Hanna i jej młodsza siostra mieszkały razem z rodzicami na obrzeżach wioski położonej niedaleko powiatowego miasteczka. Ojciec prowadził niewielkie gospodarstwo, a matka pracowała w urzędzie gminy. Może to z tego powodu dla niej najważniejsze było, co ludzie powiedzą.
- Miałam dziewiętnaście lat, zdałam maturę i ja, prosta dziewczyna, dostałam się na wymarzone studia. Byłam przeszczęśliwa! Rodzice nie podzielali mojej radości. Woleliby abym znalazła sobie pracę w jakimś urzędzie i została w domu. Nawet nie chciałam o tym słyszeć.
Szukanie stancji
O mieszkaniu w akademiku mama nie chciała rozmawiać. A znalezienie stancji, spełniającej wymagania rodziców nie było łatwe. Ostatecznie trafiłam do dwojga staruszków. Dostałam pokoik z wersalką i biurkiem. Mogłam też korzystać z kuchni. Umiałam gotować i czasem gotowałam dla moich gospodarzy. Rodzice nie byli szczęśliwi z powodu mojej nauki. Wielu ludziom żyje się dobrze bez studiów - mówili. Wiedziałam, że moje kształcenie wiąże się z wieloma wyrzeczeniami z ich strony. Dlatego starałam się nie obciążać domowych finansów ponad niezbędne minimum. Wracając po weekendzie przywoziłam z domu jedzenie w słoikach. Smażone mięso, bigos, smalec domowy, ogórki kiszone i dżemy. Dało się trochę zaoszczędzić. Ale i tak łatwo nie było. Od samego początku wzięłam się ostro za naukę, żeby dostać stypendium naukowe. To pozwalało mi odciążyć rodzinny budżet, i raz na jakiś czas drobny zakup, dający poczucie luksusu. Tak wtedy żyła większość studentów.
Poza jednym…
Mając zaledwie dziewiętnaście lat zaszłam w ciążę. Poznałam go na studenckim rajdzie. Fajnie się z nim rozmawiało. On i kilku jego kolegów nie byli z naszej uczelni. Przy ognisku grał na gitarze i śpiewał. Dziewczyny wlepiały w niego wzrok. Ale Jacek wybrał mnie. Skromną, trochę zagubioną dziewczynę. Gdy zaczął padać deszcz schowaliśmy się razem z paroma osobami do namiotu. Już wcześniej piliśmy piwo. Później wino. Nie byłam przyzwyczajona do alkoholu. Urwał mi się film… Gdy się obudziłam słońce już mocno grzało. W namiocie nie było nikogo. Przeraziłam się, gdy zobaczyłam, że jestem rozebrana i co gorsza, to wtedy nie był jedyny powód strachu. Po jakimś czasie okazało się, że jestem w ciąży. Mój pierwszy raz odbył się bez mojej świadomości i co gorsza zadecydował o całym moim życiu.
Wtedy łatwo było usunąć ciążę
Nie zrobiłam tego. Bałam się Boga, rodziców i samej siebie. Byłam przerażona i samotna z kłopotem rosnącym w moim brzuchu. Pojechałam z nim do domu i od razu przyznałam się do ciąży. Wiedziałam, czym to się skończy i byłam pewna, że rodzice nie będą zachwyceni, ale musiałam im powiedzieć.
- Tak kończą się miastowe nauki - krzyczał ojciec. - Miałaś wziąć się za uczciwą pracę!
- Co za skandal! Co ludzie powiedzą - wtórowała mu matka. Panna z dzieckiem. To było twoje marzenie? - krzyczała. -Taki wstyd! Co ja wychowałam? Oboje krzyczeli. Ja płakałam. Uwierzyłam im, że przyniosłam wstyd rodzinie i że nigdy mi tego nie wybaczą, że to koniec moich planów, marzeń. Koniec wszystkiego.
Nagle matka ucichła
- Tak tego nie zostawię. Powiedziała i wybiegła z domu. Ojciec trzasnął drzwiami i też wyszedł. Tylko Basia, przerażona tym wszystkim przytuliła mnie i powiedziała: nie martw się siostrzyczko, ja ci pomogę.
Matka wróciła po długim czasie i od progu oznajmiła, że wychodzę za mąż.
- Mamo, z jakimś obcym? Błagam was…
Mama przerwała mi i powiedziała, że tego co zrobił mi bachora ona też nie zna. A tego co zgodził się na ślub - zna.
- To porządny młody człowiek z dobrym sercem i z dobrym zawodem. Jest geodetą i w gminie odpracowuje staż. Na szczęście będzie tu jeszcze parę miesięcy no i potrzebuje pieniędzy. Ożeni się z tobą, ale nie będziecie żyć jak mąż z żoną. Tylko przed ludźmi będziecie udawać. Ważne, że będziesz mężatką jak dziecko się urodzi. A potem coś się wymyśli. Najlepiej jakaś choroba. On zniknie, a ty może jako wdowa będziesz mogła nosić głowę do góry.
- Nie wyjdę za mąż dla żartu!
- Nie pytam się, czy wyjdziesz, czy nie. Mówię, że wyjdziesz i nie żarty mi w głowie.
- Nie dam się sprzedać jak prosiak - krzyczałam.
- Dasz, dasz. Jeszcze mi podziękujesz. - Pamiętaj, że nieślubna ciąża to grzech.
- A kłamstwo, oszustwo, rozwód, to nie grzech? Co ja powiem dziecku jak dorośnie?
- Teraz o tym myślisz? Był czas zanim dałaś d..y.
- Rozwód to też grzech.
- Przed urzędnikiem, to nie grzech.
- Chłopak jutro po pracy przyjdzie z wizytą. Potem pójdziecie do klubu, trzymając się za ręce. Wszyscy muszą to widzieć.
- Szybki ślub i weselicho, a o dziecku powiemy, że wcześniak.
Matka zdążyła to wszystko obmyślić. Przed chwilą była burza, a już znalazła wyjście.
Nie chciałam zgodzić się na tę „randkę”. Ale, gdy do akcji włączył się ojciec i mi groził, wiedziałam, że żartów nie ma. - Skoro nie umiesz być dorosła, to będziesz traktowana jak gówniara.
Dzisiaj bym się spakowała i uciekła, ale wtedy to były zupełnie inne czasy. Nie wyobrażałam sobie, aż tak postawić się rodzicom…
Następnego dnia w drzwiach stanął on
Przystojny, młody człowiek o bujnej blond czuprynie. Był chyba równie zawstydzony i zmieszany jak ja.
Wyszliśmy. Wcześniej obojgu nam matka udzieliła instrukcji jak mamy się zachowywać.
- Tomek jestem - przedstawił się.
- Hanka - odburknęłam.
- Wiesz Haniu, ja wiem, że…
- Wiem, że wiesz. Moja matka cię wynajęła, żebyś odegrał rolę mojego narzeczonego.
- Zdaję sobie sprawę, że to paskudnie za takie coś brać pieniądze. Wiem, ale dzięki temu ja pomogę mojej siostrze, ale też chciałbym pomóc tobie. Naprawdę.
- Ojej wybawca, mam ci dziękować?
- Nie, nie, ale wiesz zgodziłem się, bo twoja mama powiedziała, że jak nie ja, to ma kogoś innego na oku. - Domyśliłem się o kim mówi, bo zanim przyszła do mnie z nim rozmawiała. Wtedy pomyślałem, że szkoda cię dla niego. Musimy przetrwać tę twoją ciążę, a po narodzinach dziecka masz być wolną i szanowaną wdową. Choć mam nadzieję, że tak naprawdę, to nie skończę z nożem w sercu...
Tomek miał poczucie humoru i olbrzymi dystans do siebie. To znacznie ułatwiało tę sytuację. Po kilku wspólnych wyjściach nadszedł czas zaręczyn. Był bukiet i maleńki, ale śliczny pierścionek, który mój „narzeczony” kupił za własne pieniądze.
Bałam się tej farsy
i tego, że ktoś odkryje oszustwo. Ale to nie mogło się zdarzyć dzięki mamie. Ona cały czas pisała scenariusz na moje życie. Snuła różne opowieści, które miały tłumaczyć i szybki ślub i wcześniaka. W miesiąc od poznania Tomka byłam jego żoną. Pod USC przyszło mnóstwo sąsiadów i rodziny. Nie czułam się z tym dobrze. Ale jakoś wytrwałam.
Tomek po pracy przychodził do domu. Po obiedzie obowiązkowy spacer, żeby wszyscy widzieli. „Mąż” zawsze trzymał mnie za rękę i zwracał się do mnie Hanusiu, a z czasem kochanie. Mnóstwo czasu spędzaliśmy na rozmowach. On ciekawie opowiadał, a ja spragniona kontaktów z ludźmi, chętnie go słuchałam. Opowiadałam także, jakie kiedyś miałam marzenia i plany. Tomek namawiał mnie na podjęcie studiów, przecież ciąża i dziecko, to nie tragedia, przekonywał.
Wypisali nas ze szpitala
Tomek zachowywał się jak wzorowy mąż i ojciec. Uśmiechał się do mnie, gdy karmiłam. Potem brał Alicję na ręce i tulił czekając, aż się jej odbije. Bardzo podobał mi się w roli ojca i męża. I z mojej strony to nie była wdzięczność za wyratowanie mnie z opresji. W głębi serca zaczęłam marzyć, że taka mogłaby być moja rodzina. Nie chciałam, żeby to było tylko na niby. Gdy Tomek przytulał mnie, a czasami całował w czoło, byłam gotowa na więcej. Ale on nigdy nie przekroczył bariery. Czekałam, że powie, że mnie kocha. Chciałam tego.
Gra pozorów
Gdy Alusia zasypiała, grzecznie rozchodziliśmy się do swoich pokoi. Płakałam w poduszkę z tęsknoty, z niemocy. Owszem, miałam córeczkę, którą kochałam nad życie, ale potrzebowałam też innej miłości. Ona się rodziła i wzbierała we mnie jak fala na morzu. Ale broniłam się przed tym. Musiałam trzeźwo myśleć. Matka zapłaciła za ten teatr, a mój mąż był wynajętym aktorem i zgodnie z umową za chwilę stąd zniknie.
No i stało się
Staż Tomka się skończył. Dostał pracę w innym województwie. Przyszedł czas rozstania. To drugi koniec Polski i jak nie będę mogła zapanować nad tęsknotą to zostanie mi płacz w poduszkę. Poza tym nikt z sąsiadów nie znajdzie tam Tomka. Zaczął się ostatni akt sztuki. Matka już wszędzie rozpowiada że Tomek wyjeżdża do nowej pracy, ale wkrótce po nas wróci. W dzień wyjazdu zapukał do mojego pokoju i od progu z poważną miną wypalił: jedź ze mną. Zatkało mnie. W głowie mętlik. Boże, przecież właśnie o tym marzyłam.
- Nie chcę już milczeć, zakochałem się w tobie. Zaryzykuj. Proszę cię. Wrócisz na studia, wieczorowe, zaoczne, jakiekolwiek… Ja ci pomogę. Zajmę się Alusią – oświadczył.
- Byłoby cudownie, ale za co będę tam żyła? - zapytałam. Tomek poczuł się urażony. - Jak możesz o to pytać? Ja będę pracował na utrzymanie rodziny.
- Jakiej rodziny? Ten ślub to fikcja.
- Z początku tak było, a ty nadal tak uważasz? Nic się dla ciebie nie zmieniło? Bo ja kocham was obie nad życie. Nie chcę bez was wyjeżdżać.
- Też cię kocham i chcę być z tobą. Śniłam o tym po nocach.
Wyśniłam i wymarzyłam sobie takie życie. I ten cudowny sen u boku Tomka, mojego, najlepszego na święcie męża, trwa już ponad czterdzieści lat. A rodzina jaką stworzyliśmy, urodziłam jeszcze dwóch synów i mamy siedmioro wnucząt, to najpiękniejszy dar od losu. Od mojej mamy.
Notowała: Wiesława Kusztal
Napisz komentarz
Komentarze