Władza chce mieć kontrolę nad społeczeństwem. Pełną! Chce wiedzieć o czym ludzie myślą, jak widzą rzeczywistość, jak prowadzą dyskusję itd. Zagarnia więc media regionalne, by zdławić niezależność sądów i opinii.
W PRL stworzono instytucję, która w nazwie nie miała nic zdrożnego: Robotnicza Spółdzielnia Wydawnicza „Książka-Prasa-Ruch”. Ogromna większość pism ukazujących się w tym czasie miała właśnie taką czapkę. Owa czapka, i to już było groźne, nie należała do spółdzielców – w rozumieniu ideałów spółdzielczości, o których sporo mówiła i pisała, jeszcze przez wojną Maria Dąbrowska – ale podlegała bezpośrednio Wydziałowi Propagandy KC PZPR. To tam towarzysze decydowali co może znaleźć się na łamach prasy w całym kraju, a więc w regionalnych pismach nade wszystko.
Powstanie „Solidarności” zachwiało monopolistą, a po wyborach 4 czerwca 1989 roku zmienił się także rynek mediów. Prasa – i w centrum i w regionach – trafiła w ręce dziennikarzy różnych przekonań i różnego spojrzenia na rzeczywistość. Liberalizm i neutralność poglądów, szacunek dla rozmaitych – w największym skrócie – prawicowych, lewicowych czy centrowych przekonań zdominowała media w naszym kraju. Powstawały spółdzielnie dziennikarzy, jak w „Gazecie Pomorskiej” czy „Nowościach”, pismach znanych w naszym regionie, z czasem szukano innych rozwiązań organizacyjnych i własnościowych. Także inwestorów. W ten sposób np. „Gazeta Pomorska” - jak wiele innych tytułów w kraju – znalazła się w kręgu zainteresowań norweskiej „Orkli”, tworząc „Orkla-Media”. Po latach norweskie aktywa kupuje brytyjski fundusz inwestycyjny Mecom, a potem niemiecka „Neue Passauer Press”. Ostatecznie na rynku prasowym sadowi się „Polska Press”, w której przetrwało ok. 120 lokalnych tytułów. Inwestorów i właścicieli interesował wyłącznie wynik finansowy, niezależność natomiast była po prostu wpisana w ideę funkcjonowania mediów w państwie demokratycznym, państwie prawa.
PiS dochodząc do władzy miał w swoim programie tzw. repolonizację mediów. Niemieckie koneksje były szczególnie źle widziane. Co robić? Posłuchać ekspertów, w osobie – dajmy na to – Viktora Orbana, który z węgierskiego rynku mediów zrobił miejsce promocji swoich szczytnych myśli. Niezależność mediów nad Dunajem została sprowadzona do parteru. Drugim ekspertem okazał się Władimir Putin, wybitna osobowość na wschód od Bugu. Tamże media niepokorne poprowadził do zmiany mentalności „Gazprom”. U nas natomiast do akcji wkroczył Daniel Obajtek, były wójt Pcimia, obecnie szef „Orlenu”, spółki skarbu państwa. I teraz ta spółka będzie odpowiadać za to, co się w gazetach ukaże, na razie w 20 pismach regionalnych – m.in. w „Gazecie Pomorskiej”, „Nowościach”, „Ekspresie Bydgoskim” - i kto będzie w tych tytułach pisał. Czytelnicy tych pism, ludzie inteligentni i potrafiący wyrobić sobie własne zdanie, zapewne uznają, że to już koniec niezależności, neutralności, pluralizmu.
„Tygodnik Powszechny” , katolickie pismo społeczno-kulturalne, drukuje w numerze z 3-10 stycznia br. tekst Bartosza Józefiaka pod znamiennym tytułem „Kto zgasi światło w redakcji”. Zainteresowanych zachęcam do lektury. Co ciekawe – owa publikacja ukazuje się w dniach wypowiedzenia przez Archidiecezję Krakowską z biskupem Markiem Jędraszewskim na czele, umowy najmu lokalu redakcji TP przy ul. Wiślnej 12 w Krakowie. 76 lat po powstaniu „Tygodnika Powszechnego”!!! Takiego numeru nie wykręciły nawet władze komunistyczne PRL-u!
Bogumił Drogorób
Napisz komentarz
Komentarze