Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 20 czerwca 2025 12:23
Reklama

Z życia wzięte. Ja tylko chciałam żyć na bogato

Z życia wzięte. Ja tylko chciałam żyć na bogato

Urodziłam się w wielodzietnej rodzinie.  Nie była to jakaś patologia, ale żyliśmy biednie. No bo jak mieliśmy żyć skoro zawodowo pracował tylko tata. Mama całymi dniami krzątała się po domu między praniem pieluch, a wymyślaniem i gotowaniem posiłków z tego, co akurat mogła w danym momencie kupić lub dostać od którejś z ciotek. 

Sytuacja jeszcze się pogorszyła jak moja starsza siostra w wieku 17 lat urodziła dziecko, gdy była w drugiej ciąży wyszła za mąż. Zanim skończyła dwadzieścia jeden lat miała już trójkę dzieci. W domu zaczęło być nie do wytrzymania. Ciasnota, płacz dzieci i nad głowami ciągle wiszące pranie. Na szczęście dwaj najstarsi bracia wyjechali do Norwegii i zwolnili miejsce, a poza tym przysyłali trochę pieniędzy i różne rzeczy, które tam ludzie oddawali za darmo. Ale i tak było beznadziejnie.

Kawałek lepszego życia pokazała mi siostra taty, moja matka chrzestna. Zamiast prezentów z różnych okazji zabierała mnie do swojego domu. To tam pierwszy raz zobaczyłam przestronne, jasne pokoje, piękną łazienkę. To z ciotką, wujem i ich synem, Michałem,  chodziłam do kina i teatru. Michał był tylko ciut ode mnie starszy. Świetnie się dogadywaliśmy. Z zaciekawieniem podglądałam ich codzienność i w skrytości zazdrościłam takiego życia. Już jako małe dziecko wiedziałam, że to ich życie jest lepsze od naszego. Od najmłodszych lat zauważałam, że ciotce zależało na mnie. Powtarzała mi, że jestem inna od reszty rodziny. Poza tym ciągle też mi mówiła, żebym się dobrze uczyła, bo to pomoże mi wyrwać się do lepszego świata. W liceum to nawet płaciła mi za korepetycje z angielskiego. Wszystko po to, abym dostała się na wymarzone studia. 

Marzenia się spełniają

Na pierwszym roku, cały czas szukałam swojego miejsca na Ziemi. Od koleżanek z akademika  odbiegałam nie tylko wyglądem. Brakowało mi pewności siebie i obycia. Mimo, że ciotka wiele mnie nauczyła, to nie zawsze wiedziałam co zrobić, aby się nie ośmieszyć. Większej pewności siebie zaczęłam nabierać na drugim roku, gdy poznałam Tomka. Był to najprzystojniejszy, o ujmującym uśmiechu,  facet z całej grupy. Dziewczyny mi go zazdrościły. Z początku spotykaliśmy się w czytelni. Później zaczęliśmy chodzić na spacery i do kawiarni. Zakochałam się w nim. Tomek mieszkał z rodzicami, kilka przecznic od uczelni. Pod koniec trzeciego roku bywałam w jego domu. Rodzice mnie zaakceptowali. Byli dla mnie serdeczni i mili. Podziwiali moje postępy na uczelni i to, że umiem wiele rzeczy zrobić, a także to, że mam liczne rodzeństwo, z którym utrzymuję kontakt.  Na ostatnim roku studiów rodzice Tomka kupili mu niewielkie mieszkanko. Zaraz po zaręczynach wprowadziłam się do niego. Już wcześniej podczas studiów zaczęłam pracować, aby mieć własne pieniądze, a teraz chciałam dorobić do stypendium  na udział w opłatach za mieszkanie. Nie chciałam tylko korzystać z pieniędzy Tomka i jego rodziców. 

Po studiach rzuciliśmy się 

w wir pracy. Chcieliśmy jak najszybciej zarobić na to, czego całe życie mi brakowało: ładnego, przestronnego i nowocześnie urządzonego mieszkania, wygodnego samochodu i tego wszystkiego, co, jak mi się wtedy wydawało, przyniesie stabilizację, poprawi komfort życiowy i dopełni szczęścia. Ślub i wesele mieliśmy skromne, bo mnie, ani mojej rodziny wówczas jeszcze nie było stać na nic wielkiego i wystawnego, a rodzice narzeczonego nie nalegali.

W pracy się nie obijałam, pracowałam solidnie i najwięcej z całego zespołu. Wszystko po to,  aby przypodobać się szefostwu i zasłużyć na kolejny awans. Praca wypełniała mi całe życie. Po jakimś czasie nawet  przestałam brać dłuższe urlopy. Zadowalałam się tylko krótkimi, weekendowymi wyjazdami. Mój mąż z tego powodu  zaczął robić mi wymówki, że prawie nie ma mnie w domu, że ciągle siedzi sam. Właściwie nigdzie nie wychodziliśmy razem. Gdy już nawet w soboty i niedziele nie miałam dla niego czasu zaczął nalegać, żebyśmy postarali się o dziecko. Liczył, że to zatrzyma mnie w domu. Ale ja nie chciałam nawet o tym słyszeć. Przecież jeszcze zdążę zajść w ciążę, mówiłam. A tak naprawdę, to chyba wcale nie chciałam mieć dzieci.  Na samą myśl, że miałabym teraz zająć się niemowlakiem ogarniał mnie lęk. Poza tym żal by mi było siedzieć w domu, gdy tak znacząco urosły moje zarobki. Zarabiałam świetnie. I dobrze, bo chciałam zmienić mieszkanie na duży wygodny apartament. Z kolei Tomek  z pracą trochę wyluzował. Mówił, że poza dzieckiem, mamy już wszystko, czego nam do szczęścia potrzeba. Ja tak nie myślałam. Zawsze, gdy była mowa o powiększeniu rodziny przypominała mi się moja siostra, która na szczęście zatrzymała się na czwórce dzieci, ale ja wciąż pamiętam ten koszmar. Płacz, kolki, kaszel, katary, wyżynanie ząbków itp. Nie byłam gotowa na takie poświęcenie. Jeszcze nie teraz. Najpierw apartament, potem zmiana aut, potem może jakaś prywatna działalność. Miałam jeszcze wiele planów i pomysłów na życie. Niestety, to planowanie najczęściej odbywało się już bez udziału mojego męża. On dojrzał do bycia ojcem i nic innego nie chciał planować. 

Mijaliśmy się i oddaliśmy 
od siebie każdego dnia - coraz bardziej. Ja pochłonięta pracą, nawet nie zauważyłam, że w ostatnim czasie, często wracam do pustego mieszkania. Mojego męża nie było, bo gdzieś wyszedł. Z kimś się umówił, bo nie chciał być sam, w pustym mieszkaniu. Nierzadko,  Tomek albo z przyjacielem wyjeżdżał na ryby, do Szwecji, albo na wspinaczki po górach. Wyruszał na bliższe lub dalsze eskapady, ale niestety nie ze mną. Ja nie chciałam brać wolnego, wolałam pracę. To przyjaciele i znajomi dotrzymywali mu towarzystwa podczas wyjazdów i urlopów. Tak, obok siebie,  żyliśmy przez ostatnie dwa-trzy lata. 

Po powrocie do domu 
z jednej z wypraw zatelefonował do mnie i umówiliśmy się na wieczór, na rozmowę. Tomek przygotował kolację przy świecach z winem i moim ulubionym sushi. Oczywiście się spóźniłam, bo przecież praca była najważniejsza. Mój mąż czekał na mnie przy elegancko nakrytym stole i przy wypalonych prawie do połowy świecach. Gdy siadłam wreszcie do stołu zaczął rozmowę. Powiedział, że dla niego to bardzo trudny, ale szczególny moment. Wzniósł toast, za nasze dotychczasowe życie i podziękował mi, za wszystko co zrobiłam dla niego, dla nas. Był bardzo skupiony i poważny. Wiedziałam, że to wróży coś wyjątkowego. Nie wiedziałam co. Domyślałam się, że może, przy takiej oprawie będzie namawiał mnie na dziecko. Już nawet błyskawicznie wymyśliłam  argumenty na nie. 

Ale myliłam się. Po szybkim, bez celebracji wypiciu wina, Tomek oznajmił mi krótko, że odchodzi. Miał dość samotnego i pustego życia. Podczas ostatniej wyprawy do Afryki związał się z naszą dobrą znajomą, której mąż jakiś czas temu zginął w wypadku awionetki. Stwierdzili, że mają te same priorytety, tego samego chcą od życia. I już nawet zaczęli je realizować. Będą mieli dziecko. 

Mój mąż powiedział, że bardzo żałuje, że nie ja urodzę to dziecko i przykro mu, że ono nie będzie nasze. Szkoda, że nie doczekaliśmy się naszego dziecka, którego tak bardzo pragnął i dla którego chciał być idealnym ojcem, a dla mnie najlepszym mężem…

Zrobiło się nieswojo

Siedziałam znieruchomiała. Nie wiedziałam co powiedzieć.  Dlatego nie mówiłam nic. Nawet się nie rozpłakałam, nie prosiłam i nie obiecywałam, że się zmienię. Zresztą on chyba nawet tego nie oczekiwał ode mnie. Poza tym dla niego, moje milczenie było lepsze. Miał łatwiej.  

Czy jego decyzją byłam zaskoczona? Mimo wszystko tak. Tomek zawsze w stosunku do mnie był delikatny i nie chciał, abym przez niego czuła się niekomfortowo.  Teraz też, wyprowadzał się stopniowo i za każdym razem zabierał swoje rzeczy podczas mojej nieobecności. Nie chciał patrzeć, gdy się rozkleję. 

A ja rozpłakałam się dopiero, jak zabrał wszystkie swoje rzeczy i mieszkanie zrobiło się puste i zimne. Wtedy dotarło do mnie, że straciłam człowieka, którego kochałam, a razem z nim  opuściło mnie wszystko to, co miało sens i wartość.

Notowała: Wiesława Kusztal
fot. Pixabay


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Ostatnie komentarze
Autor komentarza: LupusTreść komentarza: Narazie zabawa. Oglądaliśmy rzuty. Grzmi tylko oszczepniczka małolatka U-14. Za rok prawda o potędze wyjdzie albo nie. Kto wejdzie na bieżnię, ten jest lekkoatletą, a ten kto z nimi jest na bieżni jest trener z nazwy. Data dodania komentarza: 16.05.2023, 20:44Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Sukcesy brodnickich biegaczyAutor komentarza: KuracjuszkaTreść komentarza: Ale NUMER opisał super Redaktor Bogumił! A tak naprawdę - to z czekaniem do sanatorium - to też numer i to w kolejce długiej! A tyle dajemy na NFZ, by zdrowym być i marzyć, by mieć wciąż te dzieścia lat.. kuracjuszka, ale jeszcze bez numeru.....Data dodania komentarza: 11.05.2023, 20:13Źródło komentarza: Sanatoryjny numer 4457Autor komentarza: joko Treść komentarza: Niech się wasz trener nie chwali . Słyszałem ze dawniej jemu wszystkie plany przysyłał i był na obozach jakiś trener z Iławy. Dlatego w mukli miał nawet mistrzów Polski na 400m i w sztafetach. Teraz leci na jego planach, ale wyników medalowych to oni od 6 lat nie mają, bo z tego trenera zrezygnował. Mukla ma nawet dobry do LA stadion a lepiej żeby miała dobrego trenera do medali. Chyba że wpadnie mu jakiś zawodnik co był już mistrzem Polski, to może zrobi z niego mistrza województwa. Data dodania komentarza: 9.04.2023, 09:00Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Pot i ciężka pracaAutor komentarza: lolek Treść komentarza: Mierne ta wyniki latem mieliścieData dodania komentarza: 8.04.2023, 20:30Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Pot i ciężka pracaAutor komentarza: WiKTreść komentarza: Życzę powodzenia i zachwyconych gości. Oczywiście ciekawa jestem jak kaczka się udała?Data dodania komentarza: 7.04.2023, 23:17Źródło komentarza: Kaczka faszerowana kasząAutor komentarza: CzesiaTreść komentarza: Super Wiesiu! Takie danie po nowemu zrobię na te Święta, bo do tej pory głównym dodatkiem był ogrom jabłek... Dzięki za przepis.. Dam znać, jak smakowała gościom... pozdrawiam już z apetytem! CzesiaData dodania komentarza: 7.04.2023, 17:17Źródło komentarza: Kaczka faszerowana kaszą
Reklama
Reklama