Olga Tokarczuk – nadzieja na świat wolności, praworządności, niezależności, demokracji, uśmiechu, radości, refleksji i dumy narodowej, świat niewykluczający innych ze społeczności, świat prawdy, prozy życia i normalności.
- Ale nam się wydarzyło! – powiedział papież Jan Paweł II podczas kolejnej pielgrzymki do rodzinnego kraju, występując w Sejmie przed posłami i senatorami. A wydarzyło się to 11 czerwca 1999 roku. W tych kilku słowach była refleksja i duma z dokonań, zaledwie dziesięciu lat od odzyskania Niepodległości, po Okrągłym Stole, po wyborach 4 czerwca 1989 roku.
Wcześniej wydarzyło się wszystko, co było praprzyczyną kolejnych dokonań. Miłośnik i twórca literatury, pisarz i dramaturg, duchowny, krakowski metropolita kardynał Karol Wojtyła zostaje wybrany na Papieża. Przypomnijmy rok – 1978! Duma i uprzedzenie (to też literatura, autorska angielskiej pisarki Jane Austen – przyp. B.D.) Duma narodowa i uprzedzenie komunistycznych władz.
Po dwóch latach rodzi się „Solidarność”, Lech Wałęsa jest na ustach całego świata. I znów towarzyszy temu literatura. Wiatr od morza, od Gdańska po Szczecin, porywa nas do wolności. Jeszcze w tym samym, 1980 roku, Czesław Miłosz otrzymuje literacką Nagrodę Nobla. Jego poezja wyryta zostaje na gdańskim Pomniku Poległych Stoczniowców. Jedźcie do Gdańska, młodzi, i czytajcie: „Który skrzywdziłeś człowieka prostego,/Śmiechem nad krzywdą jego wybuchając,/Gromadę błaznów koło siebie mając/Na pomieszanie dobrego i złego,/Choćby przed tobą wszyscy się skłonili/Cnotę i mądrość tobie przypisując,/Złote medale na twoją cześć kując,/Radzi że jeszcze jeden dzień przeżyli,/Nie bądź bezpieczny. Poeta pamięta/Możesz go zabić - narodzi się nowy./Spisane będą czyny i rozmowy./Lepszy dla ciebie byłby świt zimowy/I sznur i gałąź pod ciężarem zgięta.”
Komunistyczna władza nie wiedziała jak się zachować wobec takiego zaszczytu, jaki spłynął na polską literaturę. Kłopotliwy to był splendor dla aparatu propagandowego PRL, dla cenzury. Także dlatego, że Czesław Miłosz był postacią polskiej emigracji, jako attache kulturalny ambasady PRL w Paryżu poprosił w 1951 r. o azyl. Związał się z paryską „Kulturą”, Jerzym Giedroyciem, kojarzony z Maison Laffitte, Instytutem Literackim. Jego twórczość znana była w świecie, najmniej w Polsce. Ale to za sprawą poety świat zaczął się zmieniać.
Czesław Miłosz, noblista, odwiedził swój kraj witany ciepło na uczelniach, w uniwersyteckich aulach, wiedząc, że władzy jest to nie w smak. Ale był już karnawał „Solidarności” i nikt nie wyobrażał sobie, że może być inaczej.
A inaczej bywało? Po sąsiedzku, w Związku Radzieckim, tworzył Borys Pasternek a jego „Doktor Żywago” wyniósł go na światowe salony i to jemu przyznano za tę powieść literacką Nagrodę Nobla w 1958 roku. Nie było mu dane jej odebrać. Sowietom nie podobało się, mówiąc najoględniej. Jeszcze gorzej było z Aleksandrem Sołżenicynem, który Nobla otrzymał za „Archipelag GUŁag”, w którym opowiedział o komunistycznym systemie zniewolenia i terroru, ukazując gehennę życia w łagrach. Pozbawiono go obywatelstwa ZSRR, nakazano opuszczenie kraju.
Te wszystkie okoliczności sprawiały, że świat zaczął się zmieniać, a dążenie do wolności w krajach zniewolonych przez system komunistyczny miało wystarczającą siłę, by skruszyć kajdany. Dowodem tego była „Solidarność” i pokojowy Nobel dla Lecha Wałęsy w 1984 roku. Dla władzy komunistycznej to był cios, - starano się tłumaczyć decyzję komitetu noblowskiego względami politycznymi. Coś podobnego obserwujemy i dziś, bo dla władzy autorytarnej to także cios, na dodatek odbierany w atmosferze nienawiści, zazdrości, lekceważenia.
Wydarzyło nam się w 1996 roku gdy komitet noblowski ogłosił swój werdykt w dziedzinie literatury: Wisława Szymborska otrzymuje Nagrodę Nobla za „poezję, która z ironiczna precyzją pozwala historycznemu i biologicznemu kontekstowi ukazać się we fragmentach ludzkiej rzeczywistości”. Nie tylko jej poezja, ale też osobowość wpisuje się w ironiczną precyzję, a nieśmiałość, przede wszystkim jej autentyzm, odbiera siły każdej władzy. Z jej skromnego, a jakże, tomiku „Sto pociech” pamiętam szczególnie jeden wiersz: „Nieprzyjazd mój do miasta N./Odbył się punktualnie./Zostałeś uprzedzony/niewysłanym listem…”
I znów się nam wydarzyło - mamy kolejną, literacką Nagrodę Nobla dla polskiej pisarki Olgi Tokarczuk. Autorka „Ksiąg Jakubowych” stwierdziła to co wiemy o dobrej twórczości, iż literatura zmienia świat. Ważne są też kolejne myśli: „Literatura ma tylko nieustannie przypominać, że ludzie są sobie bliżsi i bardziej do siebie podobni, niż chcą to przyznać niektórzy piewcy lęku. Póki piszemy i czytamy – jesteśmy razem”.
To niezwykle ważne i mobilizujące słowa. Dobrze, że padają właśnie teraz, w czasie przełomowym dla Polski. Jak zwykle w takich sytuacjach interesująca jest postawa przedstawicieli władz. Co powiedzieć? Może szczerą prawdę, tak jak zaskoczony wielki myśliciel, ucieleśnienie polskiej kultury, wicepremier Piotr Gliński, mówiąc o tym, że zaczął czytać Tokarczuk, ale nie przebrnął do końca. Jak się zachować? Jak zrobić, żeby znowu nie przegrać 27:1, wmawiając narodowi, że to wielkie zwycięstwo….
Ciekawe, co zrobi władza – jakie będzie jej odniesienie - z pisarką światowej renomy, noblistką, na dodatek kobietą, na dodatek osobą gorszego sortu?
Bogumił Drogorób
Fot. Wikipedia
Napisz komentarz
Komentarze