W materiałach informacyjnych, które nie są naszego autorstwa – mam tu na myśli dziennikarzy „Super Brodnicy” - a dotyczą m.in. opisu programów telewizyjnych, zachęty do ich obejrzenia, pojawiła się publikacja pt. „Wybrańcy bogów umierają młodo. Poeta dźwięku”.
Historia życia i twórczości, przedwczesnej śmierci Krzysztofa Komedy, jazzmana, kompozytora, z zawodu… lekarza, zapewne zainteresowała nie tylko miłośników jazzu, ale też ludzi interesujących się historią kultury i sztuki w ponurym okresie egzystencji naszego kraju, mam tu na myśli PRL. Nadto, skąpa wiedza o subtelnościach polskiego jazzu w walce muzyków o swego rodzaju autonomię sztuki, wreszcie codzienność życia autora wspaniałej kołysanki z filmu „Rosemary’s baby” – na to oczekiwali sympatycy tej muzyki i tego kompozytora.
Przez szacunek dla czytelnika czy też telewidza informacja taka powinna być rzeczowa, oparta na faktach – tym bardziej, że autor (autorzy) tej informacji zagłębiają się w szczegóły, które mogły być związane z przyczyną śmierci Krzysztofa Komedy. A czytamy tam m.in. „…Komeda wraz ze swoim przyjacielem, scenarzystą Markiem Hłasko postanowił przejść się po okolicznych wzgórzach. Hłasko, potężny mężczyzna ważący 120 kilo potrącił
przez przypadek Komedę, a ten spadł z trzymetrowej skarpy. Wezwano karetkę. Badania w szpitalu nie wykazały wewnętrznych obrażeń. Komeda wrócił następnego dnia do domu.
Niestety stan muzyka pogarszał się. Stracił przytomność. Badania neurologiczne wykazały krwiaka mózgu. Komeda zmarł 25 kwietnia 1968 roku po trzymiesięcznej walce o życie.
Trzy tygodnie później Marek Hłasko popełnił samobójstwo. Miał 35 lat.”
Wypadek w pobliżu domu Krzysztofa Komedy w Kalifornii miał miejsce 12 października 1968 roku. Od tego momentu trwała walka jazzmana o życie, a zmarł 23 kwietnia 1969 roku w Warszawie. O powrót do Polski walczyła z władzami paszportowymi PRL jak lwica żona artysty Zofia Komedowa – Trzcińska. Natomiast Marek Hłasko z życiem rozstał się 14 czerwca 1969 roku w Wiesbaden. Pomyłki w datach są ewidentne. Z kolei okoliczności śmierci artysty to temat na osobne opowiadanie, a najlepiej i najpełniej uczyniła to Magdalena Grzebałkowska w swojej książce „Komeda. Osobiste życie jazzu”.
Bogumił Drogorób
Fot. Pixabay.com
Napisz komentarz
Komentarze