Ministerstwo Edukacji Narodowej wprowadziło od 2021 roku nowy obowiązek w bibliotekach szkolnych. W systemie informacji oświatowej należy wyszczególnić ile stron mają książki dostępne do wypożyczenia. Od Nowego Roku oznaczamy książki o objętości mniejszej i większej niż 49 stron, nie wliczając okładki.
Nie ma żartów, decyzja MEN, niezwykle rzutkiego i inteligentnego ministra, nie wchodzi w życie z dniem 1 kwietnia br. ale system już funkcjonuje, już przeliczane są strony, mierzona jest grubość i cienkość woluminów, na półkach bibliotecznych ruch!!!
Wyjaśniając rzecz ludzkim językiem książki dzielimy na grube, powyżej 49 stron, nie wliczając okładki, oraz na książki (a może już broszury) o cieńszych parametrach. Trzeba to w liczbach podać do ministerstwa. Tam już będą wiedzieli co z tym dalej zrobić.
Może się komuś wydawać, że to jakaś bzdurna biurokracja, a tak wcale nie jest. Trzeba na to spojrzeć zupełnie z innej strony, a nie tylko krytykować, na dodatek bezpodstawnie, bez dogłębnego zrozumienia. Można się zastanowić, czy warto układać książki alfabetycznie, od nazwisk autorów, można podzielić na literaturę obcą i krajową, na literaturę piękną, fantasty, reportażową, na powieść i poezję. Tylko po co? Wybór jest bardziej prosty – uczeń wybiera książkę grubą albo chudą. Nie zawraca nikomu głowy, przede wszystkim bibliotekarce. A w ogóle – po co pożyczać książki w bibliotece? Przez czytanie książki się niszczą, spada ich wartość, niektóre strony bywają wyrywane.
Jeśli o mnie chodzi, to czytam wyłącznie książki cienkie, duże drukowane litery. Szybko się czyta i można przeczytać dużo, dużo więcej niż czytając książkę grubą. Pamiętam, dla przykładu, że „Biesy” Dostojewskiego czytałem prawie trzy lata i na dobrą sprawę zapomniałem – gdy już byłem na końcu - o czym to jest. Książka cienka daje gwarancję, że jej treść będzie zapamiętana.
Przez analogię – idę do mięsnego i kupuję kilo parówek cienkich i ćwierć kilo grubych. Pasuje mi pod każdym względem, także smakowym.
Wracając do książek – mam jeszcze jedną uwagę. Nie należy uczniów, szczególnie z podstawówki, zachęcać do czytania książek w ogóle. Czytanie powinno być zajęciem nieobowiązkowym, pozalekcyjnym (tu wracamy do sprawy niszczenia książek przez czytanie, wielokrotne).
Na koniec jeszcze jedna refleksja – skoro minister Przemysław Czarnek odpowiada za edukację i naukę, podział na książki grube i chude winien objąć biblioteki uniwersyteckie, uczelnie wszystkich typów. Z książką grubą student musi siedzieć w bibliotece, zajmuje miejsce, zanieczyszcza powietrze. Z książką cienką idzie do domu i tam niech sobie studiuje ile chce!!!
Tekst i fot. Bogumił Drogorób
Napisz komentarz
Komentarze