Sygnał dał Rychu Rzeszotara, że jest coś czego świat jeszcze nie widział, żebym wsiadł najszybciej jak tylko można w autobus, pociąg na przesiadce i znów autobus i dalej lasem już trafię. Wedle jeziora. Nie pierwszy raz.
Dał Rychu Rzeszotara sygnał, gdy wieczór nadchodził i księżyc w pełni się pojawił. A przy pełni księżyca, tak się składa, tylko zwierzaki domowe, koty, psy nawet kury i indyki dają czadu, natomiast Rycha nigdy nic złego nie dopadło, małpiego rozumu nie dostawał, tylko myśli kłębiły się w głowie. Wtedy marszczył czoło i rozcierał skronie. Byłem więc pewien, że nie jadę po próżnicy. Zdradził nadto delikatnie, że będzie też Maryjan z łąk - człowiek o nikczemnym dość wyglądzie, odkrywca drogi na Biegun Północny.
Teraz do Rycha jedzie się dłużej niż, dajmy na to, jeszcze rok temu. Wycięli pociągi, połączenia przesiadkowe z autobusami. Niby że reforma, tak wyjaśniał premier. Wyjaśniał czy kłamał, zastanawia się Rychu. Jak coś było dobre i się sprawdzało, a teraz jest złe, to niby jak jest? Wyjaśniając kłamał, Rychu obstawia takie rozwiązanie. Tak czy owak jestem w gospodarstwie Rycha Rzeszotary i jego kobiety, pięknej Weronki, po dwóch dniach jazdy z przesiadkami.
Maryjan z łąk,
człowiek o nikczemnym dość wyglądzie siedział w kuchni i pił nieumiarkowanie. Weronka na skinięcie Rycha, wymieniła pustą karafkę na pełną, idącą płynem w górę wąską, kryształową szyjką. Dostawiła trzeci kieliszek, ale najpierw nalała sobie. Posmakowała i odstawiła swój do kredensu, między szklanki.
Maryjana z łąk znałem mało, tyle co z okolicznych spotkań, ale nigdy słowa nie zamieniliśmy. Nic więc dziwnego, że nie znałem żadnych okoliczności odkrycia przez niego drogi na Biegun Północny. Ciekawość zapragnąłem zaspokoić.
- Powiedz, Maryjanie drogi – jeżeli pozwolisz, że zapytam - jak to w istocie było, z tą drogą?
- Z jaką drogą? - Maryjan spojrzał na mnie dość nieufnie.
- No jak to? Na Biegun Północny! - dołączył Rychu do rozmowy i podniósł kieliszek. Wypiliśmy.
- Prosto jak strzelił! - podjął Maryjan. - Była zima. Zeszła zima. Żem wstał z rana i żem czekał aż wyjdzie słońce. Jak wyszło, to wyszłem z chałupy i najpierw żem stanął. Tak żem stał i stał. A słońce wschodziło po prawej ręce. Piękny widok. Wyciągnąłem lewą, to miałem zachód. Za plecami południe, no to co przed sobą? Pozostała północ. Żem zrobił krok w przód i już byłem na drodze do Bieguna Północnego. Tak to było. Jeden mały krok, kapujesz. Mały krok ludzkości.
Gospodarz sięgnął po karafkę. Opowieść o drodze na Biegun Północny rozkręcała się z godziny na godzinę. Weronka podała zupę szczawiową z jajkiem, na drugie placki ziemniaczane, prosto z patelni, bo był piątek i mięsnego nie było. Herbata na popicie. No i zawartość karafki, jako danie podstawowe.
Droga na biegun to pryszcz,
to już jednak historia, odkrycie przez Maryjana z łąk nastąpiło ponad rok temu, brakowało jedynie szczegółów tej operacji, ale dziś już wiemy, a reporterski opis jest tego dowodem. Maryjana z łąk poznaliśmy dziś z drugiej strony. Owszem, wiedzieliśmy – i ja i Rychu Rzeszotara – że jest to człowiek o niespotykanym temperamencie i wiedzy, szeroko pojętej. Przed miesiącem, w trudnym dla świata okresie pandemii koronawirusa Maryjan z łąk, znany do tej pory jako odkrywca drogi na Biegun Północny,
stał się twórcą auta o napędzie elektrycznym
- Pierwszego na świecie! - zaakcentował, podsuwając kieliszek. Gospodarz nalał, gospodyni postawiła półmisek z serem żółtym, skrojonym w kostki, na wykałaczki nadzianym, do tego grzybki w occie, grzybki z lasu pobliskiego, w zasadzie podgrzybki
- No nie – Rychu zawahał się – chyba żartujesz? Świat już zna nie od dziś taki wynalazek.
- Jaki świat!? - Maryjan z łąk wzburzył się i podniósł głos. - Jaki, kurwa, świat? O jakim świecie mówimy? Nasz świat - podniósł się z krzesła i zbliżył się do okna - to jest jak ten horyzont. To co widzisz na oczy. U mnie, tam gdzie mieszkam, jest taki widok, że dziesięć razy większy niż ten. Tu tylko las, prawie dookoła. No i jezioro, ledwo je widać, ale widać...
- Chwila, moment – przerwałem – chcesz powiedzieć, że nasz świat, to tyle co kamieniem rzucić...
Wynalazca zgodził się na takie porównanie, bo dla niego – jak ujął to obrazowo – świat, to wszystko co na wyciągnięcie ręki, wszystko co w zasięgu wzroku. A dalej, to już inny świat, nie z tej ziemi. Przyjęliśmy to jako pewnik. Teraz
opowieść o nowym wynalazku
zaczęła pulsować słowami Maryjana z łąk niezwykle żywiołowo. Przede wszystkim wzbogacił wiedzę, nie tylko techniczną. Znalazł w piwnicy stare czasopisma, gromadzone latami przez swego świętej pamięci ojca, jak „Horyzonty techniki”, „Młody technik”, „Motor”, „Skrzydlata Polska”, „Świat młodych”, „Fantastyka”. Przeglądał, przerzucał, czytał. Dowiedział się, że w Toruniu kursy są prowadzone. Pojechał do Wyższej Szkoły Gotowania na Gazie i tam zapisał się na korepetycje z idiotycznego myślenia. Po korepetycjach, które zajęły mu zaledwie pół roku już wiedział co postanowi. Pozostała tylko kwestia doboru ekspertów, stworzenia grupy wykonawców. Doświadczonego inżyniera ściągnął z wytwórni wiatraków, kolejnym był emerytowany maszynista z parowozowni w Koluszkach i mechanik kolejowy z toruńskiej lokomotywowni na Kluczykach. Do ekipy dołączył Erazm z Rottatorów, filozof oraz trzech bezrobotnych mechaników samochodowych ze znajomością rozwiązań elektrycznych. Słowem – postawiono na doświadczenie i otwartą głowę. W ten sposób, mówiąc najkrócej, powstało milionowe auto o napędzie elektrycznym. Wynalazek, który aż się prosi, żeby głośno o nim mówić.
- Nie tylko w naszym gronie, tu, przy tym konkretnym stole, jak tu siedzimy, z Weronką – oświadczył Rychu Rzeszotara i były to święte słowa, o wiele bardziej znaczące niż byle jaki certyfikat. Taka decyzja zapadła i spadła na mnie jako że uznano, iż najlepiej potrafię czytać i pisać, i mam gadanego.
- Ale dlaczego milionowe auto, czyżby...? - nieoczekiwanie odezwała się Weronka, ale zaraz skontrował ją przytomnie twórca auta i odkrywca drogi na Biegun Północy jednocześnie.
- Ja jako Maryjan z łąk, jakiego mnie znacie, zaczynam swoją nową drogę w polskim przemyśle motoryzacyjnym. W przeciwieństwie do premiera ja już buduję auta ekologiczne a zacząłem od milionowego. W robocie jest już kolejny numer produkcyjny i jest to 999 999 sztuka. Po prostu jadę odwrotnie. Tym się odróżniam, z tego świat mnie pozna. - Przecież świat już ciebie zna. I szanuje – dodał Rychu, zamykając niejako ten temat, a okazało się, że otworzył nowy, który zaczęliśmy od konsumpcji alkoholu z tej samej karafki, cudownie napełnionej, bez żadnego ruchu z naszej strony.
- Powiadacie, że jestem znany, a nawet szanowany,
mimo mojego dość nikczemnego wyglądu. To mi daje dużo do myślenia, wszak korepetycje z myślenia pobierałem na uczelni w Toruniu. I myślę, nie wiem co wy na to, że powinienem – jak już rozkręcę dobrze ten samochodowy interes ekologiczny – pójść w dyplomację. Otwierają się szerokie możliwości. Mam wszelkie kompetencje. Po pierwsze, nie znam języków obcych, bo znać nie będzie trzeba. Po drugie, - mam ochotę wyjechać gdzieś dalej, na przykład na Wyspy Owcze, Islandia też może być. Byle na północ. Mógłbym tam, jako ambasador ojczyzny naszej, reprezentować nasze narodowe interesy. Takie mam teraz ambicje i projekty. Co wy na to?
Ciekawa dyskusja
potoczyła się wartko, noc nam zajęła. Rankiem, skoro świt, Maryjan z łąk obudził nas wszystkich głośnym śpiewem w ubikacji. Po chwili, gdy spuścił wodę, niemalże rozkazał wstać natychmiast, ubrać się i wyjść na dwór, zobaczyć wschód słońca, z trudem poddaliśmy się jego zaleceniom. Wyszliśmy niechętnie, przecierając oczy.
- A teraz – powiedział zwracając się bezpośrednio do Weronki, chwytając ją za rękę, podprowadzając przed siebie – staniemy z prawą ręką na wschód. A ty, Weronka, zrobisz dwa kroki przed siebie. I to będzie historyczne wydarzenie: odkrycie nowej drogi na Biegun Północny, rozpoczynającej się w gospodarstwie Rycha Rzeszotary.
Byliśmy zachwyceni.
Bogumił Drogorób
Fot. Maryjan z łąk
Napisz komentarz
Komentarze