Roman Pytlasiński, przewodniczący Rady Powiatu: - Święta zgodnie z tradycją, rodzinnie, w domu rodzinnym, pod lasem. Na wigilię przybędą dzieci, mieszkają blisko, będzie też jedyna wnuczka, św. Mikołaj już prezenty dostarczył, schowałem je w drewutni. Oczywiście zaczniemy od dzielenia się opłatkiem. Nigdzie nie zamierzmy wyjeżdżać, a jeżeli chodzi o świąteczne odwiedziny to tylko do naszych dzieci.
Sławomir Wierzcholski, bluesmen, jeden z twórców „Nocnej Zmiany Bluesa”: - Jeszcze zastanawiamy się z żoną, gdzie te święta spędzimy, czy w rodzinnym Toruniu, czy tu, na Pojezierzu Brodnickim, gdzie mamy swoje wspaniałe siedlisko, gdzie często pracuję twórczo. Chyba namówię żonę i dwie córki, i będziemy z dala od miasta. Miłośnicy bluesa znają mnie z moich improwizacji na harmonijce. Owszem, gram kolędy nasze znane, staropolskie, ale nie improwizuję. Dokładnie rzecz ujmując gram z pietyzmem, po Bożemu.
Adam Zalewski, wójt gminy Brodnica: Przy wigilijnym stole nie może zabraknąć tradycyjnych potraw: karp, pierogi, zupa grzybowa, śledzie, kompot z suszonych owoców, ryba po grecku i pewnie w tym roku teściowa mnie czymś nowym zaskoczy. Przed posiłkiem dzielimy się opłatkiem i składamy życzenia. Po wieczerzy pod choinką czekają prezenty, wtedy wspólnie otwieramy i cieszymy się tą chwilą. Po tych atrakcjach wspólnie idziemy na pasterkę.
Edyta i Kuba Matejkowscy, artyści z Płowęża: Wigilia oczywiście tradycyjna. Post, kolacja ta jedyna w roku, smaczne potrawy, na które czekamy, a których nie robi się w ciągu roku, choć są smaczne. Ale dla mnie najważniejsze w te święta, to ludzie i wspólna radość z narodzin Pana. Kiedyś na pasterce byłem w Egipcie niedaleko Deir El Bahari, w klasztorze koptyjskim, trwała ona 7 godzin - wspomina artysta. Koptowie, to pierwsi chrześcijanie. Jest ich około 12 mln, ale to oni są najwierniejszymi strażnikami tradycji. Ta wspólna modlitwa, biesiadowanie, było dla mnie czymś wyjątkowym i to zmieniło moje postrzeganie tych świąt. Cieszmy się z narodzin Bożej Dzieciny.
Kacper Kepa Nadolski, muzyk-amator, autor audycji muzycznej Kepa Radio: Co roku Święta Bożego Narodzenia spędzam rodzinnie. Gdybym miał wybrać, na co czekam najbardziej w tym okresie, byłoby to z pewnością wspólne kolędowanie. Choć nie wszyscy na co dzień przyznają się do tego, każdy u nas potrafi śpiewać i grać na jakimś instrumencie, a wigilia jest momentem, w którym przestajemy się z tym ukrywać. W ruch idą klawisze pianina, gitary i grzechotki, a niektórzy przy stole śpiewają nawet z podziałem na głosy. Gdy za młodu uczyłem się muzykować, pewnego razu zagrałem przy stole jedyną piosenkę, do której znałem akordy. Był to utwór zespołu Dżem, czyli idoli większości młodych gitarzystów w tamtym czasie. Do dziś "Harley mój" jest mi z przekąsem wypominany, a ja ograniczam się już jedynie do śpiewania kolęd. Z dzieciństwa pamiętam, że najmłodsi obowiązkowo musieli wykonać jedną z wybranych kolęd lub pastorałek, co było warunkiem, by móc w ogóle dotknąć prezentów, jakie czekały na nich pod choinką. Przytaczam tu głównie tradycje, które wyniosłem z domu rodzinnego. Od kiedy usamodzielniłem się i mieszkam z narzeczoną, świętujemy Boże Narodzenie podwójnie lub nawet potrójnie: zazwyczaj najpierw odwiedzamy jej rodziców, po kilku godzinach jedziemy, by spędzić czas z moją stroną drzewa genealogicznego. Czasem pozwalamy sobie na małą lampkę wina, ale tradycją jest, że może się to stać dopiero, gdy zegar wybije północ. Niestety w tym roku pandemia bardzo pokrzyżowała nam świąteczne plany, przez co na wigilii zabraknie dzieci, które przecież z tego dnia czerpią największą radość, rozsiewając ją przy tym na wszystkich obecnych. Będzie trzeba wigilię spędzić trzy lub cztery razy. Byle sił na jedzenie starczyło.
Not. (bd,wik)
Napisz komentarz
Komentarze