Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
środa, 14 maja 2025 03:46
Reklama

Z życia wzięte. Paliwo rakietowe

Z życia wzięte. Paliwo rakietowe

Rycha Rzeszotarę, człowieka znikąd,  poznałem kiedyś na uroczystym spotkaniu jubileuszowym 150-lecia OSP w remizie. Znamy się lat kilkanaście, a spotkania z nim zawsze wnoszą coś nowego do moich notatek, reporterskich zapisków.

W nowym roku 
jeszcze się nie widzieliśmy, choć każdy z nas oczekiwał, że usłyszy dzwonek do drzwi, pukanie, klamką poruszanie, a nawet pięścią walanie wspomagane krzykiem: jesteś tam??? Był Rychu Rzeszotara specjalistą od nieoczekiwanych wizyt i wówczas robił wszystko, żeby go nie rozpoznać. Głos zmieniał.

- Komornik, otwierać!

- Policja! Starszy aspirant Feeeeeeeeee……jski!

- CBA!

W ten sposób mnie budził, przywoływał do rzeczywistości, rozśmieszał, wyciągał z domu w ważnej – zazwyczaj – sprawie, albo po to, żeby przejść się gdziekolwiek, pogadać na temat – jak to mówią – o byle czym.

Tym razem inicjatywa należała do mnie. Zajechałem do niego autobusem. Dwie przesiadki i trochę pieszo. Miałem kilka ważnych rzeczy z sobą. Przede wszystkim wolny czas, notatnik kołowy i dwa długopisy z nadrukiem Bank Spółdzielczy Brodnica.

W głowie 
układałem sobie jak gospodarza zaskoczyć, bo przecież nie wiedział, że będę, nie spodziewał się, żadnych sygnałów nie wysyłałem, z pogodą wyjazdu nie wiązałem. Wybrałem z wielu pomysłów  dość prymitywny, łomot pięścią w drzwi i ucieczka za winkiel, a potem wielkie uuuuuuuu!  Wszystko wzięło w łeb. Rychu Rzeszotara kręcił się koło domu i dostrzegł mnie jak tylko wyszedłem z lasu na trakt śniegiem przykryty, gdzie sosny samosiejki i jałowce obłożone początkowo mokrym śniegiem, potem przymarzniętym, powyginały się dziwacznie.

- I co u ciebie? – zacząłem.

- W porządku. A u ciebie?

- Nic szczególnego. Zima przyszła, śnieg spadł, mróz trzyma, ale dzień już dłuższy. Wymyśliłem sobie kurs do ciebie no i jestem.

- Bardzo mnie to cieszy – wymienił kolejną uprzejmość – bo ostatnio to gadam już tylko z kotem, z sikorkami, srokami idiotkami. Z telewizorem też gadam, czasami… Tak bywa, nic nie poradzę. Siadaj – weszliśmy do kuchni – zrobię herbatę, a potem pójdziemy do lasu.

- Gdzie? – zdumienie moje nie było uzasadnione w związku z tym co usłyszałem za chwilę.

- Przecież mówię, że do lasu. A po co? – zaśmiał się i nastawił wodę na herbatę. – A co się robi zimą w lesie, w moich okolicach bynajmniej?

- Grzybów się nie zbiera – to moje stwierdzenie znów wywołało uśmiech.

- Nie udawaj, że nie wiesz – spojrzał znad westfalki, z której biło ciepło po całej kuchni, pod którą kot dachowiec zwany Panpanem się wygrzewał, a na fajerkach stał czajnik, czerwona emalia pobrudzona, przyczerniała od dołu. Lekko dłonią przyciął w szyję.

- Aaaaaaaaaaaaa! – zgadłem nareszcie. – Samodzielne, niezależne przedsiębiorstwo, rękodzieło artystyczne…

- Bimbrownictwo – lekceważąco podsumował moje nietrafione, jego zdaniem, określenia. – Po prostu, nie bójmy się słów. Bimbrownictwo, rozumiesz? Dlatego wybieram się do lasu, a ty pójdziesz ze mną, zobaczyć co się w świecie dzieje. W świecie marzeń i odlotów, tam gdzie nikt nie kłusuje tylko z pożytkiem spędza czas, rozwijając własne zainteresowania.

Posiedzieliśmy przy herbatce 
rozprawiając o tym, o czym świat rozprawia, ale nie na poziomie świata odległego, tylko w naszym, lokalnym wymiarze. Wiele rzeczy widzieliśmy inaczej, nie były dla nas skomplikowane. Tylko nadmiar interpretacji czynił z nich piętrową niezrozumiałość. W pewnym momencie zapytał:

- Czy idiota może być prezydentem? – za każdym razem, gdy się widzimy, próbuje mnie czymś zaskoczyć.

-  Jaki idiota? 

- Wygląda na idiotę, mówi jak idiota zatem jest idiotą.

- A dlaczego pytasz?

- Bo chcę wiedzieć, czy to możliwe…

- …znasz jakieś przypadki, jakieś konkretne, że ci nie dają spokoju?

- Znam dwa. Na razie. Głośno nie powiem, bo Panpan usłyszy.

Takie rozmowy z Rychem Rzeszotarą, rozszerzające horyzonty. Wnioski, wątpliwości, oceny, zdania, zdania odrębne, sugestie, wyrazy uznania i wyrazy współczucia, glossy. Puenty zawieszaliśmy na sznurku, jak pranie.

Pozbieraliśmy się w końcu, pozostając z niewiedzą w kwestii idioty, zostawiając kota i poszliśmy w las.

Las nas przytulił 
i osłonił. W tej części świata nikt nie przechodził, oprócz Rycha i zwierzyny, leśnymi duktami, czy latem, czy zimą. A szczególnie śnieżną zimą. Pół godziny wędrówki, może więcej. Pierwszy raz tu szedłem, a idąc za Rychem, po jego śladach, zdawało mi się w pewnej chwili, że zataczamy wielkie koło, że czasami halsujemy – by rzecz ująć w żeglarskim języku – a wszystko po to, żeby samemu nie było łatwo, żeby przypadkiem do głowy mi nie przyszło przyjść tu bez Rycha. Czyżby nie ufał mi do końca?

- A teraz zamknij oczy – złapał mnie za rękę i ze dwa razy okręcił. – I co widzisz?

Ściana niskich świerków, krzaczyska, niewielkie jeziorko, raczej staw. Nad brzegiem te wszystkie urządzenia, cała zabytkowa aparatura, miedziane rurki, woda ze stawu wprowadzona do obiegu chłodzącego. 

Pyr, pyr, pyr…
Jakiś człowiek się kręcił między tymi instalacjami. Rychu przywołał go ruchem ręki.

- Niemowa. Dobry fachowiec. Ma w głowie wszystkie przepisy, z dziada-pradziada, smakowe przede wszystkim. Nie eksperymentuje, żadnych kombinacji, żadnych korzeni, żadnych liści. Trzyma się procedury. Dla niego procedura to rzecz święta. Wszystko musi być jak było. Sto lat temu albo i więcej.  Akuratny jest w tym co robi. I uczciwy. Bimbrownictwo błędów nie znosi. W bimbrownictwie błędy kosztują. Przynieś no, Efu, jakiś słoik, to sobie z kolegą popróbujemy – zwrócił się do niego.

- Efu? To jakaś ksywa, skrót? – zaciekawiło mnie.

- Nie. On czasami coś tam z siebie wyda, jakiś dźwięk i to tak właśnie da się słyszeć, jakby efefefefef. No i tak zostało. Ef jest tu najważniejszą dla mnie osobą. Słowa nie piśnie. Poza tym, jak usłyszę efefefefef to już wiem, że coś jest tak albo siak. Rozumiemy się, jak by to ująć, bez słów.

Z napoczętym, litrowym słoikiem, wróciliśmy do domu, gdzie gospodarz kuchni, kot Panpan spojrzał na nas od niechcenia, z politowaniem, a  Rychu snuł opowieści o destylatach, o których pisano poematy, powieści, śpiewano pieśni.

- A wiesz, że znam jedną pieśń – pochwaliłem się – z okolic, które w światowej produkcji destylatu kojarzą się z najwyższą klasą?

- Nie gadaj!

- Otóż w Dalmacji, gdzie nie muszą się kryć po lasach czy skalnych zapadliskach, tylko pędzą sobie oficjalnie, ze śliwek, fig i innych winogron, jest coś takiego jak „Odlot bociana”. 

- Ile trzyma?

- Siedemdziesiąt procent!

- Rzeczywiście, paliwo rakietowe.

- I ten „Odlot bociana” po chorwacku się układa jak „Roda je odletjela”.

- Pewnie trzymają się procedur… - Rychu stwierdził autorytatywnie, bez komentarza.

Bogumił Drogorób
Grafika: Sławomir Sawicki 

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Reklama
Ostatnie komentarze
Autor komentarza: LupusTreść komentarza: Narazie zabawa. Oglądaliśmy rzuty. Grzmi tylko oszczepniczka małolatka U-14. Za rok prawda o potędze wyjdzie albo nie. Kto wejdzie na bieżnię, ten jest lekkoatletą, a ten kto z nimi jest na bieżni jest trener z nazwy. Data dodania komentarza: 16.05.2023, 20:44Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Sukcesy brodnickich biegaczyAutor komentarza: KuracjuszkaTreść komentarza: Ale NUMER opisał super Redaktor Bogumił! A tak naprawdę - to z czekaniem do sanatorium - to też numer i to w kolejce długiej! A tyle dajemy na NFZ, by zdrowym być i marzyć, by mieć wciąż te dzieścia lat.. kuracjuszka, ale jeszcze bez numeru.....Data dodania komentarza: 11.05.2023, 20:13Źródło komentarza: Sanatoryjny numer 4457Autor komentarza: joko Treść komentarza: Niech się wasz trener nie chwali . Słyszałem ze dawniej jemu wszystkie plany przysyłał i był na obozach jakiś trener z Iławy. Dlatego w mukli miał nawet mistrzów Polski na 400m i w sztafetach. Teraz leci na jego planach, ale wyników medalowych to oni od 6 lat nie mają, bo z tego trenera zrezygnował. Mukla ma nawet dobry do LA stadion a lepiej żeby miała dobrego trenera do medali. Chyba że wpadnie mu jakiś zawodnik co był już mistrzem Polski, to może zrobi z niego mistrza województwa. Data dodania komentarza: 9.04.2023, 09:00Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Pot i ciężka pracaAutor komentarza: lolek Treść komentarza: Mierne ta wyniki latem mieliścieData dodania komentarza: 8.04.2023, 20:30Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Pot i ciężka pracaAutor komentarza: WiKTreść komentarza: Życzę powodzenia i zachwyconych gości. Oczywiście ciekawa jestem jak kaczka się udała?Data dodania komentarza: 7.04.2023, 23:17Źródło komentarza: Kaczka faszerowana kasząAutor komentarza: CzesiaTreść komentarza: Super Wiesiu! Takie danie po nowemu zrobię na te Święta, bo do tej pory głównym dodatkiem był ogrom jabłek... Dzięki za przepis.. Dam znać, jak smakowała gościom... pozdrawiam już z apetytem! CzesiaData dodania komentarza: 7.04.2023, 17:17Źródło komentarza: Kaczka faszerowana kaszą
Reklama
Reklama