Słyszę, że z Rychem niedobrze. Przypadkowe głosy i odgłosy z terenów okolicznych, bliskich gospodarstwu Rycha i Weronki. Z daleka też. Ktoś znowu dodaje, że bzdury. Aż wreszcie stały czytelnik Stanisław August, technolog drewna, szarpie mnie za rękaw i mówi: jedź, sprawdź na miejscu.
Jadę i sprawdzam. Jazda reporterskim szlakiem trwa kilka dni, bo do Rycha nie jeździ się samochodami, ale autobusami, pociągami z przesiadkami, rowerem. Wybrałem dwa koła, choć już ziąb, ale wysiłek twórczy wymaga także wysiłku fizycznego. Żeby było po równo. Wprawdzie mogłem wziąć telefon komórkowy, wyszukać Rycha i przedzwonić. Ale tak potrafi każdy, a tu chodziło o sprawdzenie nie przez telefon, ale na miejscu, przez łapy podanie na powitanie, poklepanie po plecach, bezpośredni udział w dialogu... Na polanie, nad jeziorem, na pomoście, na przyzbie, w lesie, w królestwie Weronki, czyli w kuchni, bo w stołowym za uroczyście...
- No i co tam? - zapytał Stanisław August po moim powrocie.
- Jest dobrze, a nawet ciekawie, żeby nie powiedzieć nieprawdpodobnie – tak zacząłem opowieść o kolejnych etapach w życiu Rycha Rzeszotary - wkrótce przeczytasz.
Informacja jest więc aktualna
i najlepsza z możliwych. Rychu trzyma się, mimo inflacji, krajowych zawirowań, tryska zdrowiem i humorem, gestykuluje, puszcza oko, ma pomysły. Tyle, że pomysły musi odkopać, bo jak ważna myśl przyszła, to ją zdjął z głowy, jak gdyby przeczesał palcami włosy, poszedł na skraj lasu i zakopał, mchem obłożył. Myśl schował, żeby nie pierzchła w nawale rozmaitych zajęć, spotkań, działań nadobowiązkowych itd. Aż przyszedł moment, gdy Wspólnota Leśnych Ludzi zjechała się i wtedy Rychu powędrował na skraj lasu, odkopał myśl i ujawnił, zaczynając mocno z górnego Ce:
- W odpowiedzi na utworzenie akademii PiS, cyklu szkoleń partyjnych, postanowiłem, oczywiście za waszą zgodą, utworzyć
Chaotyczną Uczelnię Jednoroczną
dla nas i naszych przyjaciół, naszych sympatyków i krewnych, bliższych znajomych i dalszych. Żeby nie być posądząnym o nepotyzm także dla nieznajomych, którzy znajomymi tak czy owak będą. Jednym słowem: dla ludzi myślących! Rozejrzał się po przybyłych, zauważył spore zainteresowanie, ale i zaskoczenie wyrażające się wytrzeszczem oczu, nerwowym szukaniem zapałek, żeby zapalić papierosa, marszczeniem czoła.
- Dlaczego jednoroczna, skoro życie może trwać jeszcze, jeszcze...? - Walek Pachciara, tokarz precyzyjny domagał się szczegółów.
- Zaraz wyjaśniam...
- Ja nie dlatego, żeby coś nie tak, że niby... - tokarz zaczął się tłumaczyć.
- Rozumiem zdziwienie, a nawet zaskoczenie. Więc mówię, że rok to nie raz na wiek wieków. Rok to termin. Rok się kończy, jest dyplom, świadectwo i po roku, zaczyna się koleiny rok zajęć, wykładów, ćwiczeń. Inaczej mówiąc od nowa – Rzeszotara starał się jak umiał.
- Za dużo chaosu – dorzuciła Bernasia Kleinowa, co u księdza na plebanii gotuje.
- Stąd ta nazwa: Chaotyczna Uczelnia Jednoroczna – Rychu uznał, że już dość tego tłumaczenia i dodał, że trzeba będzie wybrać rektora tej, było nie było, uczelni. I tu się mocno zdziwił, gdy Viola Pasterska z Małej Dziury zgłosiła się sama. Nabrał powietrza, przeczesał palcami włosy, oburęcznie podrapał po plecach, zapisał nazwisko kandydatki. Rozejrzał się po zebranych, zachęcając do kolejnych wystąpień.
- Nie powiem, że nie, nie jestem przeciw – Wenek Chcica, stolarz o siedmiu palcach zapewne nie chciał się narazić Violi Pasterskiej – ale mam innego możliwego kandydata - zdjął czapkę, poprawił ślady włosów na łysinie i zgłosił magistra Maksymiliana O'Rudę, właściciela wytwórni farb do damskich włosów. Tu ważna uwaga, farb, do których muchy nie lecą.
Wybrano tak jak chciał Wenek Chcica i kilkanaście osób. Vola Pasterska przepadła, ale nie do końca. Zaopiekował się nią Łysy bez beretu w kolorze rio.
Koncepcje tematyczne,
a więc kto czym się zajmie lub zająć powinien zgłosił Pan Paha, miłośnik literatury czeskiej i czeskiego filmu, właściwe nazwisko: Pankrac Paha.Wydziałów na tej uczelni ma być kilka. Ponieważ trwa twórczy chaos (w nawiązaniu do nazwy jednego z członów), już na etapie powstawiania, z dwóch wydziałów zrobiono jeden. Połączono mianowicie
Pijaństwo z bimbrownictwem
a odpowiedzialność za jego działanie wziął na siebie Władek Wład, akuratny i oczczędny alkoholik. Jego zastępcą będzie nieznany dotychczas w gronie Wspólnoty Leśnych Ludzi niejaki Dwulitrowy Ryj. Masywna to postać, dochodzi do prawie dwóch metrów, waży też sporo i ma dość duże doświadczenie. W sile wieku, przed pięćdziesiątką. Twarz blond, a włosy dziobate – według rysopisu Władka Włada. Kto siadał z nim z reguły przegrywał. Jedynie na Żuławach postawił mu się miejscowy szpaner Zyga Pryc. Pojedynek uznano za remisowy, ale miejscowy opłacił to ciężką niedyspozycją. Rzygał przez trzy dni. Od tej pory mówią na niego Pryc Żyga.
Dodajmy jeszcze jedną okoliczność, która zdecydowała o tym, że Dwulitrowy Ryj wszedł w skład ekipy zarządzającej zespolonym wydziałem pijaństwa i bimbrownictwa. Jest on właścicielem destylatora ze stali nierdzewnej o pojemności 18 l., a także kotła z rumuńskiego parowozu z epoki wczesnego Causescu.
Racjonalizatorstwo
przypadło Zygmuntowi Lauowi, twórcy domowych kominków, człowiekowi o specyficznym uzębieniu rodem z kanadyjskiej NHL. Za tą kandydaturą przemawiał fakt, iż swego czasu Zygmunt Lau zaprojektował, bez sukcesu technicznego, ale z sukcesem handlowym muchołapkę o nazwie „Mucha nie siada”. Ludzie kupowali jako eksponat.
Powołano również do życia, bez specjalnego entuzjazmu, a nawet braku zainteresowania
Towarzystwo Obniżania Poziomu Nauczania
Z tym jest nawiększy promblem. Nie tylko o charakterze regionalnym, ma on poniekąd wymiar ogólnokrajowy. Otóż, zdaniem Rity Heńkowej, wdowie po Heńku, magazynierze, który nie upilnował mienia i przepadł, problem jest z kadrami. Jest tak, że najwięksi idioci zajęli już wszystkie najważniejsze stanowiska w kraju i trudno znaleźć ludzi, którzy poważnie mogliby to pociągnąć, zgodnie z brakiem umiejętności, kompetencji i wiedzy, czyli niewiedzą. Oczekuje się na jakieś ruchy kadrowe. Z góry. Odpowiedzialna za ten odcinek Rita Heńkowa na razie przedstawiła patrona towarzystwa, jest nim św. Roch, który chroni od zarazy, a jest patronem m.in. ogrodników, rolników i szpitali oraz aptekarzy, lekarzy, brukarzy, więźniów i popaprańców różnej maści.
Wydział MBA
Rozkładając na czynniki pierwsze chodzi o wydział Maceracji Badań Abstrakcyjnych. Brzmi jak Master of Byznes Administrejszyn - kuźnia kadr, członków rad nadzorczych. - Kiedyś elitarne studia z wykładowym angielskim, dziś już tylko jednoroczne w każdej Wyższej Szkole Gotowania na Gazie - wymądrzył się Józwy z Wygwizdowa syn, też Józwa, który lubił postawić w wątpliwość własne tezy, a wyróżniał się tym, że chodził w butach do stepowania. - Tylko, czy to nie będzie mylące dla kandydatów?
- Tym lepiej! Nabije nam frekwencję i czesne! Skoro PiS może to czemu my nie? Na ChUJ nam MBA potrzebne! – zapalił się do pomysłu Rychu i przydzielił kierowanie wydziałem zgłoszonym przez Józwę z Wygwizdowa synowi, młodemu Józwie.
Wydział podróży krajowych i zagranicznych
wziął na siebie Maryjan z Łąk, człowiek o dość nikczemnej twarzy, odkrywca drogi z Łąk na Biegun Północny, jego asystentem został, jak można było tego oczekiwać, Iwan Groźny, twórca drogi na Moskwę. - Jako jeden z naszych celi, albo celów – Iwan wygłośił krótką mowę – będzie szkolenie dziadostwa wędrownego. I tutej mam dobre wieści dla naszych kobiet! Baby wędrowne mogą też pochodzić sobie, w podobnym zakresie działania. A przy tym baby potrafią zioła zbierać, mają praktykę czarodziejską, choroby leczyć umią, różne członki człowiecze skutecznie masować...
Poprawna polszczyzna, kultura języka
i ochrona języków etnicznych. Ten wydział przypisał sobie Pan Paha, miłośnik literatury czeskiej, a także filmu. Dla przykładu rzucił kilka składowych, znanych, na przykład z Kociewia: piechty, ino chładko, czy też ze Śląska: beda jot, beda pjoł, czy z Podlasia: naszo sprawo wieta pan, prosto drogo wieta pan... czy też z regionu rypińskiego: psiwo, miąsko i psiniendze..., czy spod Lubawy: pan się usiądzie... Po prostu kaskada słów, fraz zapomnianych, ale szanowanych. I nie jest to język kultury, tylko kultura języka, jak twierdzą wybitni językoznawcy.
Instytut Kłamstwa, Oszustwa, Ogłupiania
też ma powstać, ale tu są największe problemy kadrowe, brakuje szefa. Na razie trwa weryfikacja wariografem. Przykładowa rozmowa instruktora z kandydatem na studia wygląda następująco:
- Czy Morawiecki kłamie?
- Nie.
- Czy premier kłamie?
- Nie.
- Czy prezes jest kłamcą?
- Jaki prezes?
- Czy prezes Kaczyński jest kłamcą?
- Nie.
(W tej przykładowej rozmowie wariograf, można uchylić rąbka tajemnicy, oszalał)
W końcu zgłosił się mgr inż. Artur Świeca vel Knot z Torunia, specjalista od geotermii. Jednomyślnie uznano, że się nie nadaje, a dobitnie określił to emerytowany sędzia piłkarski: idź precz, szatanie!.
Barwna mozaika ludzka! Wszystko wskazuje na to, że ambicji i idei nie brakuje. Zdrowia też, o czym przekonuje myśl Rycha Rzeszotary, która ulotną się staje tylko, gdy się jej nie uchwyci. W odpowiednim momencie. A Rychu, jak mi wiadomo, myśli ma uczesane.
Zapisy na uczelnię w toku.
Tekst i fot. Bogumił Drogorób
Napisz komentarz
Komentarze