Tytuł tak może sugerować, ale poza drobnymi fragmentami, felieton nie będzie o ornitologii.
Biały orzeł zaczął wzbudzać zainteresowanie po tym jak naukowcy Citizen Lab z Toronto University odkryli, że od jakiegoś czasu gniazduje on w nietypowym miejscu, a mianowicie w centrum stolicy, na jednej z najlepiej strzeżonych ulic w Polsce.
W historii, w literaturze i sztuce
białemu orłowi przez wieki nadawaliśmy szczególną rangę. Do niedawna wielu z nas kojarzył się z czymś szlachetnym i pięknym. Jak się okazuje orzeł biały, to nie tylko piękny ptak. To także używane przez polskie służby szpiegowskie oprogramowanie, któremu nadano dumnie brzmiącą nazwę „Orzeł biały”. Po tym nasz ptak narodowy stracił sporo ze swojej dumy. Opadły mu pióra, a i korona też pewnie z hukiem spadła mu z głowy. Tak namącił nielegalnie zakupiony Pegasus, który nie opozycję, a terrorystów miał szpiegować. Jego nierozerwalną częścią jest nasz, może i biały, ale już nie całkiem czysty orzeł. Nie bez znaczenia na umniejszenie dumy i potęgi Orła Białego, ma niewątpliwie tryb wdrożenia go do naszego systemu prawnego. Styl w jakim to zrobiono, nie ma nic wspólnego z dumą, ani z honorem. To, jak tego dokonano i do czego użyto raczej przypomina najgorsze znane z historii wzorce. Obrazowo rzecz ujmując ten system działa jak osiedlowy monitoring w osobie wścibskiej sąsiadki, tzw. poduszkowca, która z jednej strony, rozparta na okiennym parapecie na poduszce o imieniu jasiek, chce wiedzieć o nas jak najwięcej, a z drugiej chce pozostać niewidzialna i zza zasłonki, lub z uchem przyklejonym do dziurki od klucza śledzi każdy nasz krok. W zestawieniu z Pegasusem sąsiadka wypada korzystniej, bo od niej da się uciec, od Pegasusa nie. W sypialni, przy stole, w łazience, na imprezie, wszędzie tam, gdzie jest nasz telefon możemy być szpiegowani. Tak właśnie działa tajemniczy Biały Orzeł. Ale nieistotne kto to robi nie jest miło dowiedzieć się, że jesteśmy, lub byliśmy inwigilowani.
Biorę przykład z prezydenta
Nie miało być o ptactwie, to nie będzie. Są inne tematy, które mogę poruszyć na tej szpalcie, gdzie dzielę się swoimi obywatelskimi emocjami. Pisanie felietonów daje mi poczucie, że na prawo i sprawiedliwość nie czekam samotnie. Wiele się dzieje. Często myślę, że za wiele. Nie spodziewałam się, że już od początku roku, spłynie na mnie masa dobra. Pewnie dlatego radośniejszy niż zwykle będzie mój dalszy przekaz. Wzięłam przykład z prezydenta.
On biedaczek, mimo fatalnych prognoz covidowych i zagrożeń na wschodniej granicy, na przekór biedzie dopadającej Polaków i ogromnego bajzlu z polskim ładem i mimo kar nałożonych przez TSUE, wkłada wiele wysiłku żeby uśmiechać się do kamer, gdy w słusznej sprawie musi jeździć na nartkach i pokazywać, że bez względu na wszystko trzeba cieszyć się, czerpać z życia pełnymi garściami i uciekać od problemów.
Miłosierdzie z cudzego
Zadowolony z siebie jest też złotousty, któremu od ściem nos zrobił się w sześciopak. Nawet gdy jest byle jak, on mówi, że jest cacy i w razie potrzeby damy odpór Unii, TSUE, Czechom i innym nacjom, które nas nie lubią. Wielu udziela się radość Matołuszka, szczególnie widzom TVP. Inni taką siłą Polski i dobrobytem też zaczynają się cieszyć, a nawet są wdzięczni. Choćby za to, że władza pozwala emerytom dzielić się z tymi, którym nie wiedzie się dobrze. Sami byśmy na to nie wpadli, że pracując zawodowo, czasem na dwóch etatach, opłacaliśmy ZUS, nie myśląc o sobie, ale o innych. A pracujące kobiety, którym z natłoku zajęć brakowało doby, też harowały za bidulki, które siedziały w domu i zajmowały się dziećmi. Rząd dał nam szanse na okazanie bliźnim miłosierdzia. Niech mają nie gorzej, a czasem nawet lepiej, od tych, którzy ciężko pracowali na godną starość. Jak widać nie na swoją.
I jak tu nie kochać władzy?
Wiesława Kusztal
Napisz komentarz
Komentarze