Sparafrazowałam słowa jednej z moich ulubionych kolęd i zapewniam, że nie pomyliłam świąt tych od choinki i opłatka, z tymi od baranka i Zmartwychwstania.
To już kolejne święta inne niż te sprzed kilku lat, inne niż te które kochaliśmy. Zaczęło się od pandemii Covid 19, która kolejno odbierała nam pełnię przeżywania świąt radośnie i tradycyjnie. Nie będę rozwodziła się nad tym, że za każdym razem wydawało nam się, że to są najgorsze i najsmutniejsze święta, jakie mogły nas spotkać. Najgorsze, bo samotne, biedne i z pustymi miejscami przy stole.
Na najbliższą Wielkanoc
chciałabym napisać coś radosnego, optymistycznego. Ale co, gdy z jednej strony wojna, a z drugiej szaleństwo? No dobrze. Niech będzie radośnie. Postaram się. Nawet jest powód. Premier mówi, że znów jesteśmy na dobrej drodze. I chyba coś jest na rzeczy, bo pierwszy raz od dawna, to nie Unia jest winna za zło, które przytrafia się władzy. MM znalazł innego winnego. Za inflację i wzrost cen odpowiada Putin i wojna na Ukrainie. Kamień z serca, że to nie Bruksela. Choć trochę to dziwne, bo inflacja i ceny szalały na długo przed wojną. No ale cieszymy się, że to nie rząd czy jakiś kosmita odpowiada za fatalny stan finansów, a Putin, zamordysta. Jeszcze tylko znaleźć winnego za klapę z Polskim Ładem i posprzątane. Powodów do radości mamy więcej. Choćby to, że władza pokochała Zełenskiego. To trudna miłość, zwłaszcza, że nasz rząd jednocześnie kocha Orbana i Le Pen, którzy nienawidzą prezydenta Ukrainy. No ale żyjemy w wolnym kraju i każdy może kochać kogo chce.
Radości ciąg dalszy
Cieszyć się też mogą emeryci i renciści, że nie będą musieli dźwigać koszy z zakupami, bo za swoje wypłaty niewiele kupią. Nie smuci nas też, jak poradzi sobie Ochrona Zdrowia, która zanim przybyli do nas Ukraińcy, już ledwo dyszała. Także nie ma problemu gdzie, na dłuższą metę, zamieszkają uchodźcy skoro przed wojną brakowało u nas ok. 2 mln. mieszkań. Nie ma też powodów do płaczu, z czego zapłacimy świadczenia socjalne i na jak ogromne sumy zadłuży nas rząd? Mamy się cieszyć? Nie! Wszystkiego nie da się załatwić kolejną bajką.
Problemy rosną
I nigdy nie jest tak źle, aby nie mogło być gorzej. I jest. Po sąsiedzku toczy się wojna. Bestialsko zabijani są niewinni ludzie i dzieci. Ta wojna, trochę nasza, ale bardziej ukraińska, zburzyła nam pół świata, ale im cały! Boimy się jej dalszego ciągu. Bo i zachowanie naszych elit nie napawa optymizmem. Pomoc Ukrainie rozgrywa się w świetle kamer. Odbywa się lans i wyścigi, kto prędzej palnie jakąś bzdurę, po której świat, a głównie Polacy wstrzymują oddech. Na szczęście obywatele są dzielni i rozumieją, że teraz jest czas pomagania tym, którzy przed wojną schronili się u nas. Oni się uratowali, ale bywa, że stracili wszystko inne. Zginęli ich bliscy, a domy zostały zburzone. Uciekając przed śmiercią swoje plany, marzenia i dotychczasowe życie musieli upchnąć do plecaka, albo foliowej torby. Wyjechali w nieznane.
Święta, jakie będą
Jedno jest pewne, nie muszą być samotne. I nie musi być pustych miejsc przy stole. Już prawie dwa miesiące w naszych domach lub obok żyją nowi sąsiedzi. Głównie matki z dziećmi. Uciekinierzy z Ukrainy. Oni cierpią. Tęsknią za tym co zostawili. Za mężami, za ojcami, za rodzeństwem, za swoim domem, za koleżankami, albo za misiem - to dzieci. One są w tym wszystkim najbiedniejsze. Nie rozumieją istoty i dramatyzmu wojny, ale cierpią i to w dwójnasób. Odczuwają lęk i boją się strachem swoich matek, który widzą w ich oczach, drżących dłoniach i słyszą, gdy nocą płaczą w poduszkę.
Żyjemy dramatem Ukraińców - to ludzkie. Ich tęsknoty i ból gnieżdżą się w naszych sercach i umysłach. Ale jest nadzieja, bo czas Zmartwychwstania to czas miłosierdzia i zwycięstwa nad śmiercią. Życzę Państwu Świąt.
Wiesława Kusztal
Napisz komentarz
Komentarze