W tych miejscach gromadzą się nie tylko artyści, - malarze, pisarze, muzycy i poeci – także sanatoryjni pensjonariusze, przebywający w nadmorskich okolicach, młodzież z zielonych szkół, miłośnicy piękna, przeżywania.
Wśród nich, na plaży opuszczonej dawno przez letników, jesienną porą spotykam Marię Wichniarz, która nie jest artystką, ale jedynie osobą wrażliwą na piękno. Nie jest fotoreporterką, ale potrafiącą, intuicyjnie nacisnąć spust w aparacie w odpowiednim momencie.
Piasek na plaży w Mielnie nie był mokry, ale chłodny, zabrała więc karimatę i przyczaiła się za ostrogami, palami wbitymi w morzu i na plaży. I czekała cierpliwie. Wymyśliła sobie taki obrazek: mewa w tarczy zachodzącego słońca. Była bardzo blisko tej impresji.
- Nie twierdzę, że tylko nad morzem można znaleźć takie miejsca, ale i podobne są najczęściej oblegane. Bardzo ciekawie wypadają takie obrazy na plażach w Danii, gdzie o określonej porze roku gromadzą się dosłownie tlumy. Wszystko zależy od dnia, od powietrza, temperatury. Nie uważam, że październik jest tym najlepszym momentem, ale ma także swoje walory, kojarzone doskonale z jesienną porą. Nie mam wątpliwości, że wyjątkowe akcenty tego zjawiska, zachodzącego słońca, są także na Pojezierzu Brodnickim. Tu wszystko zależy od położenia jezior, które zazwyczaj są otoczone lasem, a jednak można znaleźć na linii horyzontu jakąś dolinę, jakiś prześwit. Jeżeli tam znajdzie się zachodzące słońce, to uroda takiego miejsca, w efekcie zdjęcia, jest niezwykle ekspresyjna – mówi Maria Wichniarz.
Na pewno inaczej tę sytuację uchwyci malarz, zwracając uwagę na wiele innych elementów krajobrazu, inaczej przeżyje poeta akcentując raczej stan swego ducha, inaczej reporter, inaczej muzyk, komponujący melodię. Każdy zapisze to wyjątkowe zjawisko osobliwie. I na tym polega sztuka przeżywania.
Bogumił Drogorób
Fot. Maria Wichniarz
Napisz komentarz
Komentarze