Ten tekst jest kolejnym zapisem chwili, epizodów, przypadkowych rozmów, obserwacji, zapisem autorefleksji, codzienności, które stworzyła niecodzienność. Świat, Europa, nasz kraj, nasz region – z tych obszarów pochodzą zapiski reporterskie Wiesławy Kusztal i Bogumiła Drogoroba.
Krzykacz
Targowisko miejskie w Brodnicy. Kupuję warzywka, spoglądam na kurki. Garstka tych grzybków za 7 złotych. Może innym razem? Przechodzę do kolejnych straganów, w poszukiwaniu bobu. I nagle, jak spod ziemi, wyłania się murarz, lokalny znany mi przedsiębiorca, chyba nawet znany w mieście z przedsiębiorczości, dobrego zarządzania, gospodarności, a przy okazji głośno wyrażający swe poglądy. Znany krzykacz. Chciałem mu „pogratulować” wyboru na stanowisko prezydenta człowieka, który ma w swojej biografii m.in. krzywoprzysięstwo i łamanie konstytucji i zapytać czy on, tu, w Brodnicy, dobrze z tym się czuje. Niestety, zanim otworzyłem usta, usłyszałem takie słowa: powinienem cię sieknąć! Tak wyglądał dialog ludzi myślących inaczej, ale jednak ludzi. W końcu obaj jesteśmy ludźmi a nie jakąś ideologią.
Nie zrywać!
Lilie wodne, grzybienie, w kolorze bordowym, nenufary są ozdobą wielu jezior a tych – jak dobrze wiemy – na Pojezierzu Brodnickim jest ponad sto. Pojawiają się samorzutnie, choć bywają też nasadzane. Największe zagrożenie dla nich pojawia się, gdy zauważymy je w bliskim sąsiedztwie kąpielisk, plaż. Okazujemy pewne zainteresowanie, ale też dla niektórych sam widok nie wystarcza. Sięgają po nie. Dlatego też gospodarze kąpielisk w tych uroczych miejscach zainstalowali tabliczki z odpowiednim napisem: nie zrywać. Może to je uratuje.
Pieniądze
I co z tego, że nie była to inicjatywa opozycji parlamentarnej. I co z tego, że mówiono od lat o moralności, przypominając w każdej ważnej sprawie, sytuacji – oczywiście słusznie – słowa Władysława Bartoszewskiego: jeżeli nie wiesz jak się zachować, zachowaj się przyzwoicie. I co z tego? Mały człowiek rzucił hasło: pieniądze! Chwyciło? A jakże!!! Opozycja, ku zdziwieniu swoich sympatyków, wpadła jak dziecko na tramwaj! Zaklinanie rzeczywistości chwilę później już na nic! Już poszło, już się skończyło wszystko co do tej pory. Rozczarowanie i rozgoryczenie – to najsłabsze określenia sytuacji w jakiej znaleźli się wszyscy ci, którzy z wiarą i nadzieją poszli głosować za zmianą, za demokracją, za państwem praworządnym, na wolnymi sądami, za wolnymi mediami, za przyzwoitością wreszcie. Wystarczył jeden vist. Triumf Kaczyńskiego i PiS jest bezdyskusyjny! Przepraszanie, do błędu się przyznawanie, to już musztarda po obiedzie.
Pies(ek)
Jest jezioro, jest plaża, jest piasek, jest trawa, jest pomost – miejsce do odpoczynku, pobytu jednodniowego, weekendowego, wczasów dłuższych. Przed wejściem na plażę tabliczki informacyjne – nie wolno tego i tamtego. Wśród zakazów zakaz wprowadzania psów – jasny, czytelny. Tabliczki z przekreślonym psem w kilku miejscach. Ale miłośnik psa, czy pieska ma to w nosie. Z psem jest na pomoście. Więc kilka słów do niego, oczywiście o zakazie.
- Tak, widziałem.
- I co?
- Sekundę, moment...
Po jakimś czasie przychodzi żona (prawdopodobnie) miłośnika psa na plaży, czy na pomoście, bierze od męża (prawdopodobnie) smycz i wycofuje się na schody prowadzące na pomost. W dalszym ciągu jest na plaży. I co? I nic! - Pan się dziwi? - zagaduje mnie tak samo zdziwiony jegomość obserwujący tę samą sytuację. - Jeżeli władza lamie prawo na wysokim szczeblu i w bardziej ważnych sprawach, cóż dla takiego prostego człowieka zakaz, na dodatek sezonowy. A nich taki pies zesra się, albo zeszcza do jeziora, co wtedy? Kto za to beknie? I tak, dość nieoczekiwanie prowadzimy rozmowę o praworządności na szczeblu bardzo lokalnym, zamiast spokojnie wypoczywać na leżakach, albo siedzieć w wodzie w ten kolejny, upalny dzień, który dopadł nas w ośrodku nad Jeziorem Wądzynskim.
Abolicja
Zacznijmy od odpowiedniego projektu, który wpłynął do laski marszałkowskiej. Stoi tam tak: „Nie popełnia przestępstwa, kto w celu przeciwdziałania COVID-19 narusza obowiązki służbowe lub obowiązujące przepisy, jeżeli działa w interesie społecznym i bez naruszania tych obowiązków lub przepisów podjęte działanie nie byłoby możliwe lub byłoby istotnie utrudnione..”
To jest sztuka! Ustanowić takie prawo, które sankcjonuje bezprawie. Przy czym sankcjonuje bezprawie wśród ludzie pewnej branży w okresie pandemii koronawirusa. Do tego, jak się okazuje, nie trzeba ekwilibrystyki jurystów, ale zdolności tępych gości, którzy z prawem mają do czynienia tylko wtedy, gdy wychodzą z knajpy. Idą bowiem z reguły w prawo... To tyle w sprawie bezprawia.
Ślub bez wesela
Znajomy z Brodnicy opowiedział mi o uroczystości zaślubin w dobie pandemii. Ponieważ ma talent do opowiadania słuchałem go zawsze uważnie, bez zbędnych pytań. Jak to się mówi tu i ówdzie: opowieściom jego nie było końca. Tym razem jednak byłem zawiedziony, bo powiedział tak:
- Syn wziął ślub w Bydgoszczy, bo tam mieszka jego ukochana. Kościół, msza św., ceremonia ślubna i koniec. - Jaki koniec? - zapytałem.
- Zrobili sobie zdjęcie telefonem i rozesłali po całej rodzinie, znajomych, zapraszając na wesele za rok, dwa albo trzy. Jak wszystko minie. Żeby nie musieli imprezować w maskach. - Niezły numer! - Też tak uważam. Ale co poradzisz... Dwa razy terminy przekładali i teraz przełożyli na amen.
Odlot bociana
Jest środa, 19 sierpnia. Bociany, ptaki sygnalizujące kres pewnych zjawisk w naturze. Stoją jak zwykle, na latarniach, wzdłuż części ul. Ustronie, naprzeciw składowiska śmieci. Stoją jak strażnicy przyrody, wyszukując złe – z ich punktu widzenia – rzeczy dziejące się tam, jako że z góry lepiej widać. Potem atak bywa skuteczny. Przed godz. 13.00 jest ich siedmiu? Siedmioro? Mam wrażenie, że to są ostatnie godziny ich pobytu w tej części świata, gdzie Brodnicę nad Drwęcą widać przede wszystkim z wysokości.
Siedzę na skraju lasu, nie ruszam się tylko wlepiam gały w bociany. Jak sprawdzić kiedy odlecą? Po prostu czekać, nie znam innego sposobu, z ornitologią jestem daleko. Przed wieczorem rusza jeden z nich, po chwili pozostali. Krążą. Jeden krąg, drugi, trzeci... Mam nadzieję, że wrócą jeszcze raz, może po raz ostatni, na latarnie i wtedy ja dam im sygnał, klaszcząc w dłonie. Ale złapały już pewien pułap i już obierają kurs na południe.
Odlot bocianów – pozostał tylko w wyobraźni pejzaż Józefa Chełmońskiego. Odlot bocianów – czas bliższy jesieni. Żółkną liście brzóz, pola w barwach brudnych, podniszczonych. Jaśniejsze, beżowe i te bardzo ciemne. Barwy smutku, jakiejś nostalgii, czasu końca, pożegnania... I tylko artyzm malarskiej sztuki pozwoli wydobyć i z tych barw jakiś promień, w chwili zachodzącego słońca.
A jednak! 24 sierpnia pojawiły się jeszcze dwa. Pewnie młodzież odleciała najszybciej! Starzy później.
Mydełko Fiałki
We Fiałkach pod Górznem jest Wioska Mydlarska, ciekawy projekt przekazania, podczas warsztatów, historii powstania mydła, możliwości zrobienia mydła, przygotowania soli do kąpieli. A także prezentacja dawnych narzędzi gospodarstwa domowego jak magiel, tara do prania, maglownica ręczna itd. Warsztaty prowadzi Agnieszka Hilla, a blisko 2 godz. zajęć kosztuje 25 zł od osoby. Jednak okres pandemii siłą rzeczy przyhamował możliwości organizatorów. Ponoć bywały tu grupy liczące nawet 50 osób. W jednym z pism lokalnych Agnieszka Hilla poinformowała, że „…w tej chwili organizujemy już nasze zajęcia dla dwóch, trzech osób i jesteśmy do dyspozycji każdego dnia…”. 21 sierpnia w ciekawej zagrodzie Wioski Mydlarskiej, podczas zajęć tworzenia mydła było 14 osób, kilka grup siedzących przy osobnych stołach, bez maseczek.
Rozliczanie delegacji
Raz kiedyś, jeszcze w czasach PRL-u, szukałem ciekawych tematów po wsiach, miasteczkach, w małych zakładach, spółdzielniach pracy, GS-ach. I właśnie w jednym z GS-ów, działających w ówczesnym woj. toruńskim trafiłem na różnego rodzaju kombinacje z dostawą ważnych towarów. Filozofia dostaw opierała się na wymianie: wy mi załatwicie to, a my wam tamto. Wszystko kręciło się znakomicie. Jednak w trakcie badania sprawy przez jakąś inspekcję kontroli wyszła na jaw historia z rozliczaniem delegacji przez jednego z pracowników działu zaopatrzenia. Jechał na Śląsk pociągiem, a rozliczał delegacje na samochód. Malucha miał. Ciekawostka, kontrolująca ekipa nie doszukała się nieprawidłowości gdy rozliczał 30 lutego, czy 31 lutego (bo 31 lutego traktował jako rok przestępny), ale wysokość stawki za kilometr. Ona to budziła największe wątpliwości. Bywało też, że rozliczał nocleg, a akurat tego dnia był już w domu. Nie wywalili go z roboty, bo był dobrym zaopatrzeniowcem. Z taką opinią gościa wyrzucić?
Dlaczego o tym wspominam dziś? Ponieważ, jak mniemam, umiejętność rozliczania delegacji mamy w genach.
*
Niezmiennie - naszym Czytelnikom, mieszkańcom Brodnicy i powiatu brodnickiego, w trudnych niezwykle czasach wyborów moralnych, życzymy wolnej i demokratycznej Polski!
Wiesława Kusztal, Bogumił Drogorób
Fot. Bogumił Drogorób
Napisz komentarz
Komentarze