Nie da się ukryć, że w kraju nad Wisłą coraz trudniej zrozumieć poczynania władzy. Władzy, która wobec swoich pracodawców, czyli obywateli, przede wszystkim ma obwiązki. Jednym z nich jest mówienie prawdy o tym co robi, za ile i dlaczego. Łącznikiem między obywatelami, a władzą są dziennikarze, którzy patrzą władzy na ręce. Ostatnio, podobno po to, żeby nas bronić przed uchodźcami, Sejm zwykłą większością głosów przedłużył stan wyjątkowy. Nie wnikam czy słusznie, ale omawianie spraw bezpieczeństwa kraju bez udziału premiera i prezydenta budzi większy niepokój niż sytuacje na granicy z Białorusią. Jedno jest pewne: ten stan zamknął usta mediom!
Niestety kłopoty władzy nie kończą się na granicy. W kraju też się dzieje. Na ulice wychodzą niezadowoleni. Medycy, nauczyciele, pracownicy sądów i prokuratur, rolnicy, itd. Ludzie domagają się m.in. poprawy warunków pracy i podwyżek płac. Władza mówi: nie mamy pieniędzy.
Tymczasem premier
jak królika z kapelusza wyciąga 80 mld zł. Magia, czy co? Ma je, rozdaje tu i tam. Trochę na ochronę zdrowia, na drogi i pewnie dla swoich „tłustych kotów”. Suweren, stojący z zakupami w kolejce do kas, nieśmiało pyta, skoro jest tyle forsy, to dlaczego wszystko drożeje? A Morawiecki dalej snuje opowieść o polskim cudzie gospodarczym i olbrzymich zyskach. Zyski tak, ale nie dla ludzi. Nam podrożeje gaz 260 proc. i podskoczą ceny energii elektrycznej. Stąd informacja, dla wyborców PiS także, po tych podwyżkach lawinowo wzrosną ceny na wszystko. Ale wiadomo, rząd się wyżywi, bo droższe towary i usługi, to wyższy VAT i więcej kasy do budżetu. Wystarczy dla swoich i na kupowanie wyborców. Jednak zawsze trzeba pamiętać, że rząd swojej kasy nie ma. My płacimy za wszystko. Za nieudolność władzy również. Za Ostrołękę, za Turów, za fundacje Ziobry i za łamanie praworządności także. Polski ład, jak mówią niektórzy nieład, też zakłada zabieranie pieniędzy pracującym, żeby dać niepracującym i wrażliwym. Dzielenie się zyskami z biedniejszymi jest wskazane, ale trzeba to robić tak, aby bardziej opłacało się pracować, niż czekać na jałmużnę.
Taka prawda
W ciągu ostatnich kilku lat dług publiczny spuchł do gigantycznej kwoty 1,4 bln zł. Każdy Polak od noworodka do starca zadłużony jest na ok. 37 tys., a każdy pracujący jest zadłużony na ponad 80 tys. zł. To się pytam: na czym polega ten cud gospodarczy i bogactwo Polski, skoro mamy wielki dług i będziemy go spłacać do końca świata? Odpowiedzi na to pytanie raczej nie doczekamy się.
Dlatego wiele osób ze strachem myśli o przyszłości, która nie tylko z przyczyn zadłużenia Polski, ale też z powodu zmiany kierunku w jakim idziemy, rysuje się w czarnych barwach. Niektórym, choć to nierealne, marzy się powrót do lat dziewięćdziesiątych, gdy mieliśmy nadzieję na godne życie w wolnym kraju.
Powoli kończy się nasz świat,
świat, jaki znaliśmy i rozumieliśmy. Świat o jakim marzyliśmy w młodości. Świat pełen planów i harmonii, wolny od nienawiści, gdzie przede wszystkim liczył się Człowiek. Niestety, dzisiejsze realia niosą niepokój o przyszłość naszych dzieci i wnuków, gdyż działania władzy i obojętność znacznej części społeczeństwa nie wróżą dobrze.
To widać po śmierciach na granicy
po aferach z nepotyzmem, po raporcie NIK o Ziobrze i po żenującej konferencji prasowej Kamińskiego i Błaszczaka, po okrutnym push back (odpychać) dzieci z Michałowa. Oburzenie społeczne jest wciąż mniejsze niż po wspólnej biesiadzie polityków opozycji z PiS-em. Każdego dnia, przy naszej milczącej zgodzie, postępuje dewaluacja przyzwoitości, miłosierdzia i prawdy. Wartości, którymi nadal się chełpimy.
Styl władzy, rozpacz i odczłowieczanie na granicy z Białorusią pokazuje bezsilność ludzi, którzy wciąż pamiętają co znaczą słowa przyzwoitość, prawo, miłosierdzie i chrześcijaństwo.
Wiesława Kusztal
Napisz komentarz
Komentarze