W ostatnich dniach, dosłownie w ostatnich, udały mi się dwie rzeczy. Po pierwsze: kupiłem firmę za przysłowiową złotówkę, nawet nie euro, a po drugie, założyłem fundację.
Firma nazywa się krótko „Nauka i jeszcze raz nauka”, natomiast fundacja, wchodząca od razu w skład organizacji pozarządowych ma bardziej rozbudowaną nazwę – Fundancja Nauki i Kultury Osobistej.
Poszło mi z tym błyskawicznie, rejestracja odbyła się jeszcze z datą wsteczną, ze stycznia jestem. Konkretnie z 31 stycznia br.
Dalej też było błyskawicznie, bo dowiedziałem się od szwagra mojej ciotki a zarazem matki chrzestnej, że nadszedł czas składania wniosków o dotację, ale trzeba szybko, bo wszystko jest na styku. Tak powiedziała.
Błyskawicznie wsiadłem do pociągu jadącego z Katowic przez Brodnicę do Gdyni. „Flisak” się nazywa. W pociągu spotkałem wuja Jana, który zmarł trzydzieści lat temu, ale był kolejarzem.
- Jak miło, wuju, widzieć ciebie – rozłożyłem przyjaźnie ręce do powitania.
- Bilety do kontroli - powiedział wuj ostro, poprawił krawat na gumce i zasalutował do czapki z połamanym kilkudziesięcioletnim daszkiem.
- Wuju Janie – spróbowałem - a wuj jeszcze w pracy?
- Już dawno na emeryturze, ale pociąg to dla mnie drugie życie. Obejdę wagon i wrócę do ciebie.
A to niespodzianka! Wuj Jan miał zawsze wiele ciekawych historii do opowiedzenia, sypał jak z rękawa. Może teraz coś dołoży?
- No to mów co u ciebie – rozsunął drzwi, usiadł na ławce, nogi wyciągnął, ale, że był służbowo, czapkę miał na głowie.
- Jadę do ministerstwa wuju, wniosek złożyć...
- Znaczy się jedziesz do Warszawy?
- Oczywiście, ale najpierw do Gdyni, tam mam przesiadkę na pendolino i jadę do stolicy.
- Mądrze robisz – wuj przytaknął – najlepsze są trasy z przesiadkami. One wyrabiają w człowieku chęć podróżowania. A czym się zajmujesz?
- No jak to, czym? Niczym, wuju Janie. Nic nie robię, oprócz tego, że się uczę. Nieustannie się uczę. Dzieciaki szkoły pokończyły, studia porobiły, a ja nadal się uczę. Wandzia, moja żona, ta co najpierw miała wyjść za Niemca, też się uczy, ale ona bardziej w domu. Natomiast ja się uczę wszędzie, a najlepiej w pociągu. Na przykład – mógłbym pojechać z Brodnicy do Iławy z przesiadką w Jabłonowie. Ale to każdy głupi potrafi. Jak do Warszawy jeżdżę, to albo z przesiadką w Gdyni, albo w Katowicach, bo ten „Flisak” ma trasę Gdynia – Katowice. Z Katowic do Warszawy, to już małe piwo. Raz sobie dogodziłem i z Katowic leciałem samolotem...
- Do Warszawy?
- Nie, do Gdańska, na lotnisko Lecha Wałęsy. Tam miałem przesiadkę na Okęcie. Cały czas się uczę.
- Tak, chłopcze, podróżowanie, to piękna rzecz – rozmarzył się wuj. - Opowiem ci historię jak to ze mną było, z tymi pociągami....
* * *
Na koniec mała dygresja. W ostatnim czasie udały mi się trzy rzeczy. Do dwóch wspomnianych wyżej nie ma potrzeby wracać. Trzecia rzecz, to złożenie wniosku konkursowego na rozwój nauki i jeszcze raz nauki. Wniosek nie tylko został w ministerstwie złożony – choć przyznam, że w ostatniej chwili – ale też rozpatrzony. Na dodatek pozytywnie! Jak dobrze pamiętam było tego coś koło 126 mln złotych. Nie euro, broń Boże. Najważniejsze, że zdążyłem!!!
Bogumił Drogorób

Napisz komentarz
Komentarze