Kot się nazywa Zoltan. Dlatego Zoltan ponieważ przybył z Węgier. Przybył – za mało powiedziane. Został uprowadzony z okolic naddunajskich, zamieszkałych przez Romów, stał się bowiem ofiarą aktów rasizmu i nietolerancji.
Zoltana zapakował do samochodu polski turysta na trasie Szombathely – Nagykutas, w jakiejś wiosce. Biały, wpadający w szarość. Turysta z Polski chciał go nazwać Viktor, ale uznał, że zapędził się, że może to nie być poprawnie od strony politycznej. No więc Zoltan.
Aktualnie Zoltan kręci się po Ustroniu w Brodnicy. Nieoczekiwanie udał się na wiosenną wyprawę w wyższe partie okolicznego drzewostanu. Zauważyłam go na świerku, dość wysokim. Zdaje się, że zainteresował się srokami, które metr wyżej skakały sobie z gałęzi na gałąź i podpuszczały Zoltana, badając jego odwagę. Gość dał się nabrać. Co będzie dalej? Być może będzie potrzeba interwencja straży pożarnej. A wszystko przez te wiosenne wyprawy.
Po trzech godzinach męki spadł deszcz. A z nim kot.
Tekst i fot. (bd)
Napisz komentarz
Komentarze