Rychu Rzeszotara nasłuchuje wiadomości ze świata analizuje, konsultuje się z fachowcami, dzieli się swoimi przemyśleniami, także ze mną, wierząc, że coś z tego zrobię.
- Już ja wiem, że napiszesz tak jak to tylko ty potrafisz – mówi i jest to najlepsza recenzja mojej twórczości dziennikarskiej. Ta uwaga jest zbliżona do tej, rzuconej od niechcenia, przez strażaka OSP z Mroczna, świętej pamięci Tadeusza Kitłowskiego, który powiedział kiedyś: piszesz jak pisarz.
Usłyszał Rychu Rzeszotara o oczkach wodnych to i owo. Że to i tamto, że warto, bo jakieś pięć patyków można dostać, z dotacji, chyba unijnej.
- Gadali, opowiadali na mieście, aż mnie wzięło – mówi niepijący chwilowo murarz z dwudziestoletnim prawie stażem Edek Kohanke. - Żem nawet gazetę kupił, chociaż nie jestem książkowy, na czytanie czasu nie marnuję. I tam stało jak byk; pięć tysięcy złotych, sam prezydent to wymyślił! No to ja zebrałem się w sobie i na kamasz, do Rycha Rzeszotary. Bo kto jak nie on powinien wiedzieć co i jak dalej.
Zanim doszedł w okolice objęte wzrokiem przez Rycha Rzeszotarę, gdzie każdy kamień, gałązka brzozy czy świerku, nawet jesionu z lasu mieszanego, podmuch wiatru, liść łopianu wskazywały drogę do zacnego gospodarza, ten już się zastanawiał jak temat ruszyć. I już wiedział, że to nie tak rach-ciach-ciach.
- A czy ja mówię, że rach-ciach-ciach? – niepijący chwilowo murarz Edek Kohanke usiadł na przyzbie i poprosił o szklankę wody. – To jest poważna inwestycja!!! – niemal krzyknął podnosząc palec wskazujący w górę, akcentując w ten sposób doniosłość wypowiedzi. – W gazecie jest wszystko, od A do Zet.
- Nie do końca – Rychu podał murarzowi szklankę chłodnej wody, co w ostatni dzień czerwca znaczyło dla wędrowca więcej niż wolne miejsce na przyzbie i życzliwość gospodarza.
- A co ten tu robi? – murarz niepijący chwilowo zauważył, że przemieszczam się od strony stodoły, zapinając rozporek.
- On jest od pisania, rejestruje nasze, że tak powiem, życie - oznajmił Rychu Rzeszotara. – Tworzy naszą, nie bójmy się słów, legendę. Poza tym, oprócz pisania, niczego innego nie potrafi. Zna życie. Lubi krążyć po świecie, tym najbliższym, okolicznym. Zna rzeki jeziora i lasy, strumyki. Zna kłusowników, ostępy leśnie, gawry leśnych ludzi pędzących trunki najwyższej jakości. A jak się już zapuści gdzieś daleko, to aż na Kaszuby. Tam, bywa, że w chałupce nad stawem, siedzi z drugim takim jak on, piszącym to i owo. Siedzą i słuchają bluesa.
- Czego słuchają?
- Muzyki – dla jasności wyłożył gospodarz.
- A konkretnie, na czym on się niby zna? – murarz badał dalej.
- Na wszystkim.
Tym krótkim oświadczeniem zamknął rozmowę z murarzem niepijącym na mój temat.
Sprawa związana z projektem zwanym oczkiem wodnym zniknęła na chwilę z pola widzenia. Na razie wiedzieli tylko, że jest temat, że trzeba się nim zająć drobiazgowo, precyzyjnie, a nie tylko wrażeniowo, jak to określił Rychu Rzeszotara. A do rozwiązań precyzyjnych trzeba było zawołać ekspertów i już to uczynił rozsyłając wici tu i tam, żeby nie było pustego gadania, tylko robota. Bardzo konkretna.
Godzina minęła, gdy zaczęli się schodzić, zjeżdżać rowerami w wiadome miejsce, na skraju lasu, nad rzekę, gdzie kamienie – jak Stonehenge w Wielkiej Brytanii – ściągały w krąg jak magnes. Stawili się w kolejności: Bernasia Kleinowa – gospodyni u księdza proboszcza naszej parafii, a jednocześnie przewodnicząca Koła Gospodyń Wiejskich w Wysokim Dębie. Bernasia Kleinowa - tu trzeba koniecznie dodać – to odkrycie towarzyskie Rycha Rzeszotary. Bernasia, mimo swoich lat – liczyć jej tu nie wypada – ma marzenia, aby skończyć wreszcie na tajnych kompletach szkołę podstawową, zapisać się do liceum, a jak starczy pary to jeszcze zrobić magisterkę. I to wcale nie w wyższej szkole gotowania na gazie. Dalej jest Wenek Chcica – stolarz o siedmiu palcach, Walek Pachciara – tokarz precyzyjny w warsztacie u szwagra, Gustaw O’Chadly – pilarz, człowiek lasu, mgr Maksymilian O’Ruda, właściciel wytwórni farb do damskich włosów, a także trzej obywatele wsi sąsiedniej, idący codziennie na Moskwę Iwan Groźny, mieszkaniec żółtego, drewnianego domu, nie taki stary Egon Hertzlich, Polak w piątym pokoleniu, którego dziadek, Johan Hertzlich, zamiatał szkołę w Obórkach, Maryjan z łąk - człowiek o nikczemnym dość wyglądzie, odkrywca drogi na Biegun Północny, Pan Paha – miłośnik czeskiej kinematografii i literatury oraz niżej podpisany, którego dziadek Teofil służył w wojsku pruskim w I wojnie światowej.
Zabrakło jedynie Władka Włada – akuratnego i oszczędnego w wypowiedziach, cyklicznego alkoholika, przebywającego na cyklicznym leczeniu. Nieobecny, usprawiedliwiony.
- Każdy wie – zaczął gospodarz – że z wodą trzeba żyć w zgodzie. Jeżeli ktoś dziś, teraz, w konkretnej naszej rzeczywistości, mówi, w sensie gospodarczym, o oczkach wodnych, to ja, Rychu Rzeszotara mówię wam tak od serca, że to jest pojebane. Z wodą trzeba inaczej…
- Rynny naprawić trzeba, żeby nie ciekło – weszła w słowo Bernasia, a jej słowa były naprawdę warte rozprawy naukowej. – Weśma, dajmy na to, rynne co woda deszczówka z niej leci byle gdzie i byle gdzie wsiąka. Najprzód trzeba rów kopać przez steczke i na trawniku przy domu i tamuj rury ułożyć z dziurkami, co by woda miała ujście. Wszystko połączyć z rynnom i zakopać na pół metra w dół. Ziemia będzie wilgoć miała. A może nie tak?
- Nie, Kleinowo, macie rację! – ucieszył się Rychu i wskazał palcem, żebym zapisał w kajecie.
- Zara, zara – zaprotestował murarz, niepijący chwilowo. - Jak to się ma do wodnego oczka, bo chyba o tym gadamy?
- Woda, palancie głupi, woda – podkreślił Iwan Groźny – to jest wspólne.
- Tylko nie palancie – murarz oburzył się, uznając tym samym, że jest głupi.
- Na moje – odezwał się Johan Hertzlich Polak w piątym pokoleniu, którego dziadek zamiatał szkołę w Obórkach i już przez ten fakt był pracownikiem oświaty – na moje, to wystarczy mieć stawek pod domem, większe bagno. Ja mam taki staw za domem, ze sto metrów. Widać z okna sypialni. Natura stworzyła, a Pan Bóg błogosławi. I zawsze jest stawek ten pełen. Wody dolewać nie trzeba. Wode mam, więc chyba nic tu po mnie – podniósł się, odszukał swój rower i odjechał.
Zaburzył całą ideę spotkania, ale temat nie upadł, bo wyrwał się Maryjan z łąk, człowiek o dość nikczemnym wyglądzie.
- Trzeba poszukać po piwnicach tu i tam, gdzieś jeszcze są stare balie. I zbierać deszczówkę ile się da. Deszczówka jest dobra nie tylko do podlewania ogródka, grządek, zagoników. Jest bardzo dobra, a wiem to z własnego doświadczenia, do mycia włosów…
… - potwierdzam! – wszedł w słowo mgr Maksymilian O’Ruda, właściciel wytwórni farb do damskich włosów.
- I te deszczówke można sprzedawać litrami, rozwozić po zakładach fryzjerskich, salonach i jeszcze mieć z tego piniendze!!!
- Nie, ludzie, nie tak – zamachał rękami murarz Edek Kohanke. – Oczko ma być, trza oczka budować, materiał budowlany gromadzić, wymurówkę zrobić, wodę podłączyć z gminnych wodociągów, na każde gospodarstwo.
- A jednak palant, na dodatek głupi – tym razem pod nosem, nie bez satysfakcji, stwierdził Iwan Groźny.
Zakotłowało się w głowach od pomysłów, które można było zaliczyć do typowo ziemskich i z księżyca. Przeważały rozwiązania idiotyczne, mimo to każde z nich uwzględniało dotacje centralne w wysokości pięciu tysięcy złotych, choć niektórzy uważali, że euro.
- Z tego całego wysondowania wychodzi – Rychu Rzeszotara wstał, co oznaczało, że podsumowuje i będzie po dyskusji – że trzeba się zabrać za robotę! Oczyścić, w pierwszej kolejności, rowy! Bo jak zapewne nie wiecie, już starożytni rowy robili po to, żeby woda była, żeby woda szła, żeby woda się gromadziła. W stawach, bagienkach, jak zwał tak zwał. Dalej – należy oczyścić stawy i bagienka. Ryby wpuścić, pomost zbudować. Drzewa w lasach pełno…
- Najlepiej murowany! – murarz czujnie zaakcentował.
- No przecież mówiłem, że głupi palant, na dodatek kretyn i idiota - rozbudował swoją ocenę.
Zapisałem wszystko, słowo w słowo. Twórcze spotkanie dobiegło końca. Zaczęła się druga część, merytoryczna, zwana również konsumpcyjną. Miejsca hotelowe pod namiotem od harcerzy też były gotowe. Woda do mycia w rzece
Nadszedł czas rozpalić ognisko.
Tekst i fot. Bogumił Drogorób
Napisz komentarz
Komentarze