Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
wtorek, 10 czerwca 2025 10:25
Reklama

Z życia wzięte. Eksponaty żywe i oryginalne

Z życia wzięte. Eksponaty żywe i oryginalne

Pocztą polową Weronka od Rycha Rzeszotary wysłała wieść o tym, że organizuje się Okrągłe Pole. Pocztą polową, ponieważ wieści niosły gołębie zwane poluchami. Jako tematykę główną i najważniejszą podano jasno i czytelnie: o byle czym. Poluchy były na podniebnym kursie. Poczta trafiła tam gdzie trzeba.

Kolejne, cykliczne spotkanie 
u Rycha Rzeszotary odbyło się kręgu zbożowym sprowadzonym specjalnie na tę okazję z Wylatowa. Udało się jeszcze w czasie żniw zachować oryginał. Dowieziono w częściach, fragmenty złożono na miejscu. Pasowały do siebie. Był to dar mieszkańców tamtych stron dla  ZSRR, czyli Zbioru Specjalnego Rzeczy Różnych. Na Wyspie Skarbów nie ma wprawdzie miejsca, za dużo drzew byłoby do wycięcia, nadto ochrona przyrody na pierwszym miejscu jest w działaniach Rycha Rzeszotary i jego towarzystwa. Uznano zatem, że krąg zbożowy z okolic Wylatowa będzie zainstalowany na polanie. Tam właśnie – nie jest to bez znaczenia – Okrągłe Pole miało swoją rację bytu. A więc wagę i wymowę. I najważniejsze – stanowiło część zbiorów. 

Endrju Turkawka, nowy nabytek 
Iwana Groźnego idącego głównie na wschód, przywiózł na taczce   niespodziankę w złotej ramie, w zasadzie sklejce pociągniętej farbą w kolorze złotym. Zebrani zastanawiali się, czy to obraz, czy lustro, czy może jeszcze coś innego. Jak się okazało była to gotowa tablica pamiątkowa, jak zasygnalizował Endrju Turkawka.  A dokładnie tablica pamiątkowa z okazji lotu samolotu z polskim premierem Mateuszem Morawieckim na pokładzie nad wsią Alkoholomierz, w której mieszkał  Endrju Turkawka. 

- U nas jest smuga, nad naszą wsią. I tamuj latają. Nasz premier też lata. I na pamiątkę tego latania ja żem zrobił te tablice pamiątkową. Chciałem, żeby zawisła w naszym parafialnym kościele, ale ksiądz jakiś taki nie do zgody. No to żem ją przywiózł tu, żeby była wmurowana...

- W drewnianą stodołę? - Erazm z Rottatorów wtrącił się, w swoim przekonaniu, słuszną uwagą. 

- Wszędzie można wmurować – z obroną pospieszył O'Chadly, pilarz z lasu, dla którego nie było rzeczy niemożliwych.

Stanęło na tym, że tablica o pamiątkowym locie premiera zawiśnie na drzwiach stodoły, nad którą przechodzi korytarz powietrzny na trasie Moskwa – Warszawa – Kopenhaga. 

- Sprawdzim dokładnie na mapach NATOwskich gdzie to je. Tera ino przybijem gwoździem na drzwiach stodoły – dołożył swoje Władek Wład, akuratny i oszczędny w wypowiedziach cykliczny alkoholik, od trzech dni zachowujący trzeźwość. - Wiem jedno, nad stodołą też latają. Dzień i noc. Oryginał zawisł więc zgodnie z postulatem, kopia trafi do muzeum na Wyspie Skarbów, czyli Zbioru Specjalnych Rzeczy Różnych, w skrócie ZSRR.

Latem, nad morzem
- Ojciec mój, na łożu śmierci wyznał – zaczął Michałek Chur -  że był kiedyś z matką na wczasach w odległej miejscowości wypoczynkowej na Wolinie. Dwa tygodnie. Muszę dodać na wstępie, że dzięki tej opowieści ojciec żył jeszcze przez rok, a nie – jak było mu pisane – dwa dni, jak to lekarze rokowali, ale cóż... Ja słuchałem z zapartym tchem. Ojciec opowiadał, zasypiał, z rana się budził i dalej się nakręcał. Łoże śmierci przekształciło się  w centralne miejsce naszego mieszkania, jak gdyby w salę tronową, bo ojcu podkładaliśmy poduszki i był wysoko. Przychodzili krewni, koledzy z pracy. Nie to, żeby się pożegnać, ale posłuchać co stary, zdanie po zdaniu,  składa do kupy. I o czym. Czy przypadkiem się nie wygada z niewygodnych tematów. Świece wynieśliśmy do sieni, a kto przyszedł z wieńcem wyrzucało się go na gnojowisko. Razem z krewnymi. Ojciec jadł, pił, szczał, na kupę wychodził podtrzymywany przeze mnie, jako najstarszego syna, wracał, siadał na łóżko i opowiadał, aż do zmęczenia. A było tak:

- Jest to historia o PRL-u. Ojciec, nie powiem, nie wylewał za kołnierz, nie miał w zwyczaju gapić się w kieliszek. Miał znakomite wykształcenie, był inżynierem, specjalistą w technologii chemii. To mu pomagało, gdy robił tour po dawnych, ziemskich bimbrowniach, czyli pegeerowskich. Jest rok 1984, komuna jeszcze się trzyma, żyć ciężko. Trafiły mu się wczasy z FWP (fundusz wczasów pracowniczych), ale zauważył, że jedzie cała ferajna z macierzystego zakładu pracy.  Stwierdził, że na wczasach odpocznie od gorzały, zadzwonił do kogo trzeba i zmienił Jastarnię na Międzywodzie. Wykalkulował, że od wódy odpocznie tam bezwarunkowo. Przyjeżdżają z matką, kolacja już na stołówce. Wieczór, piżama, jakaś gazeta, jakaś książka. I do wyra. O godz. 22.30, gdy kimanie blisko, pukanie do drzwi.  Raz, drugi trzeci. Trzeba wstać. W drzwiach człowiek, też na wczasy. Dopiero co przyjechał.  I mówi, że obok, w domku gdzie zajął metę, nie ma sztrumu w fazie i czy może włączyć grzałkę i chociaż herbaty się napić. Ojciec nie miał nic przeciwko. Gość wrócił z metalowym kubkiem, grzałką, żoną i gorzałą. Bronek jestem, a to moja Adela. Matka wstała też, zrobiło się miłe zamieszanie. Ojciec wystawił kieliszki. Wypili. Okazało się, że Bronek był zawodowym strażakiem a dodatkowo dorabiał jeżdżąc na taksówce. Jak nie służba to jazda, zawsze w pogotowiu i na trzeźwo. Wzorowy strażak. Przez rok przygotowywał się do tych wakacji. Jedna waliza pełna wódy, druga pełna żarcia – kiełbasy rozmaite, puszki. Skąd tyle żarcia w czasach trudnych? Otóż Adela od Bronka pracowała w milicyjnych „Konsumach”, gdzie żarcia było po dziurki w nosie. Matka i ojciec od tego czasu żyli jak pączki w maśle, a my z bratem nie dochodziliśmy skąd to wszystko.   

Towarzystwo zebrane u Weronki i Rycha Rzeszotary zasłuchało się. Chcieli więcej szczegółów, ale Michałek był oszczędny w opowiadaniu. Dorzucił jedynie, że wakacje FWP w Międzywodziu musiały być przedłużone o kilka dni. - Ojciec z Bronkiem chodzili całe dnie po plaży i wdychali jod. Trzy dni, aż do wytrzeźwienia. Wszystko to spisał, gruby brulion tego wszystkiego.  

Opowieść Michałka Chura, 
zakwalifikowano do literatury socrealizmu. Już sam ten fakt spowodował, że uznano za konieczność umieszczenie jej wśród eksponatów Zbioru Specjalnego Rzeczy Różnych, czyli ZSRR. Pod warunkiem, że Michałek Chur, prezes LKS Unia Europejska dostarczy rękopis. Zadecydowała kolaboracja z psami w milicyjnych „Konsumach”.  Pan Pacha wydał właśnie taką opinię.                                                                                                            - Recenzję – uściślił nie wiadomo dlaczego Łysy bez beretu, który spłonął w ognisku. Na dodatek, ponownie nie wiadomo dlaczego, napomknął: ani słowa o polityce!

- Chybaś się posrał – Hania Białka z Białego Błota zauważyła trafnie, co ludzie z Okrągłego Pola przyjęli oklaskami. - Wszystko jest polityką dodała. - Czy to asfalt, czy chodnik, czy polna droga!

Dziwni przybysze
Do polany go dowieziono. Dalej dziadyga, zwany Człowiekiem Śniegu, musiał na nogach, gdzie Okrągłe Pole i pniaki dookoła, składane krzesełka do wędkowania i kilka leżaków. Spory dystans, ciężko oddychał. Do tego w upale, w czarnym garniturze i prawą ręką na temblaku, ale bez temblaka. Niby się opierała, a jednak wisiała w powietrzu. 

Za nim szedł Niemowa, na którego mówiono także Łupieżca, bo szedł blisko, ale zawsze za Człowiekiem Śniegu i strzepywał łupież z czarnej marynarki. Białą chusteczką. Niemowa dlatego, że odzywał się rzadko, miał kłopoty z fonetyką. Typowy dialog Łupieżcy z Człowiekiem Śniegu wyglądał tak:

- Fefie – mówił najwyraźniej jak potrafił – fef ije tu.

- Już idę, idę. Idę tam gdzie pokazujesz łapami. Nie musisz mi wrzeszczeć do ucha!

Za tym duetem, w nieco dalszej odległości, podążał Człowiek Szmata, zwany też Muzykiem, ponieważ miał epizod, nawet rockowy w zespole Żółto-Żółci. Muzyk miał dar do fałszowania, dlatego polubił go Człowiek Śniegu. Po prostu miał wielką atencję do idiotów i wszelkiej maści debili. W tym gronie czuł się najlepiej. Mógł na niego liczyć w trudnych chwilach. Szczególnie, gdy trzeba było zmienić zdanie. Z tym Człowiek Szmata nie miał żadnych problemów. Przykładowo, - zjadł gulasz, a opowiadał wkoło, że była to miska ryżu. Na dodatek z rybą słodkowodną, karaskiem, a rzecz się działa nad morzem. 

Jako ostatni w tej grupie, reprezentujący dość potężną ekipę 87 kierowców, cumujących swoje pojazdy przed lasem i borem, blisko jeziora ale z tamtej strony, podążał najstarszy w kraju kierowca, który karierę zaczynał na starym starze 21. Po wojsku awansował, był kierowcą w wydziale propagandy KC PZPR, człowiek pewny, z partyjną legitymacją PZPR, a nawet z legitymacją ORMO. Czerwony, jak o nim mówiono, był niesiony na składanym krzesełku przez dwóch młodych, niezbyt doświadczonych  drajwerów, którzy na koncie mieli już po trzydzieści trzy stłuczki, zderzenia a także jazdę po pijaku.W ręku trzymał skierowanie do okulisty. Lekarz delegujący napisał: zaburzenie wzroku. I dodał sugestywnie: pilne! 

Czerwonego Człowiek Śniegu szanował, choć czerwonych nie lubił. Niekiedy, pod wypływem emocji, wyrwało się dziadydze: komuchy jebane. Ale przeklinał rzadko.

Orszak zamykały konie  rozpoznane przez Rycha Rzeszotarę bezbłędnie. Były, wskazał natychmiast gdy tylko znalazły się w zasięgu wzroku,  od sołtysa z Wysokiego Dębu. Konie ciągnęły samochód o napędzie elektrycznym. Ów kabriolet osiągnął szczyt popularności w kraju, gdy  ruszył z Jasła do Brukseli. Za kółkiem siedział nieznany bliżej gość o spojrzeniu boksera trafionego w splot słoneczny. Na siedzeniu pasażera miał swego rodzaju dowód tożsamości, czyli skoroszyt a w nim delegacje  służbowe z Brukseli do Jasła i Krosna. Przejechał tę trasę najkrótszym szlakiem – przez Kilonię, Kopenhagę, Oslo, Sztokholm, Gdynię, Kołbaskowo, Berlin, Wrocław i dalej jak z bicza trzasnął.

Wybór
Skąd ci ludzie dowiedzieli się o spotkaniu u Rzeszotary, o Okrągłym Polu, o przełomowym momencie w historii współczesnej kraju – jak już się mówiło – trudno było dociec. Rzeszotara dziwił się tylko chwilę, załatwił sprawę dyplomatycznie.  Do Człowieka Śniegu, Niemowy zwanego Łupieżcą, Człowieka Szmaty i Człowieka za kierownicą auta elektrycznego i koni sołtysa powiedział krótko: wypierdalać!

Wybrał Czerwonego, kierowcę mającego 95 lat i doświadczenie spore w przewożeniu ważnych osobistości, nadto legitymację PZPR. Od razu wprowadził go do ZSRR na Wyspie Skarbów, gdzie powierzył  stanowisko kustosza, a także żywego eksponatu. Posada była płatna, emerytura pewna, ale po ukończeniu 100 lat, czego życzyli mu wszyscy zebrani tworzący Okrągłe Pole, które zapisało się w historii kraju, pozłacanymi zgłoskami jako że znajomy jubiler z miasta większą część materiału przeznaczył na cele do tej pory nie ustalone.

Dodajmy, dla porządku, że Endrju Turkawka został uroczyście wchłonięty przez grono Okrągłego Pola, bez zastrzeżeń.

Bogumił Drogorób
Fot. Nadesłane

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Ostatnie komentarze
Autor komentarza: LupusTreść komentarza: Narazie zabawa. Oglądaliśmy rzuty. Grzmi tylko oszczepniczka małolatka U-14. Za rok prawda o potędze wyjdzie albo nie. Kto wejdzie na bieżnię, ten jest lekkoatletą, a ten kto z nimi jest na bieżni jest trener z nazwy. Data dodania komentarza: 16.05.2023, 20:44Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Sukcesy brodnickich biegaczyAutor komentarza: KuracjuszkaTreść komentarza: Ale NUMER opisał super Redaktor Bogumił! A tak naprawdę - to z czekaniem do sanatorium - to też numer i to w kolejce długiej! A tyle dajemy na NFZ, by zdrowym być i marzyć, by mieć wciąż te dzieścia lat.. kuracjuszka, ale jeszcze bez numeru.....Data dodania komentarza: 11.05.2023, 20:13Źródło komentarza: Sanatoryjny numer 4457Autor komentarza: joko Treść komentarza: Niech się wasz trener nie chwali . Słyszałem ze dawniej jemu wszystkie plany przysyłał i był na obozach jakiś trener z Iławy. Dlatego w mukli miał nawet mistrzów Polski na 400m i w sztafetach. Teraz leci na jego planach, ale wyników medalowych to oni od 6 lat nie mają, bo z tego trenera zrezygnował. Mukla ma nawet dobry do LA stadion a lepiej żeby miała dobrego trenera do medali. Chyba że wpadnie mu jakiś zawodnik co był już mistrzem Polski, to może zrobi z niego mistrza województwa. Data dodania komentarza: 9.04.2023, 09:00Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Pot i ciężka pracaAutor komentarza: lolek Treść komentarza: Mierne ta wyniki latem mieliścieData dodania komentarza: 8.04.2023, 20:30Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Pot i ciężka pracaAutor komentarza: WiKTreść komentarza: Życzę powodzenia i zachwyconych gości. Oczywiście ciekawa jestem jak kaczka się udała?Data dodania komentarza: 7.04.2023, 23:17Źródło komentarza: Kaczka faszerowana kasząAutor komentarza: CzesiaTreść komentarza: Super Wiesiu! Takie danie po nowemu zrobię na te Święta, bo do tej pory głównym dodatkiem był ogrom jabłek... Dzięki za przepis.. Dam znać, jak smakowała gościom... pozdrawiam już z apetytem! CzesiaData dodania komentarza: 7.04.2023, 17:17Źródło komentarza: Kaczka faszerowana kaszą
Reklama
Reklama