Prawie jednocześnie Jagoda i jej mąż stracili pracę. Ich stabilny dotąd świat zawalił się jak domek z kart. Oboje w swoich firmach mieli dobre pozycje. Byli pozytywnie ocenianymi pracownikami.
Przeżyli szok, gdy z dnia na dzień ona i on wylądowali na bruku. Byli załamani. Zwłaszcza Jagoda, która w firmie pracowała od stażu. Przeszła przez kilka stanowisk, awansowała. Firma - to był jej drugi dom. Tymczasem potraktowano ją jak zbędny i zużyty mebel.
- Wpadłam w czarną rozpacz
Nie miałam siły wstać z łóżka, ani się ubrać. Mąż z kolei całymi dniami siedział przy komputerze i rozsyłał swoje CV. Po kilku dniach, na ploty i z dobrymi radami, zajrzały do mnie przyjaciółki. Chciały jakoś pomóc. Wymyślały co mogę ze sobą zrobić w takiej sytuacji. W końcu co kilka głów to nie jedna, zwłaszcza taka załamana...
- Jak się czegoś dowiem, to dam ci znać, ale ostatnio rekrutacje wszędzie wstrzymują - mówiła ze smutkiem w głosie Bożka.
- Ja to bym chyba była zadowolona, gdyby mnie wylali z roboty - powiedziała Julka, ale zaraz się zreflektowała. - Przepraszam, to jest głupie co mówię. To pewnie ze zmęczenia. Ta robota na dwóch etatach mnie zabija. - Jula jest samotną matką i tyra jak wół, żeby jakoś związać koniec z końcem. Na nic nie ma czasu. Ani na odpoczynek, ani dla dzieci, nie mówiąc o codziennym ogarnianiu mieszkania.
- Ja bym cię zatrudniła - westchnęła Halina. - Ale nie znasz się na kosmetologii.
- Tak, to prawda. O Boże, to na czym ja się znam? Ogarnęła mnie panika. Jedno było pewne, że jak będę siedziała i rozpaczała, to będzie tylko gorzej. Poszłam w ślady mojego męża.
Wysyłałam aplikacje
w nadziei, że ktoś wreszcie dojrzy w moim CV coś interesującego.
- No dobrze. Muszę uzbroić się w cierpliwość. Nie byłam młodą z wieloletnim doświadczeniem, długonogą blondynką, nie byłam mężczyzną z prawem jazdy na wszystkie możliwe pojazdy, ani, na szczęście, nie byłam też inwalidką na wózku. Bo rynek pracy szukał właśnie takie osoby. Ja ze swoją pięćdziesiątką na karku i magisterką z ekonomii nie mieściłam się w tych kategoriach. Siedziałam w domu i żeby nie zwariować ciągle robiłam porządki. Zawsze lubiłam sprzątać i mieć czysto, ale teraz to już sama czułam, że przeginam. W mojej sprawie nic się nie zmieniało. Dwa, czy trzy razy zaproszono mnie na rozmowy o pracę, ale za każdym razem kończyło się na ciszy w telefonie. U Romana, podobnie. Mógł być nocnym ochroniarzem za jakieś marne grosze. Nie skorzystał.
Najpierw do Anglii wyjechał mój mąż,
a gdy już się tam urządził, dostał pracę i wynajął mieszkanie, dojechałam i ja. Mąż pracował na wysokości i zarabiał dobrze. Mogłam spokojnie, bez pośpiechu szukać jakiegoś godziwego zajęcia. Ale bezczynność, to nie dla mnie. Sprzątnięcie małego mieszkanka też nie wymagało wielkiego wysiłku i czasu. Któregoś dnia, gdy wracałam z zakupów, zobaczyłam ogłoszenie napisane po angielsku i po polsku. Szukano sprzątaczki.
Cóż, jest jak jest, trzeba mierzyć się z realiami i możliwościami. Moja znajomość angielskiego była bardzo przeciętna. Samochodem też bałam się w Anglii jeździć. Nie mogłam użalać się nad sobą i szukać czegoś lepszego, trzeba było działać. Skorzystałam z tej oferty, blisko, bo tylko dwa przystanki metrem od naszego mieszkania. Mąż był niezadowolony i zniesmaczony, gdy powiedziałam mu że będę sprzątać.
- Jak to? Moja żona chce sprzątać w cudzych domach?
- Nie, nie chcę… Ale nie mam wyjścia. Potrzebujemy pieniędzy, żeby spłacać kredyt jaki wzięliśmy na mieszkanie dla córki.
- Pewnie, że wolałabym pracować w jasnym, klimatyzowanym biurze, ale raty kredytu i córka, która została sama z dwójką dzieci nie dają mi wyboru. Na okresie próbnym zaczęłam sprzątać w domu jednej lekarki, która już wcześniej zatrudniała Polkę i była z niej zadowolona. Chodziłam do niej dwa razy w tygodniu. Trzeciego dnia zapytała, czy może dać mój numer telefonu swojej znajomej, która też szuka osoby sprzątającej. Oczywiście zgodziłam się. Zanim upłynął miesiąc miałam już prawie każdy dzień w tygodniu zajęty.
Mąż cały czas drwił sobie ze mnie, że piorę cudze gacie. Ale, gdy mu pokazałam wyciąg z konta z zarobionymi pieniędzmi, to z satysfakcją patrzyłam jak szczęka mu opada aż do ziemi ze zdumienia i niedowierzania.
W każdym z mieszkań sprzątałam jak u siebie
Szybko i dokładnie. Właściwie mogłabym pracować na dwie zmiany, bo miałam wielu chętnych, którzy chcieli mnie zatrudnić. Coraz częściej zdarzało się, że w ciągu jednego dnia chodziłam sprzątać do dwóch domów. W czasie wakacji przyjechała do nas córka mojej przyjaciółki Julii. Chciała sobie zarobić trochę kasy na studia. Za zgodą pracodawców zabierałam ją ze sobą na sprzątanie.
Tak to się zaczęło
Trochę dzięki moim przyjaciółkom z Polski, które rozsyłały po swoich znajomych informacje, że szukam pomocy przy sprzątaniu, a trochę też przez znajomości zawarte już na miejscu w Anglii, poznawałam coraz więcej osób i do domów, w których właściciele nie mieli nic przeciwko temu, zabierałam swoje pomocnice i raz dwa obrabiałyśmy się z robotą. Wszyscy byli zadowoleni. Mieszkania w krótkim czasie wysprzątane na błysk, a mnie, także dość szybko, przybywało pieniędzy. Mąż jednej z moich klientek pracował przy rejestracji firm i to właśnie on namawiał, żebym założyła swój biznes sprzątający. Wiedział, że nie mam statusu brytyjskiego rezydenta, ale mówił, że to nic trudnego i obiecał pomóc przy doprowadzeniu sprawy do pomyślnego końca.
- Znając polskie realia, bałam się załatwiania formalności, biegania po urzędach i stania w kolejkach, po jakiś kolejny kwitek. Oczywiście musiałam to wszystko obgadać z moim mężem. A on, jak nigdy dotąd, jeśli chodzi o moją pracę sprzątaczki, zachwycił się tym pomysłem i powiedział, że będzie mi pomagał i wspierał. Załatwienie spraw związanych z rejestracją firmy nie było ani trudne, ani długotrwałe. Właściwie większość załatwiliśmy internetowo. Po niedługim czasie miałam już swoją firmę. Cieszyłam się, ale i trochę obawiałam.
Moja firma
Jedno było pewne: już nie traktowałam sprzątania jako zajęcie tymczasowe, póki nie znajdę lepszej pracy. Zwłaszcza teraz, skoro było coraz więcej chętnych na usługi mojej firmy. W krótkim czasie kolejno zatrudniłam najpierw jedną, a potem, dwie i jeszcze jedną osobę. Trzy kobiety były z Polski i jedna z Ukrainy. Z tygodnia na tydzień było lepiej. Po drodze niestety przytrafiła się kradzież. Na szczęście bardzo szybko udało się namierzyć złodziejkę i odzyskać skradzioną biżuterię. Trochę to odchorowałam, ale okradzeni ludzie nie mieli do mnie pretensji i dalej podtrzymywali z moją firmą współpracę.
- Zarabiałam całkiem dobre pieniądze i, co ciekawe, więcej niż mój mąż.
- No, kto by pomyślał, że sprzątanie to taka dochodowa praca - dziwił się Roman. A ja, gdy po porządkowaniu wychodziłam sama, lub z pracownicą, z czystego mieszkania, czułam dumę. Zdarzało się, że starsze osoby, które mnie zatrudniały chciały abym to ja osobiście do nich przychodziła. Dla nich moja wizyta była też okazją do porozmawiania. Oczywiście mój angielski już był całkiem dobry. Dla mnie miało ogromne znaczenie to, że wychodząc z czystego mieszkania, zostawiałam w nim zadowolonych ludzi, a kiedy widziałam stan mojego konta, to jeszcze bardziej lubiłam i szanowałam tę pracę. Nie tylko starsze panie, ale też młodsze kobiety, u których sprzątałam, takie odnosiłam wrażenie, lubiły mnie i cieszyły się na mój widok. Często byłam obdarowywana różnymi drobiazgami i polecano mnie i moją firmę kolejnym znajomym, aż w końcu musiałam zacząć odmawiać, bo mimo, że znów zatrudniłam nowe pracownice to bałam się, że w końcu nie dam rady i zacznę psuć robotę.
Roman też już nie kręcił nosem
na to, jak zarabiam. Wręcz podkreślał, że jest ze mnie dumny i z tego jak sobie radzę. Mało tego, sam zaproponował mi, że może zwolni się ze swojej firmy i ja go zatrudnię. Nie żartował. Rozmawialiśmy o tym dość długo. Bo on pracował bardzo ciężko i w niebezpiecznych warunkach. A gdy chciał zarobić więcej, to brał zlecenia na weekendy. Ale póki co uznaliśmy, że jeszcze przez jakiś czas bezpieczniej będzie, gdy z różnych źródeł będziemy czerpać dochód. A później się zobaczy.
W międzyczasie przyjechała do nas, razem z córkami Julia, moja przyjaciółka. Ze znalezieniem pracy nie było problemu. Był to czas urlopowych wyjazdów i trzeba było zaopiekować się jakąś starszą osobą lub sprzątać dom, czy mieszkanie po malowaniu, albo po remoncie. Po wakacjach dziewczyny z dobrą gotówką wróciły do Polski do szkoły i na uczelnię, a Julia została. Załatwiła sobie w Polsce bezpłatny urlop i tu została moją prawą ręką.
Mały, szczęśliwy świat
Liczba zleceń, które dostawałyśmy, ciągle rosła. Firma też się rozrastała. Obie cieszyłyśmy się, że tak dobrze sobie radzimy. Zyskałam tu na miejscu nie tylko dobrą pracownicę, ale też przyjaciółkę, która jest dla mnie jak siostra. Przez całe lata, jeszcze w kraju, wspierałyśmy się w trudnych chwilach i nie jedno razem przeszłyśmy. Męża, ku zadowoleniu naszej zgranej trójki, zatrudniłam jako kierowcę i fachowca do zadań specjalnych. Do Julii, osobiście, też uśmiechnęło się szczęście. W Anglii nalazła miłość na jaką tyle lat czekała. No i jej córki zapowiedziały, że wyjadą z Polski, gdzie młodym ludziom, z różnych względów, żyło się coraz trudniej. I tak w ciągu kilku lat w Anglii stworzyliśmy swój mały, szczęśliwy świat.
A jeszcze parę lat temu nie uwierzyłabym, że życie na obczyźnie może mi przynieść satysfakcję i spokój.
Notowała: Wiesława Kusztal
Fot. pixabay
Napisz komentarz
Komentarze