Niepostrzeżenie skończyła się zima. Tak samo przyszła wiosna. Zazwyczaj cieszyły nas pierwsze jej oznaki. Rodziła się nadzieja, że znów wszystko będzie budzić się do życia, a rano z pierwszymi promykami słońca, ptaki narobią miłego dla uszu hałasu. Zakwitną kolorowe kwiaty, niosąc radość po zimowej szarzyźnie. Dziś, inaczej niż zwykle, wiosna nie jest radosna.
Może dlatego, że myślami wciąż jesteśmy z Ukraińcami, którzy dzielnie walczą o wolność. Bronią swojej ziemi i domów. Od miesiąca trwa krwawa wojna. Wśród zgiełku i pożogi każdego dnia pisze się tragiczna historia Ukrainy, mężczyzn, kobiet i dzieci. Tam wśród wybuchów bomb nie słychać śpiewu ptaków, a zryta ziemia nie urodzi kwiatów.
Wojna w Ukrainie
dociera do nas w milionach fotografii i filmów, kręconych przez dziennikarzy, żołnierzy i przez zwykłych ludzi. W całej historii świata jest ona jedną z najlepiej udokumentowanych. Także najwyraźniej, jak nigdy dotąd, dobiega dramatyczne wołanie o pomoc. O pomoc dla Ukrainy wołają wszyscy. Ci, którym udało się uciec i Ci, którzy tam zostali, aby bronić, często zrównanych z ziemią gruzowisk, które jeszcze niedawno były ich szczęśliwymi domami. Patrzę na te relacje z perspektywy wygodnego fotela w ciepłym, bezpiecznym mieszkaniu. Patrzę na roześmiane buzie moich wnucząt i bawiące się w piaskownicy dzieci z sąsiedztwa. Ale przed oczami wciąż mam ukraińskie dzieci, którym wojna zabrała szczęśliwe dzieciństwo. Z bezsilności i ze złości, łzy jak grochy spływają po policzkach…
Pojawiają się też łzy radości,
gdy widzę jak wielkie pokłady solidarności i człowieczeństwa wyzwoliła w nas ta wojna. Podziwiam oddolny zryw i organizowanie bezinteresownej pomocy dla walczącej Ukrainy. Jestem dumna, że dajemy radę i że chce się nam pomagać bez względu na koszty, porę dnia, czy nocy. Z ogromnym szacunkiem patrzę na młodych ludzi, matki i ojców, na młodzież szkolną, która mimo, że nie doświadczyła dramatu wojny potrafi wczuć się w los jej ofiar.
W życiu bywa różnie
Niektórzy powoli tracą zapał do pomagania. Przytłacza ich zwykła codzienność. Np. gdy trzeba się dogadać, a nie rozumieją się nawzajem, lub, gdy zawodzi biurokratyczna machina, albo zwyczajnie w świecie nie przypadli sobie do gustu. Są też i tacy, którzy ukraińskiemu dziecku zazdroszczą miejsca w przedszkolu, a jego mamie ładnej garsonki. Naprawdę nie ma czego zazdrościć. Może oni stracili wszystko, a ta garsonka jest jedyną jaką ma.
Jest też i Kaja,
która te umęczone kobiety poucza jak żyć. Rozdawane są zdjęcia zakrwawionych płodów z tekstem po ukraińsku, że aborcja to zbrodnia. Czy ona myśli, że Ukrainki naprawdę mają mało widoków krwi? Wygląda na to, że Kaja raczej nie myśli.
Część społeczeństwa ma pretensje
do władzy, że lansuje się na wojnie i na ofiarnej pracy Polaków i pyta jakie systemowe rozwiązania przygotował rząd i dlaczego ludzie są przekonani, że to nie zaangażowanie władzy, a oddolny zryw milionów aniołów dobroczynności uruchomił lawinę miłosierdzia i dał radę zapobiec kryzysowi humanitarnemu na granicy. Jeszcze inni burzą się, że mimo wojny, która częściowo i nas dotyka, szczujnia TVP nie przestaje kłamać i jątrzyć.
Tak czy inaczej Polacy determinacją w pomaganiu Ukrainie pokazali światu lepszą twarz. Udowodniliśmy, że drzemią w nas pokłady dobra i empatii, że chcemy i potrafimy pomagać, a nie tylko stawiać płoty z kolczastego drutu i wyganiać ludzi na bagna, narażając ich na śmierć. Jako społeczeństwo obywatelskie zdajemy egzamin celująco. Jesteśmy też na dobrej drodze, aby zasypać dzielące nas rowy i znaleźć wspólny język. W trudnych chwilach, wspierając się wzajemnie, wytrwamy. Także w pomaganiu nie obliczonym na zysk i lans, a wynikającym z solidarności i miłości do drugiego człowieka, bez względu na jego kolor skóry i skąd przyszedł.
Wiesława Kusztal
Napisz komentarz
Komentarze