Swoje przemyślenia i refleksje przedstawia lekarz Jerzy Aleksander, szef ośrodka zdrowia „Ars Medica” w Brodnicy.
Pozwoli pan, że jako wprowadzenie do pana wypowiedzi na temat szczepień przeciw Covid-19 zacytuję prezydenta RP Andrzeja Dudę.
- Jestem przeciwnikiem obowiązku szczepienia. Uważam, że to kwestia odpowiedzialności i rodzic sam powinien zdecydować, czy poddać swoje dziecko szczepieniu.
- Nie mam zamiaru, nie chcę, nie będę komentował wypowiedzi polityków, szczególnie znanych polityków, niezależnie od opcji i zaangażowania, o funkcji w aparacie państwowym nie wspominając. Ja, jako lekarz, jako człowiek niosący pomoc, nie zamierzam uczestniczyć w jakiekolwiek grze, oceniając postawy i opinie tych ludzi. To ich sprawa, jeśli są zdolni do autorefleksji.
Mnie interesuje codzienność, a jest ona pod wieloma względami dramatyczna. Mogę pokazać lodówkę z zapasami szczepionek. Na ten tydzień mamy zapisanych, proszę zgadnąć, ile osób? Sześć! Proszę to zapisać! Sześć osób w tym tygodniu! I tyle zaszczepimy. To już nie dramat, a tragifarsa.
Rozmawiam z ludźmi w różnym wieku, pytam o ich stosunek do konieczności zaszczepienia. Wie pan, doktorze, jeszcze nie ten czas, mówi jeden, drugi, piąty, dziesiąty... Jeszcze poczekam, jeszcze się zastanowię... W tych rozmowach padają argumenty, które – delikatnie rzecz ujmując, żeby nikogo nie obrazić – powodują moje zdziwienie. Pokazują jednocześnie brak wiedzy, brak podstawowej, elementarnej wiedzy o szczepionkach przeciw covid-19, o istocie pandemii. A także przekonania czemu zaszczepienie służy. Ktoś powiada o powikłaniach, o tym, że dziadek miał 37,5 stopni gorączki i bolała go ręka, ktoś dodaje, że za krótki był termin badań klinicznych nad szczepionką, a większość sceptyków dodaje, że wszystko poszło za szybko. Powiem tylko tyle – całą matrycę, rdzeń szczepionki już dawno wymyślono. Dołożono jedynie element mRNA, a więc fragment kolca wirusa, który ma dać antygen, dzięki któremu w organizmie człowieka produkowane są przeciwciała.
Gdy słyszę, że jeszcze nie czas, to mówię o naszej wspólnej obronności. Już właśnie ten czas nadszedł. Jeżeli nie osiągniemy tzw. zbiorowości stadnej w granicach 80 – 90 proc. (dziś jesteśmy w granicach 49 proc. wyszczepionych), dajemy, niestety, szansę mutować się wirusowi. Może być tak, że nigdy się to nie skończy. Narazimy swoich najbliższych, dzieci, rodziców, dziadków, krewnych, znajomych, bo ktoś z nich – ten, który ma jeszcze dużo czasu – przyciągnie tak zmutowanego wirusa, że nie wystarczy czasu na pożegnanie się z najbliższymi – kończy swoją wypowiedź lekarz Jerzy Aleksander.
Nakazy, zakazy, obostrzenia? Jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Mamy już zakaz palenia w restauracji, w pociągu, mamy nakaz jazdy samochodem z przypiętymi pasami. I wiele innych. Niemcy, Francuzi, Włosi zaczęli działać bardziej stanowczo. Nie masz kwitu – wypad! Nie wejdziesz do restauracji, kawiarni, filharmonii, teatru, kina, nie pójdziesz na mecz. I to jest szacunek dla zdrowia. Swojego, sąsiada, każdego pociotka.
Notował i fot. Bogumił Drogorób
Napisz komentarz
Komentarze