Z Rychem Rzeszotarą o sprawach ważnych, bardzo ważnych i najważniejszych rozmawia Bogumił Drogorób
- Ponieważ znamy się od lat nie będę udawał, że się nie znamy, więc zacznę od takiej sprawy: gdybyś zechciał...
- Przerywam rozmowę! I co z tego, że się znamy? Jest to oficjalny wywiad, dla oficjalnej prasy, wolnych mediów, więc proponuję, żeby do mnie mówić proszę pana, albo panie Ryszardzie.
- A można po prostu, panie Rychu?
- W ostateczności...
- Zatem panie Rychu, czy zechce pan mnie i moim Czytelnikom powiedzieć, czym pan się w rzeczywistości zajmuje?
- Panie redaktorze, że tak powiem, czy tak można do pana się zwracać?
- W ostateczności...
- Otóż zajmuję się szeroko pojętym spojrzeniem na świat. Na moje widzenie świata składa się zbiór rozmaitych epizodów, sytuacji, które pojawiają się i znikają, które dają się opisać, mają swoją barwę, fabułę, niekiedy i smak, na pewno zapach. Na ludzi, przykładowo, spoglądam nie poprzez ich koszulę, garnitur, damskie spodnie, bluzeczkę, ale poprzez charakter. Szukam w nich osobowości. Może ktoś się jąka, ślini, może ma zeza, albo bolaka na szyi...
- Jakie z tych obserwacji wnioski?
- Zaskakujące! Są ludzie dobrzy i źli. Nade wszystko góruje bada idiotów, debili, zakompleksionych mistrzów słowa wyplutego, durniów, hipokrytów, cyników. Oni mają taką pozycję, że aż dziw bierze kto na nich stawiał, kto ich pchał do przodu, kto się z nimi utożsamia.
- Gdzie ich pan spotyka? W sklepie na końcu wsi, czy w pawilonie handlowym w miasteczku? W pociągu czy w autobusie z przesiadką?
- Gdyby nie powaga tej rozmowy pewnie bym się zesrał ze śmiechu. Proszę przestać żartować. Ci ludzie nie chodzą po sklepach, bo się wstydzą.
- Czego się wstydzą?
- Pan jak dziecko... Wstydzą się bo nie wiedzą co ile kosztuje. Przykładowo, pytasz takiego o ceną chleba, ile kosztuje chleb? A wie pan co on odpowiada? Że ciocię Lodzię bolą zęby, a wujek Wężyk miał wspaniały pogrzeb. Więc dopytujesz, pan, żeby mu trafić do rozumu. A co gość odpowiada? Że słońce wschodzi i zachodzi raz na dzień.
- Może to jakiś jednostkowy przypadek...
- Proszę sobie darować, panie redaktorze, że tak powiem. Pytam ja, osobiście, nawet nie Rychu, ale Ryszard Rzeszotara... pytam pewnego gościa, dlaczego łamie Konstytucję, nasz święty zbiór praw! A wiesz pan co on mi mówi? Specjalnie zapisałem... ( Rychu szuka w niebieskiem kołonotatniku). On mi mówi tak: jak będzie do niej dzwonił ją przepraszać, to powiedz, żeby do mnie zadzwoniła, to ją też przeproszę.
- O co tu chodzi?
- Też się zastanawiam, bo przecież nie, za przeproszeniem, a jakąś kurwę. No dobrze, idźmy dalej. Do spraw ważniejszych.
- Czyli?
- Jak pan dobrze wiesz od kilku miesięcy na Wyspie Skarbów funkcjonuje muzeum. Jest to wyjątkowa placówka kulturalna gromadząca rekwizyty z PRL-u. Chodzi o ZSRR czyli Zbiór Specjalnych Rzeczy Różnych. Byliśmy już na dobrej drodze do nawiązania współpracy międzynarodowej. Konkretnie z Czechami. W Czechach tymi sprawami zajmował się Jara Cimrman, wybitny pisarz, publicysta, dramaturg, urodzony w Wiedniu, jako syn czeskiego krawca Leopolda Cimrmana i austriackiej aktorki Marlen Jelinek-Cimrman. Jego sympatycy mieli się skontaktować w tej sprawie z polskim przedstawicielem w jakimś instytucie polskiej kultury pod Pragą, ale tego przedstawiciela na nie ma od półtora roku i Czesi mówią, skoro tak, mamy wasze pomysły, wiecie gdzie...
- Ale czy to jedyny powód?
- No nie, sprawa jest o wiele poważniejsza. Doszło do nich, że jeden debil powiedział glośno, że Czesi to germanofile. Więc mamy przerąbane.
- Co na to Pan Paha, pana dobry znajomy, Czech z pochodzenia?
- Pan Paha, czyli Pankrac Paha, wybitny znawca literatury czeskiej i filmu, nie zajmuje się debilami, idiotami, wszelkiej maści zakompleksionymi hipokrytami, niby katolikami, niby chrześcijanami. Po prostu dużo czyta, sporo znaczących książek ukazało się ostatnio, a jedną z nich napisał nasz dobry znajomy z wędrówek po naszych polskich krajobrazach Maryjan z Łąk, człowiek o nikczemnej dość twarzy, odkrywca drogi na Biegun Północny. Książkę wydano w Polsce pod znamiennym tytułem „Zorza polarna w barwach tęczy”. W stu dziesieciu tysiącach egzemplarzy! Prawdziwy biały kruk! W Czechach będzie to hit! Mowię o czeskim przekładzie autorstwa Pankraca Paha.
- Możemy przejść teraz do spraw najważniejszych?
- Bardzo proszę.
- Od czego zaczniemy?
- Oczywiście od Unii Europejskiej. To jest dziś tamat wyjątkowy, idący w dalekie konsekwencje. Wysłałem, jako Rychu Rzeszotara, do Brukselii skromną delegację składającą się z Johana Hertzlicha, który zamiata szkołę w Obórkach, ufundowaną niegdyś przez Tomasza Manna oraz Wenka Chcicę, stolarza o siedmiu palcach, znakomitego negocjatora. Pojechali z zadaniem utrzymania Polski w Unii. Mieli pokazać się wszystkim, jeszcze z Angelą Merkel na czele. Zapoznać się z Emmanuelem Macronem, premierem Holandii Markem Rutte. I powiedzieć, że nie są idiotami, że potrafią zliczyć do dziesięciu, że znają język angielski i dobrze im z oczu patrzy, że nie kłamią na każdym kroku, nie oszukują, że wierzą w Boga i że wolne sądy i wolne media, to fundament. O tym właśnie napomknął Wenek Chcica, wprawdzie stolarz, ale znający się na budownictwie. Mark Rutte z czułością poklepał go po plecach. Mamy więc mocne plecy w UE, mówiąc obrazowo i w skrócie. I nawet głupia uwaga rzucona przez Estończyka, premiera Kaja Kallsa, który przyjechał do Brukseli na rowerze, że Wenek Chcica ma potargane włosy jak Boris Johnson, co miało sugerować niepewność poglądów, może nawet polexit, nie zrobiła złego wrażenia na zacnych gospodarzach Unii Europejskiej.
- Czyli możemy być dobrej myśli!
- Z całą pewnością.
- Dla wielu jest pan autorytetem...
- Bez przesady. Nie choruję na brak skromności, ale...
- Wobec tego kto dla pana nie jest autorytetem?
- Już mówię, choć lista jest długa, ale postaram się wybiórczo. Jest taki człowiek idący w telewizji tyłem, czyli placami. Mówią, że butapren poprzestawiał mu we łbie. Ale nie jest stolarzem, ani krewnym szewca. Tak więc ten gość nie jest dla mnie autorytetem. Dalej – pewien mistrz poezji rozrymowanej, też znam go z telewizji. Coś słyszał, ale nie do końca załapał, więc macha tylko łapami. Po prostu pantomima, ale nie od Tomaszewskiego. Oczywiście jest ten, co niby ma rękę złamaną, nazywam go Człowiekiem Śniegu, bo za nim idzie Łupieżca, który z miotełką omiata garnitur Człowiek Śnegu, jako że Człowiek Śniegu słynie z łupieżu. Nadto jest właścicielem prawie stu samochodów i jednej ulicy w mieście dość dużym. I co najważniejsze: nie jada mięsa, ale gulasz wpieprza bez opamiętania. Nie znam powodu dlaczego? Może na tym skończymy?
- Dziękuję za rozmowę.
Tekst i fot. Bogumił Drogorób
Napisz komentarz
Komentarze