Przez wiele lat walczyła dzielnie z potworną chorobą. Wydawało się, że uśmiechem, dowcipem i tupetem (!) zniszczy ją. Nadszedł moment, że już zabrakło sił. Zmarła 18 stycznia.
Ewę Dembek poznała cała Polska poprzez wyjątkową pasję – jako nauczycielka, dyrektorka szkoły podstawowej w Lipinkach, na dalekiej prowincji powiatu nowomiejskiego, postanowiła edukować uczniów także poprzez sztukę cyrkową. Stworzyła zespół cyrkowy „Heca”, cały system szkolenia młodych adeptów żonglerki, kaunady, akrobatyki, system twórczych warsztatów letnich, które przerodziły się w międzynarodowe spotkania cyrkowe. Jej dzieło – dzieło jej uczniów – podziwiano w Niemczech, Rosji, Rumunii, Portugalii, Holandii, także w krajach arabskich. Z dalekiej prowincji pokazała światu kultury niewątpliwe talenty.
Poznaliśmy ją bliżej, tu w Brodnicy, z inspiracji twórczych, kierującej Brodnickim Domem Kultury, w powiecie nowomiejskim ujawniła także swój talent samorządowca, w publicznej służbie jako Starosta Nowomiejski. Była twarzą wieli inicjatyw społecznych.
Odeszła z cyrkowej i ziemskiej areny, z ulicznej sceny, z wiejskiego traktu tuż za kościołem w Lipinkach, z leśnych duktów w pobliżu Bachotka, czy jeziora Łąkorz, z brodnickich i nowomiejskich zakątków...
Cześć Jej pamięci.
O twórczości Ewy Dembek pisaliśmy wielokrotnie. Dziś przypominamy jedną z tych publikacji z 2007 roku
Cyrk to jest poważna sprawa
Przez tydzień wypoczywali i ćwiczyli nad jeziorem Bachotek. Warsztaty zakończyli "Wielką Galą" na plaży.
Cyrk to jest popisowy numer małych Lipinek (gmina Biskupiec) i dużej Brodnicy. Tak jest już od lat, choć brodniccy cyrkowcy jeszcze wiele się uczą.
Zaczęło się od tego, że wyszła taka "Heca" w Lipinkach, iż trudno było na wsi utrzymać rzecz w tajemnicy. Nikt zresztą nie chciał działać w ukryciu. Gdy "Heca" pierwszy raz pokazała się swoim, w Lipinkach, a także w Brodnicy czy Nowym Mieście Lubawskim, wiadomo było, że ci ludzi zrobią karierę. Nie tylko w cyrku.
Czym miał być cyrk? Receptą na nudę, na wiejską niemoc, na niechęć do bycia w pierwszym szeregu, na porzucenie myśli o prowincji. Prowincja - w sensie pejoratywnym - jest w nas, gdy brakuje nam szerszego spojrzenia.
Tego nigdy nie brakowało Ewie Dembek, która zacięcie pedagogiczne łatwo łączyła z artystyczną wrażliwością.
Cyrk Ewy Dembek, bo tak rzecz trzeba nazwać - i ten w Lipinkach, i w Brodnicy - zrobił już furorę w Europie. Nie będziemy tu przypominać sukcesów, laurów i krajów odwiedzanych. Ewa Dembek nie musi wyjeżdżać z kraju, żeby ktoś docenił jej pracę i licznego grona podopiecznych.
W tym roku, nie po raz pierwszy, prowadzi działalność edukacyjno-artystyczną, którą można nazwać pączkowaniem. Co roku bowiem spotykamy się z nowymi, ciekawymi propozycjami, także starymi znajomymi. Zainteresowanie występami grupy cyrkowej z Lipinek i Brodnicy okazali Niemcy z Berlina, z cyrku "Cabuwazzi", Rosjanie z cyrku "Upsala". Nic dziwnego, że przyjęli zaproszenie do Bachotka na tzw. letnie warsztaty artystyczne.
W tym tygodniu mogliśmy podziwiać, kto potrafi już wiele, a kto jest na dorobku, kto idzie na całość, a kto jeszcze musi mieć asekurację. Bo tremy raczej nikt nie ma. Ani duży, ani mały, ani ten na szczudłach, ani kilkuletni akrobaci, ani mający inne predyspozycje - na przykład do klaunady.
"Wielka Gala" w Bachotku była filmowana specjalnie na życzenie jednej z niemieckich fundacji. Po prostu - Europa chce inwestować w tak pojętą działalność artystyczną. Gdzie ludzie z trudnymi charakterami - na przykład z Niemiec - odnajdują się w cyrku jako ludzie niezwykli.
Byłoby wielkim zaniechaniem - ze strony władz kulturalnych miasta - zaprzepaścić dzieło, którego twórcą jest Ewa Dembek. I jej przyjaciele w Polsce, Niemczech, Rosji, Portugalii, Holandii, Rumunii. Nie sposób wymieniać wszystkich. Dodajmy jednak otwarcie - w Polsce ta dziedzina sztuki nadal pozostaje egzotyczna, ponieważ jedyną formą edukacji z tego zakresu jest kurs pedagogiki cyrku organizowany przez Ministerstwo Edukacji Narodowej. Może warto wprowadzać coś nowego w polskim nauczaniu?
***
Po prezentacji w Bachotku, już późnym wieczorem, gdy Rosjanie zakończyli popisy z ogniem, wracałem z przyjaciółmi z Torunia spacerem na parking. Mówili z pewną zazdrością, może nawet życzliwą, o życiu kulturalnym na prowincji.
- Tego wam nikt nie odbierze - usłyszałem i poczułem się dumny.
Bogumił Drogorób
Napisz komentarz
Komentarze