Artroskopia kolana, mało inwazyjny zabieg. Po nim kule i można się przemieszczać. Z trudem, bo z trudem, ale można.
Artroskopia kolana prawego – mam to już za sobą. A dlaczego właśnie prawego, pytali mnie zainteresowani stanem zdrowia. No bo lewe dopisuje, dzięki Bogu. Uznano to za odpowiedź wymijającą, co więcej, lekceważącą szczere oddanie i chęć niesienia pomocy – mnie, jako pacjentowi, odczuwającego skutki zabiegu oraz całej mojej rodzinie rozsianej od Bydgoszczy przez Toruń, Tczew, Gniew, Gdańsk, Warszawę, Rypin, Sopot, Gdynię, Rumię, Ugoszcz, Kraków.
Czyli, że lewa strona jest w porządku, a prawa nie? Dopytywano i wyciągano wnioski, rzucając przykłady, choćby z ostatnich dni, że oto jeden gość ma porąbaną prawą i lewą stronę i będą mu robić endoprotezę, w jednej i drugiej nodze. I to jest zrozumiałe. Taka operacja nie faworyzuje żadnej ze stron.
Oddaliłem się od zgiełku tych uwag, głośno artykułowanych. Skręciłem, bez żadnej pomocy, w boczną uliczkę. Pech chciał, że źle się ułożyłem przy krawężniku, przysiadłem. – Ludzie, ten bez kul się wyp…ł – usłyszałem za sobą głos faceta z polipami w nosie. – Paczta ludzie! Się wyp…ł! – powiedział z zadowoleniem. – A tamten, co dwa nogi będzie miał robione, się nie wyp…i! Nigdy!
(BD)
Napisz komentarz
Komentarze