- W życiu nie sądziłem, że jako lekarz będę wysyłał ludzi na śmierć. To zdanie padło podczas towarzyskiego spotkania w dużym mieście uniwersyteckim, gdzie szpitali jest kilka, ale miejsc na neurologii nie ma. Bo oddział przestał istnieć. Podobnie jak w kilku innych miastach tego regionu.
Im dłużej mówił, tym bardziej bladł, a starał się mówić krótkimi zdaniami, bez szczegółów, bez – bardzo możliwe, że istotnych – wątków. Jednak na suchej relacji się nie skończyło. On, lekarz neurolog, jest jednym z nas. Razem chodziliśmy do szkoły licealnej, na wagary, dziewczyny także były. I była muzyka. Ale to był czas przeszły, dokonany, wspomnieniowy.
Teraz, gdy ruszył sprawę sobie najbliższą, zaczęliśmy zadawać mu pytania, dociekać chcąc poznać problem z bliska, z pierwszej ręki. Emocje wzięły górę.
- Przyjeżdża karetka, wiozą pacjenta z udarem. Lekko po sześćdziesiątce. Nie mam go gdzie położyć. Wiadomo, że covid-19, że wszystkie łóżka zajęte, że ponad 90 proc. z nich to pacjenci niezaszczepieni. Nie jest to obojętne. A człowiek z udarem? Co z nim? Wysyłam go na śmierć. Jedyne miłosierdzie to łóżko, na którym umrze. Może jeszcze nie w tej chwili, ale za godzinę, dwie. Żadnej aparatury, żadnych narzędzi, żeby go uratować. Żadnych szans, żeby bliskie osoby pożegnały się z nim. Może zobaczą go w zakładzie pogrzebowym, gdzie pojadą z garniturem i butami. Tak było dziś, a jutro, gdy przywiozą następnego z udarem? A ja? Pełna bezradność, jakaś wewnętrzna wściekłość. Trudno, by mówić o tym bez emocji emocji – zakrywa rękoma twarz, płacze.
Takich i podobnych opowieści – setki, tysiące. Pandemia zbiera żniwo nie tylko z grona zakażonych na koronawirusa, ze świata odchodzą zawałowcy, chorzy na cukrzycę, na setki innych chorób także dlatego, że nie ma dla nich miejsca w szpitalach. Po prostu nie mają gdzie umrzeć godnie.
- Jeżeli dotyka nas takie nieszczęście, jak pandemia, to albo społeczeństwo będzie bardzo solidarne i będzie walczyć wspólnie z pokonaniem epidemii, albo będziemy mieli samowolę, dominację domniemanej wolności ludzi i będziemy się zmagać z koronawirusem nie wiadomo jak długo, by na końcu policzyć, ile tysięcy osób zmarło. To jest kwestia wyboru. (…) Mamy wątpliwości, czy ktoś nas w rządzie słucha – mówi prof. dr hab. Jacek Wysocki, jeden z ponad 15 członków Rady Medycznej przy premierze. Eksperci, wirusolodzy, epidemiolodzy, specjaliści – może ktoś ich pyta o zdanie, ale kogo obchodzi ich rada? No właśnie, kogo?
A może warto przypomnieć who is who, kto jest kim? Premierem tego rządu jest Mateusz Morawiecki, wicepremierem od spraw bezpieczeństwa Jarosław Kaczyński, ministrem zdrowia Adam Niedzielski, a prezydentem naszego kraju Andrzej Duda, który powiedział raz kiedyś: Obejmując z woli Narodu urząd Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, uroczyście przysięgam, że dochowam wierności postanowieniom Konstytucji, będę strzegł niezłomnie godności Narodu, niepodległości i bezpieczeństwa Państwa, a dobro Ojczyzny oraz pomyślność obywateli będą dla mnie zawsze najwyższym nakazem.
Jak to się ma do rzeczywistości? Warto przypomnieć kolejną wypowiedź prezydenta RP: - Absolutnie nie jestem zwolennikiem jakichkolwiek szczepień obowiązkowych. Osobiście nigdy się nie zaszczepiłem na grypę, bo uważam, że nie. Szczepienia na koronawirusa absolutnie nie powinny być obowiązkowe!
Dr Paweł Grzesiowski, ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej ds. COVID-19, w komentarzu do słów prezydenta Andrzeja Dudy: - Horror! Zapłacą za to zdrowiem a nawet życiem niezaszczepieni.
Bieżące komunikaty nie mają znaczenia. 500 osób codziennie, a może 600, a może „tylko” 499? Sondażowcy już przygotowują mistrzów słowa mówionego do występu przed kamerą. Oczywiście, zgodnie z zasadą PiS-owskiej konferencji prasowej: żadnych pytań.
Bogumił Drogorób
Napisz komentarz
Komentarze