucone przez władzę, też nie spełniają oczekiwań większości kadry pedagogicznej. Ale póki co daję radę i bez większego przymusu idę do szkoły. Z tą różnicą, że teraz idę bez obaw czy dam sobie radę, gdy na plecy wejdą mi kolejne lata: czy wystarczy mi zdrowia i chęci do pogłębiania wiedzy, którą trzeba przekazać uczniom. Świat przecież nie stoi w miejscu i szkoła, nauczyciele też muszą nadążać za zmianami. Teraz na lekcje wchodzę z poczuciem, że praca do emerytury to będzie mój wybór, a nie konieczność. I to była pierwsza widoczna zmiana na lepsze.

Pieniążki kto ma…

W Warszawie kupiłam piękne, duże mieszkanie i wyposażyłam je w eleganckie meble i sprzęty. Pozwalam sobie na kino i teatr. Stopniowo zaczęłam wchodzić do luksusowych sklepów z elegancką odzieżą i biżuterią. Stać mnie na zakupy, jednak nie ulegałam ich urokowi. Trochę tylko zmieniłam garderobę, ale dalej pozostałam taka jak dawniej. Nie chciałam nagle rzucać się w oczy. Ciągle pamiętałam jak żyłam jeszcze niedawno. Kim byłam. Kim jestem teraz i kim chcę być - to wciąż jest dla mnie wielki znak zapytania. Tym bardziej, że mój bankowy opiekun zachęca mnie do zainwestowania części pieniędzy w jakiś biznes. Myślę o tym, ale ponieważ absolutnie nie znam się na interesach do wszystkiego muszę podchodzić z dużą rezerwą. Póki co zaczęłam zastanawiać się nad kupnem samochodu. Prawo jazdy zrobiłam podczas studiów, ale od tamtej pory nie prowadziłam auta. Na razie skończyło się na kupnie kina domowego i super radia z odtwarzaczem do płyt. Oczywiście razem ze sprzętem AGD dla zmyłki wszystko wzięłam na raty.

Wciąż się bałam

żeby podzielić się wiadomością o spadku. Na Wszystkich Świętych, osoby, które przyszły na groby sąsiadujące z miejscem pochówku moich rodziców, zauważyły, że zamiast skromnej lastrykowej płyty stoi okazały grobowiec. Nawet siostra, która dopiero teraz go zobaczyła, choć wiedziała wcześniej, że stawiam pomnik dla rodziców, nie kryła zdziwienia. Czułam, że ludzie przyglądają mi się podejrzliwie. A siostra powiedziała, że już wcześniej docierały do niej różne plotki, między innymi, że mam bogatego sponsora, gdzieś z zagranicy. Milczałam. Niestety, nie miałam z kim porozmawiać o mojej historii. Przecież na samym wstępie musiałabym powiedzieć prawdę o spadku. A tego nie chciałam.

Dokuczała mi samotność

Unikałam koleżanek, bo czułam, że za moimi plecami mnie obgadują i było mi nieswojo w ich towarzystwie. Na temat mojego życia snuły różne domysły. Wiedziały, tylko, że się wyprowadziłam do Warszawy. Do szkoły dojeżdżałam. Z Romkiem też nie utrzymywałam bliższych kontaktów, gdyż on na jakiś czas wyjechał do pracy za granicą. Po kilku miesiącach spotkaliśmy się przypadkiem, a może to nie był przypadek, na eko- jarmarku. O Romku myślałam coraz częściej…

- Chodź, Haniu, właśnie coś wypatrzyłem dla ciebie. Powiedz, czy to ci się podoba. Pokazał mi zawieszkę z bursztynu w kształcie serca. Zrobiło mi się miło. Ale nie powinieneś wydawać na mnie pieniędzy – skarciłam go.- Wiem, jak ciężko na nie pracujesz. - Nie żartuj. Od czasu do czasu mogę. Poza tym awansowałem - powiedział.

To był ten moment

Nagle poczułam, że muszę mu powiedzieć o tym, co mi się przydarzyło. Poprosiłam, aby zawiózł mnie w piątek do Warszawy. Przyjechaliśmy jego starym volkswagenem pod nowiutki apartamentowiec, gdzie mieszkałam. Romek nic nie mówił. Nawet gdy otworzyłam ciężkie drzwi wejściowe i weszliśmy przez otwarty przedpokój do dużego salonu za którym była kuchnia, dalej sypialnia, garderoba, łazienka i wc. Oniemiał. - Muszę ci coś powiedzieć. - To wszystko moje. Pewnie zastanawiasz się, skąd mam na to pieniądze. Otóż dostałam ogromny spadek - wypaliłam. Zamierzam zacząć nowe życie...

- No tak - powiedział. - Nie wierzyłem, że krewni dali ci kasę na nagrobek.

- Kryję się z tym ze strachu.

- I dobrze. Co za historia! Opowiadaj! Przy takiej kasie możesz założyć jakiś biznes: salon kosmetyczny, kwiaciarnię… Kobiety o tym marzą. A może podróże?

- Tak, pomyślę o tym. Podróże, na pewno. Chociażby dzisiaj. Pojedziesz ze mną?

- Jesteś milionerką - powiedział. To tym bardziej nie mam szans, choć myślałem, że może kiedyś… no ale byłem marny dla nauczycielki, to teraz jest jeszcze gorzej.

- Co ty wygadujesz?- krzyknęłam. Prosiłeś o coś kiedyś? Nie! To teraz bądź cicho i nie pleć głupstw, że nie chcę cię, bo jestem bogata.

- Przepraszam. Nie denerwuj się Haniu. To co jedziemy, ale dokąd?

- Dobrze jedziemy, ale najpierw musisz coś załatwić - mówiłam. Najwyższy czas.! - Powiedz to wreszcie- wykrzyknęłam. Romek otworzył usta i zaczął coś bąkać. - Ja, ja… Kurcze, nawet nie umiem się oświadczyć…

Ukląkł i milczał. Złapałam go za rękę.

- Oświadczasz mi się?

- Tak! Przecież wiesz co do ciebie od lat czuję. Nie udawaj, że nie wiedziałaś.

- Ok. Oświadczyny przyjęte

- Ale ty, milionerka, a ja …

- O to się nie martw. Zaczynam nowe życie. Z tobą!

Wysłuchała i zanotowała: Wiesława Kusztal

Fot. Pixabay


 


 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Ostatnie komentarze
Autor komentarza: LupusTreść komentarza: Narazie zabawa. Oglądaliśmy rzuty. Grzmi tylko oszczepniczka małolatka U-14. Za rok prawda o potędze wyjdzie albo nie. Kto wejdzie na bieżnię, ten jest lekkoatletą, a ten kto z nimi jest na bieżni jest trener z nazwy. Data dodania komentarza: 16.05.2023, 20:44Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Sukcesy brodnickich biegaczyAutor komentarza: KuracjuszkaTreść komentarza: Ale NUMER opisał super Redaktor Bogumił! A tak naprawdę - to z czekaniem do sanatorium - to też numer i to w kolejce długiej! A tyle dajemy na NFZ, by zdrowym być i marzyć, by mieć wciąż te dzieścia lat.. kuracjuszka, ale jeszcze bez numeru.....Data dodania komentarza: 11.05.2023, 20:13Źródło komentarza: Sanatoryjny numer 4457Autor komentarza: joko Treść komentarza: Niech się wasz trener nie chwali . Słyszałem ze dawniej jemu wszystkie plany przysyłał i był na obozach jakiś trener z Iławy. Dlatego w mukli miał nawet mistrzów Polski na 400m i w sztafetach. Teraz leci na jego planach, ale wyników medalowych to oni od 6 lat nie mają, bo z tego trenera zrezygnował. Mukla ma nawet dobry do LA stadion a lepiej żeby miała dobrego trenera do medali. Chyba że wpadnie mu jakiś zawodnik co był już mistrzem Polski, to może zrobi z niego mistrza województwa. Data dodania komentarza: 9.04.2023, 09:00Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Pot i ciężka pracaAutor komentarza: lolek Treść komentarza: Mierne ta wyniki latem mieliścieData dodania komentarza: 8.04.2023, 20:30Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Pot i ciężka pracaAutor komentarza: WiKTreść komentarza: Życzę powodzenia i zachwyconych gości. Oczywiście ciekawa jestem jak kaczka się udała?Data dodania komentarza: 7.04.2023, 23:17Źródło komentarza: Kaczka faszerowana kasząAutor komentarza: CzesiaTreść komentarza: Super Wiesiu! Takie danie po nowemu zrobię na te Święta, bo do tej pory głównym dodatkiem był ogrom jabłek... Dzięki za przepis.. Dam znać, jak smakowała gościom... pozdrawiam już z apetytem! CzesiaData dodania komentarza: 7.04.2023, 17:17Źródło komentarza: Kaczka faszerowana kaszą
Reklama
Reklama