Byli typowym polskim małżeństwem. Mieszkali w małym miasteczku z dwójką dzieci i psem, który się do nich przybłąkał.
Oboje pracowali na tzw. państwowych posadach. Ich pensje nie zawsze pozwalały związać koniec z końcem, ale powolutku, kosztem wielu wyrzeczeń, dorabiali się, spłacali kredyt i wciąż marzyli o lepszym życiu. Życiu bez pożyczek i bez kolejnego lata spędzonego przy remoncie.
Wyjechałem do pracy za granicę, a żonę i dzieci zostawiłem pod opieką kuzynostwa. Byli bezdzietnym małżeństwem. Do pracy w Norwegii wyjeżdżałem z ciężką głową od myślenia o tym wszystkim co może się wydarzyć, gdy mnie nie będzie. Ale od ciężkiej głowy jeszcze cięższe miałem serce. Wiedziałem, że będę tęsknił za rodziną, za żoną. Byliśmy jeszcze młodzi, a dzieci małe. W Norwegii kumple mojego kuzyna przyjęli mnie serdecznie. Od początku miałem bardzo dobrze płatną robotę i dość dobre warunki mieszkaniowe. Wynajmowaliśmy urządzone mieszkanie. Żyliśmy skromnie. Nie robiliśmy żadnych libacji, ani w żaden inny sposób nie trwoniliśmy pieniędzy. Wszyscy mieliśmy jeden cel - zarobić kasę i jak najszybciej wracać do domu.
Od rodziny przychodziły dobre wieści
Z żoną i z dziećmi mogliśmy rozmawiać na video. Rozmowa z kamerkami i oglądanie ich na żywo pomagała mi znosić tęsknotę. Ale, mimo że wszystko wyglądało dobrze, to wciąż dręczyły mnie jakieś złe przeczucia. Nie wiem co było przyczyną tego czarnowidztwa. Żonie i dzieciom zapewniłem opiekę kuzyna, któremu ufałem jak bratu, no i do domu wysyłałem trochę pieniędzy, żeby podreperować ich budżet i zrekompensować rozłąkę. Resztę, zgodnie z tym co ustaliliśmy z Monią, wpłacałem na konto. Wszystko szło zgodnie z planem. A jednak coś mnie trapiło.
Krzysztofa znałem od dzieciństwa
Byliśmy bliskimi kuzynami. Uważałem go za dobrego kumpla i kuzyna jednocześnie. Jego żona, Iwona, też wydawała się w porządku. Kontakt się urwał, gdy oni zaraz po ślubie, za pieniądze z prezentów, wyjechali na Zachód. Bardzo mi go brakowało. Przez jakiś czas dzwoniliśmy do siebie często, potem jakoś ucichło. Ja też się ożeniłem, później urodziły się dzieci i sprawy rodzinne pochłonęły mnie bez reszty. Spotkaliśmy się dopiero po kilku latach na okrągłej rocznicy małżeństwa naszych dziadków. Spotkanie było bardzo serdeczne. Nasze żony od razu się polubiły. A kuzynostwo zauroczyli się dziećmi. One zresztą też przepadały za ciocią i wujkiem.
- Musisz być bardzo szczęśliwy z taką rodziną – mówił Krzysztof.
Rzeczywiście, czułem się szczęśliwy, życie zatruwały mi jedynie ciągłe kłopoty z kasą. Mimo, że wiele pracowałem to z trudem wiązaliśmy koniec z końcem, brakowało wielu potrzebnych rzeczy i sprzętów do urządzenia domu. Moi rodzice przenieśli się do naszego mieszkania, a my poszliśmy do ich domu, który wymagał remontu. Oszczędności nie mieliśmy. Trzeba było wziąć kredyt. Z trudem, bo z trudem, ale jakoś udawało nam się go spłacać i remontować dom. Jednak w pewnym momencie urosły raty, także ceny materiałów, a zarobki stały w miejscu. Z finansami zrobiło się ciasno.
Krzysztof i jego żona stali się u nas częstymi gośćmi
Po pewnym czasie zaproponowali nawet, żebyśmy na czas wykończenia ich mieszkania, które kupili po powrocie do kraju, wynajęli im jeden z pokoi. Pomogą nam w ten sposób spłacać kredyt. Zgodziliśmy się z radością. Serdecznie przyjęliśmy ich pod swój dach. Wszystko układało się jak najlepiej. Dzieci polubiły wujka i nową ciocię. Często wychodzili z nimi na spacery, a nawet wyjeżdżali w weekendy do różnych atrakcyjnych miejsc. Było nam to na rękę. Maluchy miały zapewnioną rozrywkę, a my czas na swoje sprawy. Krzysztof i Iwona nie mogli mieć własnych dzieci i to pewnie spowodowało, że bardzo zbliżyli się do naszych. Któregoś dnia, gdy po całym dniu w pracy, a potem jeszcze po wielu godzinach spędzonych na dachu gospodarczego domu, usiadłem padnięty przy kuchennym stole, kuzyn powiedział do mnie - nie wiem jak długo jeszcze będziecie się tak szarpać. Szkoda życia. Zrozum, tu nigdy nie wyjdziesz na prostą. Zanim skończysz rozbudowę domu, to już będziesz musiał go remontować.
A lata lecą
- To co mam zrobić? Już nie mogę więcej brać dodatkowej roboty. Monia też haruje, żeby tylko zaoszczędzić trochę pieniędzy. Uprawia warzywa, potem robi przetwory. Gania po lumpeksach, żeby kupić coś ładnego i dobrego, ale za nieduże pieniądze. Co jeszcze?
- Mam dla ciebie propozycję – powiedział. Moi kumple, którzy zostali w Norwegii, potrzebują pomocnika. Zarobki, w porównaniu z tym co tutaj, tam są świetne. Jak będziesz z głową się rządzić, to w krótkim czasie zarobisz forsę potrzebną na wykończenie domu i na spłatę kredytu.
- Nie wiem, czy dałbym radę. Nie znam języka. Co bym miał tam robić?
- Potrzebują cieśli, a ty sobie świetnie radzisz. Przyglądałem się twojej robocie na dachu. Warto spróbować. Ku mojemu zdziwieniu mojej żonie bardzo się ten projekt spodobał. Stwierdziła, że to dla nas wielka szansa, a ona przy pomocy kuzynostwa świetnie sobie poradzi. - Przecież to tylko na jakiś czas, mówiła. Wahałem się, biłem z myślami. Serce pękało mi na myśl o rozstaniu z rodziną. Ale perspektywa dużych zarobków była bardzo kusząca…
Pojechałem do Norwegii
Praca okazała się trudniejsza, niż przypuszczałem. Zarobki rzeczywiście były super. Szef płacił dużo, ale też dużo wymagał. Rzeczywiście koledzy Krzysztofa bardzo mi pomagali. Jednego z nich, Piotra, poznałem wcześniej. Mieszkał w pobliżu moich krewnych, do których w młodości jeździłem na wakacje. On najbardziej podtrzymywał mnie na duchu, gdy łapałem doła i gotów byłem rzucić wszystko i wracać do domu. Dopiero po kilku miesiącach udało mi się na krótko wyrwać do rodziny. Jechałem stęskniony, z torbą pełną prezentów, dla wszystkich. Dla żony, dzieci i Krzysztofa z Iwoną.
Byłem taki szczęśliwy, że ich zobaczę
Do domu dotarłam bardzo wczesnym ranem, nikt się mnie nie spodziewał i wszyscy powinni jeszcze smacznie spać. Otworzyłem drzwi i po cichu, żeby nie obudzić dzieci wszedłem do sypialni. Stanąłem jak wryty. Moja żona i mój kuzyn spali przytuleni, zupełnie nadzy…
Poczułem jak podłoga ucieka mi spod nóg. Kompletnie straciłem głowę. Zacząłem strasznie krzyczeć i rzucać w nich czy popadnie, co miałem w ręku: prezentami, torbą podróżną, butelką z wodą….Opanowałem się dopiero na widok Zuzi, która przerażona stanęła w drzwiach sypialni. Moja żona po prostu uciekła. Nago, tak jak spała.
Krzysztof, wybąkał, że ją kocha, i zaczął zbierać swoje ubrania. Przerażona Zuzia zapłakana i roztrzęsiona schowała się w kąt. A ja nie mogłem uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Wyjechałem żeby zarobić dla rodziny. Przyjeżdżam i widzę, że nie mam już rodziny. Co gorsza poczułem się winny. Straciłem czujność. Zaufałam fałszywym ludziom. No i sam wpuściłem zło do naszego domu i do naszego życia ! Teraz dopiero to wszystko do mnie dotarło. Wszystko zrozumiałem. Krzysztof na zimno postanowił odebrać mi to co kochałem najbardziej. Moją rodzinę. Moją żonę. Pozbyli się mnie z domu. A ja na to pozwoliłam… Przez swoją głupotę i naiwność, ale też przez pazerność.
Ocknąłem się w szpitalu
Miałem zawał serca. Przez kilka tygodni cały czas byłem na prochach, bo jak tylko przestawałem brać mój stan się pogarszał. Lekarze zalecali spokój. Ale jaki spokój, po tym co mnie spotkało? Momentami nie chciałem walczyć o życie.
Ale jak żona przyprowadzała do mnie, do szpitala, dzieci, to docierało do mnie, że muszę walczyć jeśli nie dla siebie, to dla nich. One były takie biedne, wystraszone. Chyba nie całkiem rozumiały co się dzieje. Chciały zostać ze mną w szpitalu, a gdy musiały wyjść, to płakały. Ja też musiałem mocno się pilnować, żeby się nie rozkleić. W efekcie, z obawy, że to źle wpływa na moje zdrowie, lekarz zabronił im odwiedzin. Od czasu do czasu rozmawialiśmy rzez telefon. To musiało nam wtedy wystarczyć.
Monia z dziećmi, zgodziłem się na to, zamieszkała z Krzysztofem w jego mieszkaniu. Jego żona Iwona, wyprowadziła się do swoich rodziców. Gdy ja już na stałe, mam taką nadzieję, wróciłem ze szpitala i z sanatorium, to dzieci bardzo często są ze mną. Tu mają swoje pokoje i chyba czują się ze mną dobrze.
Nie wróciłem już do Norwegii
Ale byłem mile zaskoczony, gdy koledzy przywieźli rzeczy, które tam zostawiłem i zarobione przeze mnie pieniądze, jakie dla mnie przekazał nasz szef. O mojej sytuacji opowiedział im Piotr, któremu z kolei powiedział ktoś z jego bliskich. Po powrocie do zdrowia znalazłam pracę na pół etatu, kilka ulic dalej od domu. Teraz każdą wolną chwilę poświęcam dzieciom, które, tak mi się wydaje, wciąż są smutne. Nic dziwnego, one straciły poczucie bezpieczeństwa. Raz mieszkają z mamą, a raz ze mną. Ale z tego co widzę coraz częściej się śmieją i stają się beztroskie. Mam nadzieję, że z czasem wszystko się ułoży.
O rozwodzie, z obawy przed stresem
który mógłby przysporzyć mi nowych problemów póki co nie rozmawiamy. Dom, po moich rodzicach jest mój. Monia nie robiła żadnego problemu. Nawet Krzysztof, nie chce zwrotu pieniędzy za swoją pracę przy wykańczaniu naszego domu. Coraz częściej Monia zostaje z dziećmi w moim domu, przychodzi też do ogrodu, gdzie razem z dzieciakami, tak jak dawniej, uprawia warzywa i robi z nich i z owoców przetwory.
- Jak będzie dalej? Nie wiem. Ale gdy jesteśmy w czwórkę, to zdarza mi się zapomnieć o niedawnej traumie. Ostatnio coraz częściej zadaję sobie pytanie, czy mógłbym Monice wybaczyć. Poprosiła o to, kilka dni temu. Dziś jeszcze nie jestem gotowy, wciąż odczuwam ból po zdradzie, ale w przyszłości, kto wie. Dzieci są tego warte…
Notowała: Wiesława Kusztal
Napisz komentarz
Komentarze