- Rafała poznałam na pierwszym roku studiów na imprezie u koleżanki – opowiadała Oliwia, młoda, elegancka kobieta. - To była odwzajemniona miłość od pierwszego spojrzenia. Od tamtej pory spędzaliśmy ze sobą każdą wolną chwilę. Po pierwszym roku, w wakacje, postanowiliśmy wziąć ślub. Nasi rodzice nie byli zachwyceni. Twierdzili, że za mało się znamy, że najpierw po kolei powinniśmy skończyć studia i się usamodzielnić, a dopiero potem zakładać rodzinę. My jednak nie chcieliśmy czekać. Byliśmy pewni, że jesteśmy sobie przeznaczeni.
Rzeczywiście, tak było. Uczucie kwitło, choć początki wspólnego życia do najłatwiejszych nie należały. Brak pieniędzy i własnego kąta doskwierał najbardziej. Co prawda do końca studiów, bezkosztowo, mieszkaliśmy u moich rodziców, ale brakowało nam luzu i swobody. Mimo tego dawaliśmy radę.
Potem, gdy po studiach, podjęliśmy pracę zawodową zamieszkaliśmy u teściów, bo mieliśmy blisko do pracy. Zajęliśmy najmniejszą klitkę w ich domu, ale teściowa od razu zaczęła narzekać, że wzrosły koszty prądu, bo doszły w domu dwie osoby. Wody też więcej się zużywa. Aluzję pojęliśmy natychmiast. Rafał zapytał, ile ta gościna ma nas kosztować? Z jej rachunków wyszło, że mamy płacić całkiem sporą sumę. Trochę się dziwiliśmy, bo od ślubu przez ponad trzy lata mieszkaliśmy u moich rodziców i nie brali od nas ani grosza. Teściowa twierdziła, że na biednych nie trafiło, bo moi rodzice mimo emerytur dorabiali sobie trochę.
Z teściową nie miałyśmy serdecznych relacji. Oprócz tego, że bolała mnie forma, w jakiej się do mnie zwracała, to ostatnio zaczęła mi dokuczać, że jeszcze nie mamy dzieci. To prawda, nie mogłam zajść w ciążę, ale leczyłam się i wciąż nie traciłam nadziei, a złośliwości teściowej niepotrzebnie mnie dobijały. Przecież, do cholery, to nie była moja wina. Niestety, teściowa rozpowiadała po rodzinie niestworzone historie na mój temat, jak chociażby to, że wcześniej robiłam skrobanki i teraz to się mści. Może ktoś z dalszej rodziny mógłby uwierzyć w te brednie, ale mój mąż dobrze wiedział, że to nieprawda. Jad sączony przez teściową stopniowo niszczył nasz spokój. Kłótnie i wzajemne pretensje zdarzały się coraz częściej. Ale błyskawicznie sobie wybaczaliśmy, bo nadal się kochaliśmy. Matka mojego męża nigdy nie pogodziła się z tym, że po naszym ślubie straciła nad synem kontrolę. I mimo, że byliśmy małżeństwem robiła wszystko, by odciągnąć go ode mnie i mieć go znowu dla siebie.
Pobraliśmy się z Rafałem z wielkiej miłości. Moja teściowa o tym wiedziała, ale cały czas mnie zwalczała. Nie wiem, co robiłam nie tak, że mnie nie akceptowała, starałam się przecież być dla niej miła. Jedyne co, to nie pozwalałam jej ustawiać naszego życia według jej scenariusza. Ona trzęsła całą rodziną i miała ostatnie zdanie we wszystkich sprawach, dotyczących także jej pozostałych dzieci i ich rodzin. Nie moim. Było nam ciężko pod jednym dachem. Najwięcej cierpiałam ja, bo przecież Rafał, był jej ukochanym synkiem.
Po jakimś czasie znaleźliśmy sposób na teściową. Zaczęliśmy budowę domu i większość wolnego czasu tam spędzaliśmy. Planowaliśmy naszą wspaniałą przyszłość, która jawiła się nam w optymistycznych barwach. Na posiłki jeździliśmy do moich rodziców, a do domu teściów przyjeżdżaliśmy, gdy już było późno. Wspólna praca przy budowie naszego domu jeszcze bardziej nas do siebie zbliżyła. Byłam taka szczęśliwa.
Nagle świat runął mi na głowę
W wypadku samochodowym zginął mój ukochany mąż. Jechał sprawdzić, czy na plac budowy naszego domu dowieźli zamówiony materiał. Wydawało mi się, że tego ciosu nie udźwignę. Bałam się życia bez Rafała. Ale musiałam się z tym zmierzyć. Wiedziałam, że muszę żyć dalej. W tym najtrudniejszym dla mnie czasie wspierali mnie moi rodzice i przyjaciele.
Po śmierci męża teściowie na mnie zrzucili odpowiedzialność za śmierć ich syna. Nigdy mnie nie akceptowali, a teraz stałam się ich największym wrogiem. Jeszcze nie zwiędły kwiaty na grobie Rafała, gdy już postanowili mi wszystko odebrać, nawet dom, który zaczęliśmy razem budować.
Nie dałam się
Wiedziałam, że rodzice mojego męża są bezwzględnymi dusigroszami, ale nie sądziłam, że mogą być aż tak podli. Po śmierci syna pokazali swoje najgorsze oblicze.
Początkowo to nawet sugerowali, że skoro to niby z mojej winy był ten wypadek, to powinnam oddać im teraz swój samochód, bo Rafał rozbił się jadąc ich motocyklem. Nie było mowy, żebym uległa ich groźbom. Auto dostałam od rodziców, z okazji ukończenia studiów. Nie kupiliśmy z Rafałem drugiego, bo jedno nam w zupełności wystarczyło.
Tuż po jego śmierci, zdruzgotana i osamotniona, przeniosłam się do rodziców. Koiłam swój ból otoczona ich czułą opieką. Oni wiedzieli, jak bardzo kochałam Rafała i zdawali sobie sprawę, że u teściów nie znajdę pocieszenia.
Ale nadszedł dzień,
gdy musiałam wrócić do nich po rzeczy, swoje i męża. Ledwo weszłam do ich domu, zobaczyłam teścia siedzącego przy stole w koszuli Rafała. Nie mogłam w to uwierzyć!
– Grzebaliście w naszych rzeczach? – krzyknęłam załamana.
Tuż po wypadku wzięłam ze sobą tylko jeden jego sweter. Jeszcze nim pachnący. Miły i ciepły jak on kiedyś…Wtulałam się w ten sweter w chwilach największego smutku, samotności i bólu.
- Rafałowi te rzeczy już się nie przydadzą - powiedział teść. W pokoju, który zajmowałam z mężem, szafa była kompletnie wybebeszona, półki puste. Rozpłakałam się z żalu i bezsilności. Gdy tak siedziałam w tym ogołoconym z naszych rzeczy pokoju, wszedł młodszy brat Rafała z jego ulubionym – t-shirtem. Uratowałem go dla ciebie – szepnął. To mnie dobiło...
Jeszcze wszystko było świeże, ból, tęsknota, ledwo co usypany grób, kiedy jego rodzice stwierdzili, że należy im się spadek po synu.
Oczywiście, znam prawo i wiem,
że jeśli nie ma w małżeństwie dzieci, to po jednym z małżonków dziedziczy nie tylko współmałżonek, ale i jego rodzice oraz rodzeństwo. Tylko dlaczego znowu się czułam, jakbym była okradana? Przecież oni nam nic nie dali! Na prezent ślubny dostaliśmy od nich najprostszy z możliwych blender, a teraz wyciągali ręce po to, czego się sami dorobiliśmy. No cóż, ale prawo jest prawem.
Przyszła do mnie pewnego dnia teściowa i powiedziała, że wynajęli adwokata, abym przypadkiem nie zaczęła coś kręcić, bo im się spadek po synu należy. Spokojnie zgodziłam się na rozmowę z kimś kompetentnym. A z nimi podzielę się chętnie tym co należało do ich syna. Zdawałam sobie sprawę, że ktoś musi przedstawić teściom, co tak naprawdę im się należy. Najbardziej napalili się na nasz dom, który budowaliśmy. Ale oni nie wiedzieli, że wzięliśmy na tę budowę kredyt. No i nie wiedzieli jeszcze czegoś istotnego.
Na umówione spotkanie przyszłam z plikiem dokumentów. I przy tym ich prawniku uświadomiłam im, co dokładnie mogą otrzymać w spadku po synu.
– Działka budowlana jest moja, po moich dziadkach, zapisana mi notarialnie przed ślubem. Tak wynika z aktu notarialnego. Nie wchodzi do wspólnoty majątkowej. Adwokat przytaknął.
No, ale na tej działce jest dom – wykrzyknęła teściowa. To na niego mieli największą chrapkę.
– Tak na działce stoi parter naszego domu. Pokazałam kosztorys. Poza tym na budowę wzięliśmy z mężem w banku kredyt w wysokości 800 tysięcy złotych. Informacja o zaciągniętym kredycie odebrała im mowę.
– Połowa z tego kredytu to zobowiązanie Rafała, czyli 400 tysięcy złotych. Ja po nim dziedziczę 200 tysięcy do spłaty, a kolejne 200 tysięcy dziedziczycie wy, na spółkę z dwoma synami. A to oznacza, że musicie spłacić po pięćdziesiąt tysięcy każdy – wyrecytowałam.
– Jak to, spłacić –oburzyła się teściowa. –Myśmy tu przyszli po spadek, a nie po długi.
– Ale długi także się dziedziczy –wyjaśnił adwokat. – Jeśli więc przyjmiecie państwo spadek po zmarłym synu, to będziecie mieli do spłacenia razem z dziećmi 200 tysięcy. Chyba że odrzucicie spadek.
Najmłodszy syn w ogóle nie przyszedł do kancelarii, bo był na lekcjach. Reprezentowali go rodzice i wiadomo było, że on nie ma swoich pieniędzy i to oni będą spłacać jego zobowiązanie wobec banku.
Starszy syn, kiedy usłyszał, że to on ma płacić, to aż poczerwieniał ze złości. Uwierzył rodzicom, że należy mu się spadek i że wyjdzie z tego spotkania bogaty. A tu nic z tego, wręcz przeciwnie.
Nie będę w tym dalej uczestniczył i się stąd wynoszę! My też już pójdziemy –cichutko powiedziała teściowa. Chwileczkę, jeszcze musicie podpisać zobowiązanie, że odrzucacie spadek po swoim synu Rafale. Adwokat potwierdził, że tak trzeba. Gdy już podpisali stosowny papier wyciągnęłam zaświadczenie od ginekologa, potwierdzające, że jestem na początku piątego miesiąca ciąży. I to ostatecznie zamyka sprawę.
Teraz, kilka miesięcy po śmierci mojego męża jakoś się pozbierałam. Z pomocą rodziców spłacam raty i czekam na decyzję banku, o dogodniejszych ratach. Mam nadzieję, że mi się uda i nie będę musiała sprzedać działki z rozpoczętą budową domu. I że zamieszkam w nim z naszym synem, gdzie mam zamiar być szczęśliwa. Mam 27 lat i wciąż mogę wszystko zaczynać od nowa - na zakończenie rozmowy dodała pani Oliwia.
Notowała: Wiesława Kusztal
Fot. Pixabay
Napisz komentarz
Komentarze