Do pracy nad opowieścią o odzyskaniu niepodległości przez Brodnicę Marian Chwiałkowski zbierał się od lat. Gdy wreszcie ukazała się oczekiwana książka, ważna pozycja literatury popularno-naukowej, podczas styczniowej promocji w Pałacu Anny Wazówny autor przyznał, że od pomysłu jej napisania minęło dziesięć lat.
Dla malkontentów, którzy powierzchownie zaglądają do kart historii takie wyznanie to powód do stwierdzenia, iż lepiej późno niż wcale. Na szczęście to nie tak. Dla Mariana Chwiałkowskiego ważna była data 18 stycznia 1920 roku, jako punkt wyjścia. Dla badacza historii, czy też epizodów z historii dotyczącej miasta, szczególnie mu bliskiego, miasta urodzenia, poszczególne, kolejne rocznice powrotu Brodnicy do Macierzy mogły być uznane za okoliczności istotne dla publikacji. I to pod każdym względem – merytorycznym i emocjonalnym. Wartością nadrzędną okazała się 100 rocznica niepodległych ziem Pomorza, które wróciły do Polski postanowieniami Traktatu Wersalskiego, jednak dwa lata później niż to miało miejsce na ziemiach byłego zaboru rosyjskiego.
Aby uczcić setną rocznicę powrotu Brodnicy do Macierzy Marian Chwiałkowski nie czekał daremnie dziesięciu lat, gromadził materiały źródłowe, pisał, konsultował detale – choćby nazwy i nazwiska niemieckie – ze znanym regionalistą Jerzym Wultańskim, spędzał czas w bibliotekach uniwersyteckich, archiwach. Po prostu – miał swój rytm pracy. Analizy, porównania, weryfikacja faktów stanowiły podstawę, metodologię twórczej pracy. Pełny tytuł książki, o której mowa brzmi „Odzyskanie niepodległości przez Brodnicę w 1920 roku”. Dopisek tłumaczy okoliczności - „W setną rocznicę powrotu Brodnicy do wolnej Polski”.
Książka jest zbiorem dokumentów – bardzo dużo cytatów z pism oficjalnych, informacji prasowych, listów – opowieści, nawet anegdotycznych, jest także bardzo bogata dokumentacja fotograficzna oraz ikonograficzna. Sposób docierania do prawdy to bezdyskusyjny walor tej publikacji.
Chciałbym zatrzymać się tylko nad jednym wątkiem, któremu autor poświęca wiele stron. Chodzi mianowicie o szukanie sprawiedliwości dziejowej nie na polu walki, ale przy stole negocjacyjnym. Dla wielu brodniczan, szczególnie młodej generacji, rzeczą niepojętą było rozstrzygniecie istotnych spraw dla losów kraju nie w powstaniu, szaleńczej walce, gdzie trzeba było zapłacić najwyższą cenę, a więc cenę życia, przelać krew dla ojczyzny, a potem leczyć rany. Sztuką okazała się broń innego rodzaju – siła argumentów, inteligencja, umiejętność zrozumienia i przekonywania. Marian Chwiałkowski pokazuje w swojej publikacji jak, krok po kroku, umiejętności negocjacyjne, sięgające niekiedy wysokiego stopnia temperatury i emocji, stały się podstawą ważnych, historycznych decyzji w Wersalu.
Warto przy tej okazji pokazać jeden ważny szczegół, o którym pisze Wojciech Borakiewicz w publikacji „Wódz Polaków z Pomorza”, również przy okazji 100-lecia powrotu Kujaw i Pomorza do Polski, w tygodniku „Ale Historia” z 13 stycznia br. Myślę, że będzie to ciekawe uzupełnienie opowieści brodnickiego historyka, regionalisty. Otóż Wojciech Borakiewicz przywołuje postać Leona Janty-Połczyńskiego, działacza niepodległościowego. Pochodzący z Tucholi działał na rzecz Wielkopolski i Pomorza, pomagał w przygotowaniu powstania na ziemiach pomorskich, szczególnie w dwóch największych miastach: Bydgoszczy i Toruniu, a jednocześnie brał udział w rozmowach z przedstawicielami Francji, USA i Wielkiej Brytanii w Paryżu. Rozmowach decydujących o kształcie polskich granic na zachodzie i północy, przyłączeniu do Polski Pomorza Nadwiślańskiego i ziem dawnego zaboru pruskiego. Negocjatorem był twardym. W Paryżu, w 1919 r. nie patyczkował się mówiąc „Na Pomorzu 40 tys. karabinów tylko czeka znaku do powstania. Będzie to nowy rozlew krwi tak wstrętny prezydentowi Wilsonowi”. Brzmiało to jak szantaż, ale było skuteczne.
Na koniec tej refleksji przy okazji 100 rocznicy powrotu Brodnicy do Macierzy kilka słów o Marianie Chwiałkowskim, brodniczaninie w pierwszym pokoleniu, jego pasji badacza historii, regionalnej tożsamości. Jego ojciec Andrzej pochodził z rodziny kupieckiej z Wąbrzeźna. Niezwykłą pamiątkę po ojcu – jest ich pewnie więcej - widziałem w szafie na palta. Jest to wieszak z napisem „Bazar” Wąbrzeźno (dokładny adres firmy). Jego matka Irena pochodziła z rodziny ziemiańskiej. Marian Chwiałkowski, po ukończeniu wyższej szkoły oficerskiej służył w wojsku głównie na południu kraju m.in. w Lesznie, Jeleniej Górze, ale też w Koszalinie, na końcu w Brodnicy. Na emeryturę odszedł w stopniu pułkownika. Zamiłowanie do historii kontynuował podczas zaocznych studiów na Uniwersytecie Wrocławskim. Oddany tej pasji, poszukiwania prawdy, wyjaśniania zawiłości wydarzeń i ludzkich postaw właśnie w czasach odległych, dotyczących okresu międzywojennego, w Brodnicy i najbliższej okolicy, nadal penetruje archiwa, opracowuje dokumenty, pokazując mądrość, odwagę i patriotyzm ludzi tamtych lat, w skali małej ojczyzny i kraju.
Tekst i fot. Bogumił Drogorób
Napisz komentarz
Komentarze