Po Kaszubach wędruję od lat. Od dzieciaka. W te same miejsca, w nowe tereny, wokół kolejnych jezior – w sensie poznania - kolejnych kapliczek i świątyń, przez moreny, wzgórza, aż po najwyższe wzniesienie w tej okolicy kraju, Wieżycę.
Mój kaszubski
szlak kiedyś zaczynał się w Chojnicach. Dotarłem z kolegami do wsi Swornegacie, ponieważ spodobała mi się owa nazwa. Na trasie kończącej się w Gdyni pojawiły się takie miejscowości jak Chmielno, Ostrzyce, Brodnica Górna, Wiele, Widno, Wdzydze Kiszewskie, Łeba i Kluki przez jezioro Łebsko starym kutrem, Kartuzy, Wejherowo. Wszystko to przywołuję z pamięci licealisty, pewnie coś pomijam.
W ostatnich kilkunastu latach pojawiły się Kaszuby nieco bardziej oddalone od zapoznanych. Kościerzyna i droga na Miastko, skręt na Studzienice, Ugoszcz, Udorpie i Bytów. Z Ugoszczy nad jezioro Kłączno. W lipcu, kilka tygodni temu, znalazłem się na szlaku od Bytowa na północ, trochę po skosie, gdzie naturalną atrakcją jest Jezioro Jasień. Natomiast stąpając po twardym gruncie zahaczyłem o Łupawsko, do siedliska kuzynów z lat dzieciństwa. Koło się zatoczyło, ale to już temat na osobne opowiadanie. Najważniejsze, że Mariolka z Grzegorzem i Andrzej z Barbarą są! W zasięgu wzroku, w uczuciach wspomnień, w jasnych barwach lat dziecięcych, w rozmaitych – niekiedy trudnych - sytuacjach życiowych.
Kormoran, czapla i ryby
Propozycja wyprawy łodzią na Jasień, to jedna z wielu atrakcji. Jezioro sprawia wrażenie akwenu podzielonego na pół, ale to tylko złudzenie. Centralne miejsce to półwysep. Niemal wbija się w zachodni brzeg jeziora. W zasadzie łączy się z nim poprzez groblę. Od wschodniej strony drogą przez półwysep łatwo dojechać czy dojść do „Rybakówki”. Ale po co, skoro łodzią nie tylko inaczej, ale i ciekawiej.
- Spójrz na białą czaplę – mówi Andrzej, kapitan łodzi, trzymający kurs. Wskazuje ręką wschodni brzeg i dostojnie stojącą, jak posąg. Płyniemy wolniej, może czapla ruszy w zarośla? Pojawiają się kormorany. Pojedynczo, grupami. O ich sposobie przygotowania ataku na ryby opowiadają na przemian Andrzej i Grzegorz. Niezwykłe i niesamowite przygotowywanie akcji całej grupy. Siadają na wodzie, tworząc swego rodzaju krąg, a poprzez trzepotanie skrzydłami, naganiają ławicę, zmniejszając nieustannie pole tego koła. Wszystko to strategia. Niezwykle skuteczna, bo doprowadza do tego, że ryby gromadzą się blisko siebie, w jednym miejscu. Wtedy kormorany uderzają. Oczywiście, bywają polowania indywidualne. Czai się kormoran na czubku drzewa, obserwuje i rusza dziobem w dół. Pionowo tnie taflę jeziora. Uroda natury, zasady przetrwania.
Dobijamy do półwyspu, gdzie rozsiadła się, nie tylko plenerowa, gastronomia „Rybakówka”. W menu, co nie dziwi, wyłącznie ryba: sieja, pstrąg, węgorz, sielawa, szczupak, okoń, palia, lin. Wszystko świeże, z Jeziora Jasień. Cóż więcej dodać? Smacznego!
Elektrownia z czasów pruskich
Oprócz walorów Jeziora Jasień, tylko o niektórych wspominam, wybieramy się w miejsce również interesujące, związane z rzeką Słupią. Poznajemy siłę przyrody – tu mam na myśli wody tej rzeki – a także myśl techniczną inżynierów z... innego stulecia. Narratorem tej opowieści jest Adam Gliszczyński, który z bratem Waldemarem prowadzą dziś elektrownię wodną, podobnie jak ich ojciec Jan, jak ich dziadek Władysław!!!
Skoro woda wartko płynie warto ten fakt wykorzystać. Tak zapewne myśleli twórcy przedkładając swoje projekty. - Wiadomo, że zakład powstał w XVIII wieku – mówi Adam Gliszczyński i już ten fakt zapiera dech. - Był młyn, tartak, suszarnia drewna, fabryka tektury, a wszystko to opierało się na hydroelektrowni. W latach 1889-1896 została przekształcona w elektrownię wodną pod zarządem żydowskiego właściciela fabryki, który wkrótce ogłosił swoją upadłość.
Dowiadujemy się, że pruscy administratorzy tych ziem ponownie uruchomili zakład. Od ponad pół wieku stacja jest w rękach kolejnych pokoleń kaszubskiej rodziny Gliszczyńskich. Poznaliśmy Adama, Waldek pojechał załatwiać jakieś sprawy w Bytowie, natomiast na ławeczce przed starym budynkiem elektrowni, siedzi stareńka matka Adama i Waldka, pani Agnieszka. Starsza pani odpoczywa, ucieka przed upałem, chłód znajdując w murach jednej z najstarszych na świecie elektrowni wodnych. Obiekt uważany jest za najstarszy i najcenniejszy tego typu w Europie. - Nasz syn Wojtek
pisał pracę maturalną w języku angielskim, której przedmiotem była właśnie ta elektrownia. Było to warunkiem przystąpienia do międzynarodowej matury. Rozsławił tę elektrownię, ponieważ praca trafiła do Szwajcarii, tam oceniana przez specjalną komisję – mówi z dumą Mariola Zamlewska, a Grzegorz potakuje głową. Oboje znają się doskonale z Adamem i Waldkiem. Często prowadzą do elektrowni swoich gości, znajomych, przyjaciół.
Płaskorzeźba według Goi
W jednym z pomieszczeń na parterze budynku, tam gdzie ustawiono drewnianą skrzynię z piaskiem – w kolorze czerwonym, zgodnie z przepisami p-poż – zastanawia drewniana łopata, także w tym kolorze, kojarzona bardziej z łopatą do zboża... Dlaczego drewniana? Otóż bezpieczniej, szczególnie w elektrowni, używać przedmiotów, które nie wywołują iskry. W tymże pomieszczeniu prawdziwa wisienka na torcie – na ścianie, po lewej stronie od wejścia, płaskorzeźba obramowana, prawdopodobnie gipsowa, wielkości typowej kartki A4. Co jest treścią anonimowego dzieła sztuki? Zainteresowanym sztuką malarską skojarzy się z pewnością z jedynym aktem w malarstwie hiszpańskiego artysty Francisca de Goi, dziełem „Maja naga”. Tu jednak wyraźnie widać, że kobieta z płaskorzeźby, w pozycji wyzywającej, dokładnie jak u Goi, rozebrana jest tylko częściowo – piękno piersi jest tego dowodem! Warto jednak rozwinąć ten wątek, ponieważ Francisco Goya zachował pewien porządek. „Maja naga” powstała w 1800 roku, a ubrał jąw skąpą, ale jednak bieliznę w 1805 roku, malując „Maję ubraną”. I to jest dzieło sztuki!!! Jakaż to siła energii!!!
Prawdziwe muzeum techniki
- Elektrownia wodna Struga – budynek jaki jeszcze dziś widzimy - położona na brzegu Słupi, została zbudowana w 1896 roku. Jest to najstarsza z elektrowni wodnych Pomorza i jedna z najstarszych wśród czynnych do dziś na świecie – ciągnie swoją opowieść Adam Gliszczyński. - Zanim przekształciła się w elektrownię, pełniła rolę młyna, a następnie siłowni wodnej napędzającej urządzenia papierni i tartaku. Przy budynku zachował się do dzisiaj, niestety zasypany a zatem niewidoczny kanał ceglany służący do przeniesienia napędu z turbiny do pobliskiego tartaku, gdzie poruszany był trak do cięcia drewna. Napęd przenoszony był za pomocą stalowej liny długości kilkudziesięciu metrów. W roku 1920 Struga została elektrownią zawodową. Różnice w wykorzystywaniu obiektu odbiły się na architekturze budynku i jego wielkości. Jest on nieproporcjonalnie duży jak na dzisiejsze warunki. Turbina wyprodukowana w 1896 roku przez Schichau Elbląg pracowała w elektrowni do kwietnia 2009 roku napędzając generator
AEG z 1920 r. W latach 50-tych przeniesiony został z elektrowni wodnej Rutki nietypowy generator, w którym wiruje stojan. Wirnik generatora oraz korpus turbiny jest nieruchomy, a wykonany jest z nitowanych blach, a nie z odlewu żeliwnego jak w większości tego typu urządzeń.
Z zachowanych ciekawostek,
wartości muzealnej, można zobaczyć zapewne jedne z najstarszych żarówek z włóknem węglowym z 1897 roku, drewniane łopaty do gaszenia pożarów nie istniejących już kabli w osłonie olejowej czy też tablicę marmurową z dawnymi urządzeniami pomiarowymi i sterowniczymi. Jest też wyjątkowy drobiazg, który przypadkiem zapewne trafił do obsługi turbiny. Jest to olejarka do smarowania urządzeń. Z długą szyjką, jak niewielka konewka albo dzbanek do kawy, oraz wybitym znakiem: Kriegsmarine. Wybity jest także numer:137. Rodzi się pytanie – z jakiego u-boota trafiła do tej elektrowni? Można to sprawdzić...
W elektrowni wrażenie robi także pozioma turbina Francisa TFP 900 ze spiralną komorą zasilającą i elektrohydraulicznie sterowanym położeniem kierownic. Rok produkcji 1898, miejsce produkcji F. Schichau Elbing, Typ: 4DI, nr 19062 (jeżeli z zamazanej metryczki dobrze odczytuję).
Wędrowanie po okolicach bliskich czy bardziej odległych nie męczy. Jest znakomitą okazją, by przeżyć coś wyjątkowego, bo rzeczywistość naszego świata, to nie tylko to, co zauważymy w telewizji.
Tekst i fot. Bogumił Drogorób
PS. Za wybór szlaku i poprowadzenie wspaniałą trasą, na wodzie i lądem dziękuję: Marioli i Grzegorzowi Zamlewskim oraz Barbarze i Andrzejowi Ziółkowskim.
Napisz komentarz
Komentarze