„Oto dni krwi i chwały – Reduta Ordona i rakietnicy Królestwa Polskiego”. Warto zwrócić uwagę na tę wystawę przygotowaną przez Muzeum w Brodnicy w Bramie Chełmińskiej, choćby dlatego, że inspiruje do pogłębienia wiedzy historycznej o ważnych wydarzeniach związanych z Powstaniem Listopadowym.
W opisie wystawy czytamy m.in. „druga część (…) opowiada historię walk na Reducie Ordona, w trakcie bitwy o Warszawę 6 września 1831 r. Dzięki badaniom Państwowego Muzeum Archeologicznego w Warszawie można dziś odtworzyć przebieg tego starcia (...) Zaprezentowana jest również sylwetka bohatera wspomnianej batalii Juliana Konstantego Ordona. Na ekspozycji pokazano także eksponaty pozyskane w wyniku współpracy z Muzeum Mazowieckim w Płocku oraz z Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie”.
Jest też pewien passus niezwykle istotny dla sprawy, o której szeroko pisze Stefan Chwin w „Oddać życie za Polskę. Samobójstwo altruistyczne”. Wróćmy jednak do brodnickiej wystawy, z której wiadomo nam, że „Jerzy Kossak na obrazie „Reduta Ordona” uwiecznił prochownię, która według Adama Mickiewicza została wysadzona w powietrze przez Juliana Konstantego Ordona. Ten heroiczny czyn przetrwał w świadomości Polaków do dnia dzisiejszego, a dzieło 54 zyskało romantyczną nazwę Reduty Ordona. Tymczasem prochownia nie została wysadzona przez Ordona, który później stwierdził, że wydał jedynie rozkaz jej wysadzenia, aby zapasy amunicji nie wpadły w ręce wroga...”.
Wspomniany już tutaj Stefan Chwin, gdański pisarz, profesor literatury na Uniwersytecie Gdańskim opisuje w rozdziale pod znamiennym tytułem „Dwa samobójstwa Ordona” dramat podporucznika. Historia jest na tyle ciekawa, że warto o niej więcej. „Otóż nie wiemy – pisze Stefan Chwin - czy J.K. Ordon chciał popełnić samobójstwo, wysadzając się na warszawskiej Woli razem ze zdobywaną przez Rosjan redutą 54, czy raczej został tylko poparzony w wyniku przypadkowego wybuchu do jakiego doszło w magazynie z amunicją. I nawet jeśli rzeczywiście reduta została świadomie przez kogoś wysadzona, nie wiemy też, czy to on wysadził ją w powietrze, czy może ktoś zupełnie inny. I chyba nie dowiemy się tego nigdy, choć byli – i są – historycy, którzy chcieliby sprawę rozstrzygnąć jednym, kategorycznym stwierdzeniem.”
Pierwszy wniosek autora „Oddać życie za Polskę. Samobójstwo altruistyczne” jest swego rodzaju komentarzem. „Ale polska kultura wieku XIX – pisze Stefan Chwin – nie bardzo kłopotała się detaliczną prawdą o tym, co 6 września 1831 roku stało się na reducie 54, przez całe dziesięciolecia budując sugestywną wizję ostatniego obrońcy polskiego fortu, który zginął, podkładając ogień pod skład materiałów wybuchowych w chwili, gdy żołnierze rosyjskiego cara wdzierali się na umocnienia, których bronił jako dowódca artylerii. I taka właśnie patriotyczna wizja, odporna na wszelkie racjonalne korekty, zadomowiła się w polskiej pamięci na dziesięciolecia (coś mi to przypomina, minęło dopiero 11 lat – przyp. B.D.). Polacy, budując długo i starannie legendę reduty Ordona, chcieli mieć w swojej narodowej historii taki właśnie wzniosły epizod i żadna żmudnie ustalana prawda nie mogła im w tym przeszkodzić...”.
Tworzenie mitu patriotycznego samobójcy wzmocniono informacją o śmierci Juliana Konstantego Ordona, a wieść zamieściła „Gazeta Narodowa” wydawana w Zakroczymiu. I poszło to w świat! W czerwcu 1832 roku Adam Mickiewicz pisze „Redutę Ordona” prawdopodobnie na podstawie relacji spisanej przez gen. Jana Nepomucena Umińskiego. Poezja wzmacnia patriotyczną świadomość.
Mijają lata, legenda rośnie, rozwija się, gdy w 1844 r. w Paryżu ukazuje się książka Walentego Zwierkowskiego „Opowiadanie działań wojennych” o czym wspomina w interesującym dochodzeniu do prawdy Stefan Chwin. I pisze tak: „Zwierkowski (…) twierdził, że żadnego heroicznego czynu Ordona nie było, bo reduta wyleciała w powietrze sama w wyniku przypadkowego zapalenia się amunicji (…). Według Ludwika Mierosławskiego („Bitwa warszawska”, Poznań 1888 r.) bohaterskie samobójstwo Ordonowi przypisano niesprawiedliwie, ponieważ naprawdę redutę wysadził porucznik Nowosielski. Ordon nie był wcale dowódcą reduty 54, jak chciała legenda, lecz tylko dowódcą artylerii ustawionej na wałach, mając do dyskozycji 6 dział, w tym zresztą jeden niesprawny granatnik. Komendantem fortyfikacji był najpierw major Piotr Łabędzki, a potem nieznany z nazwiska oficer...”
Pół wieku po Powstaniu Listopadowym sam Ordon opisał to, co zdarzyło się na reducie 54. Bardzo długa historia, zachęcam do lektury – jak to się stało, że przeżył?
Fakt, że przeżył eksplozję w forcie na Woli, psuło legendę altruistycznego samobójstwa patriotycznego, ale emigracyjny życiorys Ordona był zgodny z wartościami, które stanowiły jej fundament – pisze gdański pisarz i krytyk literacki, naukowiec. Związany z emigracyjnym stronnictwem księcia Czartoryskiego daleki był od politycznych radykalizmów, choć walczył o wolność Włoch, m.in. w republikańskiej armii masona Garibaldiego.
77-letni J.K. Ordon odebrał sobie życie we Florencji w nocy z 3 na 4 maja 1887 roku strzałem z pistoletu, jako ciężko chory już starzec, na dodatek samotny i głuchy. Legenda heroicznej śmierci na reducie – pisze Stefan Chwin – która rozwinęła się za jego życia, nie przyjęła jednak tego faktu do wiadomości. Dyskurs pożegnalny, który kierował głosami żałobników, nadał florenckiej śmierci znaczenia dalekie od racjonalnej, medycznej diagnozy przyczyn.
W książce Stefana Chwina znajdziemy wiele interesujących, jakże dramatycznych przypadków i wyborów, wiele okoliczności zarówno moralnych, religijnych, ideowych, stanowiących zagadkę polskiego samobójstwa altruistycznego. Począwszy od Wandy, która nie chciała Niemca...
Bogumił Drogorób
Napisz komentarz
Komentarze