Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 28 maja 2025 23:42
Reklama

Trzymajmy się, nie dajmy się! (17) Po co mi ta robota?

Trzymajmy się, nie dajmy się! (17) Po co mi ta robota?

Ten tekst jest kolejnym zapisem chwili, epizodów, przypadkowych rozmów, obserwacji, zapisem autorefleksji, codzienności, które stworzyła niecodzienność. Świat, Europa, nasz kraj, nasz region – z tych obszarów pochodzą zapiski reporterskie Wiesławy Kusztal i Bogumiła Drogoroba.

Samotne sosny, niby las
Na trasie z Kościerzyny do Bytowa skręcam we wsi Półczno w kierunku wsi gminnej Studzienice. Po drodze Róg, Osława Dąbrowa, kaszubskie wsie. Ostatnio jechałem tamtędy trzy lata temu, dwa tygodnie po wielkiej wichurze, ulewie, huraganie. Zaledwie dwa tygodnie, a widok jaki pojawił się przed oczami zapierał dech w gardle. Dramat tego regionu, który rozpoczął się w okolicach Rytla położył drzewa na tysiącach hektarów, równo, w kierunku północnym. Wiekowe sosny złamane na wysokości dwóch metrów, skłoniły się koronami na północ.
Minął czas jakiś i dziś widać, jak las zabliźnia rany, jak przyroda – groźna w swoim niszczycielskim żywiole, silna i potężna – pokazuje obecnie swoje łagodne oblicze. Dostrzec to można wyraźnie na obszarze od Półczna do Studzienic, po obu stronach drogi, szczególnie wtedy, gdy drwale i robotnicy leśni, maszyny i ich operatorzy skończyli pracę. 
Samotna sosna na wzgórku. Daleko po lewej stronie ściana lasu, nie ruszona przez huragan, jak gdyby jego impet miał swoją skalę szerokości i szedł wyznaczoną trasą.

Dziś mi się nie chce
Na targowisku, na jednym ze stoisk z warzywami stoi skrzynia pełna dorodnych pomidorów. Cena za kilogram-szokująca. 1,70 pln. Pytam, czy aby na pewno, to jest prawdziwa cena za to cudne warzywo. Tak, odpowiedział sprzedawca. One są już bardzo dojrzałe. Muszę je sprzedać, bo inaczej będzie trzeba je przerabiać, a na to póki co brakuje mi czasu. Kupię 10 kilogramów. – Super, proszę sobie wybrać. Sprzedawca, był na tyle uprzejmy, że jeszcze udostępnił mi karton do spakowania moich zakupów. Gdy już kończyłam wybierać pomidory do stoiska podeszła młoda kobieta z trójką dzieci. Może pani sobie też wybierze trochę pomidorów na przeciery, albo na soki. Są wspaniałe, aż słodkie, takie dojrzałe - zaproponował sprzedawca. Będą w sam raz na zdrowe jedzenie dla dzieciaczków. Zima długa. A te są odpowiednie, bez chemii. – Panie, a po co mi ta robota? Ja kupuję gotowe. Lubimy passatę. Nie, nie dziękuję. Taka przeróbka pomidorów się nie opłaca - skwitowała młoda mama, i odeszła z obrażoną miną.
Wracając z targowiska zastanawiałam się, dlaczego mnie się opłaca? Odpowiedź jest prosta.  Na każdą złotówkę  trzeba było ciężko pracować: zawodowo, w domu i przy wychowaniu dzieci. To jest chyba ta zasadnicza różnica, że kiedyś nikt nie dawał pięćset, trzysta, ani innych + i nam opłacało się pracować, aby zaoszczędzić i aby było zdrowo, po domowemu.

Na rękę, do ust
Informacja z portalu Wirtualna Polska, wypowiedziana przez ks. Leszka Gęsiaka rzecznika Konferencji Episkopatu Polski jest jasna, nie dająca powodu do interpretacji. Podczas spotkania z dziennikarzami znanego  portalu kapłan  był m.in. pytany o przypadki zakażenia koronawirusem, do których dochodzi na mszach świętych. Gość Wirtualnej Polski podkreślał, że zalecenia w kościołach są takie same jak we wszystkich innych miejscach publicznych. Należy więc zakrywać usta i nos oraz dezynfekować ręce. Jeśli chodzi zaś o wydawanie Eucharystii, to powinno się ono odbywać do rąk wiernych. Jeśli podczas wręczania Komunii Świętej obecnych jest dwóch kapłanów, wtedy jeden może wydawać komunikant do ręki, a drugi do ust. Obaj powinni później zdezynfekować ręce. Ksiądz podkreślił, że upieranie się przy otrzymywaniu komunikatu do ust naraża na bezpieczeństwo zarówno współwiernych jak i kapłana.
W małym, wiejskim kościółku na Kaszubach,  podczas niedzielnego nabożeństwa,  naliczyłam 25 osób otrzymujących Eucharystię na rękę, ponad 30 do ust. W jednym z brodnickich kościołów jedna osoba wysunęła dłonie.

Przy leśniczówce Grabiny
Nie mogą się spotykać w zamkniętym pomieszczeniu, nie mogą siedzieć obok siebie, bo każda z nich jest osobą podwyższonego ryzyka zachorowalności. Nadto – wiedzą doskonale ile mają lat, choć uśmiechem i dowcipem, pomysłowością mogłyby zetrzeć w pył niektórych przedstawicieli młodego pokolenia. Tak w największym skrócie można scharakteryzować panie onkologiczne z brodnickiego Stowarzyszenia Osób Niepełnosprawnych „Od Nowa”. 
Ponieważ mają mnóstwo pomysłów już letnią porą spróbowały zorganizować miting na Zakolu Drwęcy. Wypadło znakomicie. No to zaproponowano w tym gronie „Pożegnanie lata”, także w plenerze, na terenie leśniczówki Grabiny, gdzie leśnicy zbudowali wspaniałą, wielką wiatę, osłoniętą od wiatru, gdzie mogłoby zagościć – przestrzegając wszelkich procedur sanepidu – nawet 80 osób. 
Panie przyjechały z Brodnicy i okolicy autobusem, a ponieważ pogodę miały zamówioną, oczywiście słoneczną, po krótkim posiedzeniu informacyjnym, dotyczącym działalności stowarzyszenia w mijającym czasie,  rozpoczęły plenerowe ćwiczenia rehabilitacyjne w takt muzyki i pod okiem instruktora z Brodnickiego Domu Kultury – Macieja Zajdy. 
Ponieważ leśniczówka Grabiny położona jest nad jeziorem Łąkorz tam też niektóre panie udały się na spacer – nordic walking. Większość wybrała się jednak do pobliskiego lasu na grzyby!!! Przecież już ta pora nastała!
Grzybobranie, generalnie – nawet dla jednego grzyba – uznano za bardzo udane. Znaleziono kanie, czyli sowy – piątkowy obiad wiele z pań miało już z głowy. Były też inne, choć pojedyncze łupy: prawdziwki i koźlarze. Nie pogardzono zajączkami.
Po wędrówkach leśnych i nad jeziorem, ognisko z pieczeniem kiełbasek, oczywiście ogniskowymi piosenkami – ogniskowym chórem pokierowała kumoszka ze Zbiczna Maria Lewalska – zakończyło się niezwykle udane spotkanie. Z zachowaniem wszelkich procedur Sanepidu.
Przed wejściem do autobusu na kolejne spotkania zachęcał leśniczy z Grabiny Stanisław Jarzębowski – jego opowieści o lesie, o Brodnickim Parku Krajobrazowym, o życiu w siedlisku, na uboczu świata, to temat na kolejne spotkania. Podejrzewać należy, że stowarzyszenie brodnickich pań z „Od Nowy” zawita tam jeszcze wiele razy.

Uwaga, tanio do bólu
Otrzymuję telefon. Dzwoni przedstawicielka pewnej organizacji turystycznej, biura podróży (?) i zachęca do wyjazdu do sanatorium – miejsce atrakcyjne, cena atrakcyjna (do bólu, niemal za darmo),  termin do wyboru, oczywiście od września dalej. Najlepiej gdybym zabrał osobę towarzyszącą. Potem następują pytania, na które odpowiadam wymijająco.  Trzeba być czujnym do końca. Gdy pytam skąd firma i pani osobiście macie numer mojego telefonu, kończy się rozmowa.

Dlaczego nie Wałęsa?
Przyjazd liderki białoruskiej opozycji do Polski, Swietłany Cichanouskiej, być może stał się ważnym przejawem zmiany w polskiej polityce zagranicznej. Jest oficjalne stanowisko rządu i nikt się nie wychyla, żeby powiedzieć, iż Aleksander Łukaszenka, to w istocie ciepły człowiek o miłej aparycji. Szkoda, że Swietłana Cichanouska nie uwzględniła na swojej trasie wizyt w Polsce Lecha Wałęsę. Symbolika takiego spotkania miałaby wyjątkowy wymiar. No i noblista miałby jej wiele do powiedzenia gdy chodzi o walkę o wolność, demokrację, o suwerenność i niepodległość. Właśnie Lech Wałęsa – jak nikt inny z żyjących polityków.
Ciekawie komentuje temat „Białoruś, Swietłana Ciechanouska” Ziemowit Szczerek, reporter, pisarz: „…Polska przywarowała, cielsko ciężkie, w którym ośrodek decyzyjny ukryty jest pod zwałami nieufności, kompleksów, nieporozumień, intryg, nieformalnych ustawień itd. Nie wiedział ten ośrodek długo, jak zareagować. Ale w końcu zareagował nawet sensownie: ogłosił, że opozycja białoruska ma w Warszawie swój dom, czyli nową siedzibę Domu Białoruskiego (choć premier dodał, że życzy jednak Białorusinom powrotu do własnego domu na Białorusi), a potem wszystko się rozpędziło. Cichanouska dostała nagrodę w Krynicy (Karpaczu), a rozentuzjazmowany Morawiecki zaprosił ją na spotkanie premierów Grupy Wyszehradzkiej w Lublinie. I fajnie, tylko, jak zawsze, wyszło z tego wszystkiego pisowskie tradycyjne "jakoś to będzie" połączone z równie pisowskim i równie tradycyjnym "łajno mnie obchodzi twoje zdanie". Bowiem Morawiecki ani nikt inny z polskiej władzy nie zapytał partnerów z Grupy Wyszehradzkiej, czy mają odwagę być tak radykalni w stosunkach z Białorusią - a przez to i z Rosją - jak Polska i Litwa. I gdyby choć zechciał zagrać va banque jak Lech Kaczyński, gdy poleciał do Tbilisi w czasie rosyjskiej agresji. Gdyby polski rząd, polski premier postawił sojuszników przed faktem dokonanym, czyli wprowadził Cichanouską na spotkanie, gdy nikt nie będzie mógł już z niego wyjść. Ale nie. Sprawa się rozlazła po internetowych komunikatorach, Czesi zaprotestowali, Słowacy też, Cichanouska ogłosiła że wraca do Wilna i tyle z tego bojowania wyszło.

Co warto przeczytać?
Swietłana Aleksijewicz – jeszcze nie była noblistką, ale już wiele nagród międzynarodowych na jej koncie było. Zaczynałem i odkładałem, kilka reportaży z tomu „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety”  i znów coś z Ziemowita Szczerka, Andrzeja Stasiuka, to znów opowiadania Antoniego Czechowa i przeskok do literatury czeskiej. Więc teraz sięgam po „Koniec czerwonego człowieka” Swietłany Aleksijewicz i nie odpuszczam. To taka moja zwyczajna, codzienna solidarność z narodem białoruskim, z noblistką nękaną przez Łukaszenkę, pisarką światowej sławy, legendą i dumą białoruskiej kultury.
                                                                  *
Niezmiennie - naszym Czytelnikom, mieszkańcom Brodnicy i powiatu brodnickiego, w trudnych niezwykle czasach wyborów moralnych, życzymy wolnej i demokratycznej Polski!                

                                   
Wiesława Kusztal, Bogumił Drogorób
Fot. Bogumił Drogorób


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Ostatnie komentarze
Autor komentarza: LupusTreść komentarza: Narazie zabawa. Oglądaliśmy rzuty. Grzmi tylko oszczepniczka małolatka U-14. Za rok prawda o potędze wyjdzie albo nie. Kto wejdzie na bieżnię, ten jest lekkoatletą, a ten kto z nimi jest na bieżni jest trener z nazwy. Data dodania komentarza: 16.05.2023, 20:44Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Sukcesy brodnickich biegaczyAutor komentarza: KuracjuszkaTreść komentarza: Ale NUMER opisał super Redaktor Bogumił! A tak naprawdę - to z czekaniem do sanatorium - to też numer i to w kolejce długiej! A tyle dajemy na NFZ, by zdrowym być i marzyć, by mieć wciąż te dzieścia lat.. kuracjuszka, ale jeszcze bez numeru.....Data dodania komentarza: 11.05.2023, 20:13Źródło komentarza: Sanatoryjny numer 4457Autor komentarza: joko Treść komentarza: Niech się wasz trener nie chwali . Słyszałem ze dawniej jemu wszystkie plany przysyłał i był na obozach jakiś trener z Iławy. Dlatego w mukli miał nawet mistrzów Polski na 400m i w sztafetach. Teraz leci na jego planach, ale wyników medalowych to oni od 6 lat nie mają, bo z tego trenera zrezygnował. Mukla ma nawet dobry do LA stadion a lepiej żeby miała dobrego trenera do medali. Chyba że wpadnie mu jakiś zawodnik co był już mistrzem Polski, to może zrobi z niego mistrza województwa. Data dodania komentarza: 9.04.2023, 09:00Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Pot i ciężka pracaAutor komentarza: lolek Treść komentarza: Mierne ta wyniki latem mieliścieData dodania komentarza: 8.04.2023, 20:30Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Pot i ciężka pracaAutor komentarza: WiKTreść komentarza: Życzę powodzenia i zachwyconych gości. Oczywiście ciekawa jestem jak kaczka się udała?Data dodania komentarza: 7.04.2023, 23:17Źródło komentarza: Kaczka faszerowana kasząAutor komentarza: CzesiaTreść komentarza: Super Wiesiu! Takie danie po nowemu zrobię na te Święta, bo do tej pory głównym dodatkiem był ogrom jabłek... Dzięki za przepis.. Dam znać, jak smakowała gościom... pozdrawiam już z apetytem! CzesiaData dodania komentarza: 7.04.2023, 17:17Źródło komentarza: Kaczka faszerowana kaszą
Reklama
Reklama