Park – jeden z wielu w mieście. Park to spokój, obojętnie o jakiej porze roku. Teraz, gdy maj się skończył, przyroda nabrzmiała wszystkimi odcieniami zieleni. Więc piesek na smyczy i spacer. Codziennie o określonej godzinie rusza wolnym krokiem, dostojnie, piesek wyznacza czas, że już. Sznaucer miniaturowy. Dobrze ułożony. Czesław woła na niego Pan.
- Chodź no Czesław do pana, pan coś ci powie na ucho. Noga w nogę, jak zawsze. Nie próbuj nic kombinować. Nie wyrywaj się, uważaj, bo pan jest po operacji!!! Rozumiesz?
Rytm dnia
Zwany Czesławem sznaucer miniaturowy poprawił łapką wąsy nasłuchując monologu Pana po operacji żołądka. Piesek miał już swoje lata, pan też. Miał swoją trasę, Pan też. Z domu w lewo, potem w prawo, skosem przez skwer, alejką żwirową. Tuż za skwerem Pan doskonale wiedział, że nie pójdzie ulicą w lewo, tylko na wprost, gdzie pasy na jezdni, więc piesek też. Przed pasami można postać, niezależnie od tego czy jedzie autobus miejski, czy jakiś inny pojazd. Więc stoją i czekają. Czesław rozgląda się w prawo, w lewo, patrzy prosto, Pan też. Ruszają zdecydowanym krokiem – nic nie jedzie, nikt się nie musi zatrzymywać, nikt nie wymusza pierwszeństwa.
Druga strona ulicy, a więc już Park Wielki. Główną alejką jest ta, którą wybierze Czesław. Spogląda na pana i decyduje. Nic nie wymusza. Panu obojętnie, czy pójdzie tu, czy tam. Raczej tam gdzie jego ulubiony sznaucer miniaturowy.
Za popiersiem jednego z muzyków światowej sławy alejka rozchodzi się w trzy strony. Jedną z nich, naprzeciw, podąża gość w wieku zbliżonym do pana. Płaszcz lekki, na wiosnę i jesień. Na ciepłą wiosnę też. Włos siwizną przyprószony, okularki jakie kiedyś nosił Helmut Kohl. Nieznajomy przechyla głowę z uprzejmością, kłaniając się Panu z pieskiem Czesławem. Pan z Czesławem odwzajemniają grzeczność z uśmiechem. Dzień dobry, dzień dobry. Idą w swoją stronę. Bywa, że zerkną za siebie.
- Znasz tego pana? - pan pyta sznaucera miniaturowego. Ten z nosem przy ziemi kieruje się z alejki na trawę, szuka jakiegoś drzewka. Pan przystaje, aż Czesław się wysika.
Dzień w dzień, o tej samej, popołudniowej porze, czasami bliżej kolacji, taki sobie spacer. Emerytowany Pan i jego piesek, też mający już swoje lata.
Dzień w dzień,
z domu w lewo, skwer, pasy, Park Wielki, czasami ławeczka, przechodzący gość w płaszczu wiosennym, jesiennym również. Grzecznościowe ukłony, dzień dobry. Rytm dnia niemal identyczny. Lepsza pogoda, więcej słońca.
Widząc siebie z daleka już przygotowują się do miłego spojrzenia, pojawienia się uśmiechu na twarzy w odpowiednim czasie, wykonania jakiegoś gestu. Patrząc z boku można odnieść wrażenie, że autentycznie cieszą się na spotkanie, a właściwie tylko przejście obok siebie. Sznaucer miniaturowy też rozpoznaje Nieznajomego, ale idzie spokojnie, nie wyrywając się, zawsze poddany kontroli Pana.
Nieoczekiwanie dziś więcej ludzi w Parku Wielkim i wszyscy podążają w jedno miejsce, za starym dębem chronionym przez instytucje państwowe, konserwatora zabytków przyrody, ekologów itd. Pan z pieskiem zaciekawiony, jako że w tej pięknej dzielnicy miasta, mieszka od niedawna, od kilku lat, ciekaw jest więc co mają do powiedzienia członkowie – jak się okazuje – stowarzyszenia milośników dzielnicy, która powstawała w mieście w latach 1919-1934, jako dzielnica willowa. Przypadkiem
dowiedział się, że takie stowarzyszenie funkcjonuje. Nie przypadkiem podszedł do niego Nieznajomy.
- Witam – zaczął rozmowę.
- Miło mi – odpowiedział Pan z pieskiem Czesławem.
- Tak sobie właśnie myślałem, że pan to naszej parafii musi być...
- Mieszkam tutaj na... - chciał Pan z pieskiem sznaucerem miniaturowym dokładnie określić na jakiej ulicy mieszka i od kiedy, że w rzeczywistości od niedawna i jest, generalnie, elementem napływowym, ale Nieznajomy przerwał ten tok myśli.
- No właśnie, tak próbowałem sobie przypomnieć, skąd my się znamy...
- Z tych spacerów w Parku Wielkim, bardzo miło i zdrowo tak sobie pochodzić – teraz przerwał Pan, a piesek zainteresował się rozmową. Członkowie stowarzyszenia jeszcze się zbierali, spoglądając na zegarki.
- To oczywiste, ale ja sobie pana doskonale przypominam. No cóż, siwizna na głowie robi swoje, ale coś jeszcze z czasów odległych zostało. Nie sądzi pan? Gesty, dostojność...
- No tak, zapewne, jasne, każdy się starzeje – w tym miejscu właściciel sznaucera miniatury nabrał już niemal pewności, że Nieznajomy go z kimś myli, ale postanowił rozmowę podtrzymać.
- Przecież myśmy śpiewali razem w jednym chórze parafialnym! - Nieznajomy odkrył przyczynę powierzchownej jeszcze znajomości.
- Co pan powie?
- Wie pan, z pamięcią zawsze jest kłopot, w naszym wieku – zaśmiał się – ale doskonale pamiętam tamte śpiewacze czasy, tamtych chórzystów. Proszę pana... – rozmarzył się.
- No tak... Pamięć rzecz ważna. Człowiek wiele rzeczy z dzieciństwa pamięta, a to co wczoraj zapomina. Tak to bywa...
- Otóż to! Otóż to!- Nieznajomy potwierdził owe zjawisko kiwając na dodatek głową. - Piękne czasy, proszę pana, to nasze śpiewanie. I powiedz pan, komu to przeszkadzało? Komu to przeszkadzało?
- No właśnie.... - po dłuższej chwili Pan z pieskiem zdecydował się na dość nieokreśloną wypowiedź, a jednak na tyle bezpieczną, aby być w temacie, nie okazać zdziwienia, tym bardziej niezrozumienia, zakłopotania.
- Przecież nasz chór uczestniczył w wielu wydarzeniach, ma bogatą historię. Był tradycją parafii i tego miasta.
- Tak, to prawda – tu poszedł na pewniaka, zdecydowanie, aż Czesław podniósł ucho. W tym miejscu mógł bezpiecznie poprzeć wszystko co powie Nieznajomy.
- I komu to przeszkadzało? No niech pan powie: komu?
- Też nie wiem – łatwo podtrzymał rozmowę, tym bardziej, że autentycznie nie wiedział czego nie wiedział.
- Ponoć ten proboszcz, co dziesięć lat temu był na parafii, postanowił chór rozwiązać... Pamięta pan...Że niby już te głosy nie te, że trzeba od początku, a młodzież, jak to młodzież, nie garnie się. Cóż, miasto straciło ważnych twórców kultury.
- Bardzo dobrze pan to określa. Jestem tego samego zdania, Trzeba koniecznie wrócić do tego tematu, ale teraz posłuchajmy, co mają do powiedzenia członkowie stowarzyszenia. Już się zaczęło...
Pan z pieskiem odszedł kilka kroków na bok, pod pozorem załatwiania swoich spraw przez Czesława. Był w dobrym nastroju. Nigdy nie należał do żadnego chóru, nawet szkolnego. Po prostu śpiew nie był nigdy jego mocną stroną. Z utworów bardziej znanych potrafił jedynie „Sto lat”, a w śpiewach zbiorowych uczestniczył wyłącznie podczas spełniania toastów okolicznościowych. Z reguły w gronie rodzinnym.
Pozostał tylko jeden problem – jutro, pojutrze i każdego kolejnego dnia spotka w Parku Wielkim Nieznajomego. Trasy nie zmieni, bo sznaucer miniaturowy na to nie pozwoli. Z tematów bezpiecznych pozostaną pogoda, stan zdrowia, leki, apteki, rehabilitacje, masaże i tu – uwaga – mogą pojawić się ciekawe refleksje o profesjonalnych umiejętnściach pielęgniarek. A więc tematy – było, nie było – erotyczne!
Tekst i fot. Bogumił Drogorób
Napisz komentarz
Komentarze