Minął czas dziadów, jednego z najstarszych obrzędów wywodzących się od dawnych Słowian, ale temat wciąż wraca.
Do nie słabnących emocji w kwestii przedchrześcijańskich tradycji przyczyniła się ignorancja kurator oświaty i jej szefa ministra, tego któremu myli się kaganek z kagańcem. Tym razem tych dwoje połączyła krytyka granego na deskach Teatru im. J. Słowackiego w Krakowie spektaklu „Dziady” w którym reżyserka, Maja Kleczewska pokazuje swój punkt odniesienia do treści wieszcza. Przecedziła je przez obecną polską rzeczywistość i w zaskakujący sposób odmieniła tę sztukę ponownie czyniąc z niej zwierciadło teraźniejszości. Krytycy, którzy widzieli krakowską inscenizację „Dziadów” mówią, że jest w niej piekło Polek, buta władzy, konflikt z Unią i grzechy Kościoła. A tego władza nie lubi pokazywać.
Kurator i minister
nie dostrzegają w tej interpretacji tematu do dyskusji. Nie widzą podstaw do rozmów o lękach przed przyszłością i wyborach jakich dzisiaj dokonują młodzi ludzie. Jedyne na co stać decydentów, to pewnie ze strachu przed prawdą płynącą ze sceny, odradzanie szkołom wyjścia na tę sztukę. Uważają, że zawiera i promuje treści, które są „sprzeczne z celami wychowania młodych Polaków”. Dlatego też nie dadzą dofinansowania za bilety, które w ramach pilotażowego programu "Poznaj Polskę", uczniom po prostu się należą. Jak widać cenzura ma się dobrze. A mimo to -
"Dziady" są hitem wśród młodzieży
To było do przewidzenia, że ten apel przyniesie efekt odwrotny od zamierzonego. Zainteresowanie spektaklem jest spore i stale rośnie. I słusznie, bo „Dziady” AD 2021 to arcypolski dramat, który opowiada o naszej nieumarłej przeszłości i jej wciąż żywych demonach. Wspólnota krwawego obrzędu i konformistyczny salon to dwie twarze Polski, które wraz z upiorami jawiły się na weselu Wyspiańskiemu. Dziś dwie Polski to nie teatr, to codzienność. To dwa narody, dwie sprawiedliwości, dwie prawdy, dwa patriotyzmy itd. Jak widać „Dziady” wciąż w grze, a zwłaszcza jeden.
Dziad bez baby
z Mickiewicza, któremu śni się, że jest potężnym władcą i tyranem, aby sen stał się jawą dobrał sobie wiernych, jak on chorych na władzę i kasę, do tego tępych jak m.in. kurator oświaty, jak odkrywca San Escobar i jak poseł, który w XXI w. poleca leczenie u szeptuchy. Zaduma nad podłością wiceministra żerującego na chorym dziecku i nad cenzurowaniem „Dziadów” jakoś tak mimo chodem skojarzyła mi się z nadchodzącą, równie mroczną i tragiczną rocznicą. Żeby nie było powtórki z tamtego 13 grudnia, jak powietrza potrzeba refleksji nad tym czym jest dla nas szacunek, demokracja, dialog, swobody obywatelskie, prawo i wolność.
Wtedy, w ten mroźny poranek
straciliśmy nadzieję na wolność, którą, gdy w 1980 otworzyła się droga dla „Solidarności” i dała początek przemianom ustrojowym, ledwo co zaczęliśmy smakować. Mieliśmy nadzieję, że będziemy coraz więcej czerpać z praw i swobód obywatelskich, że rozpoczął się proces, dzięki któremu zniknie cenzura, będziemy mówić co chcemy i stać gdzie chcemy i będziemy budować swoje osobiste szczęście na własnych zasadach. Bez kar i nakazów.
Niezgodny z Konstytucją stan wojenny
przerwał marzenia o wolności. Wprowadzony dla naszego „dobra”, na mocy niejednomyślnej uchwały Rady Państwa na wniosek WRON-tymczasowego, niekonstytucyjnego organu władzy. Wielu z nas pamięta tamte traumatyczne wydarzenia. Wojsko i milicja, czołgi i koksowniki na ulicach, odcięte telefony, przepustki po uważaniu. Głębokie poczucie bezprawia.
Dziś, 40 lat później, niby jest lepiej. Niby, bo panuje bezhołowie, buta elit, niepewność jutra, drożyzna, konflikt z Unią i niekonstytucyjny stan wyjątkowy, który zabrał nam część praw, też dla naszego „dobra”. Co będzie dalej?
Dalej, to albo zwycięży w nas duch romantyzmu, albo wciąż będą budzić się upiory.
Wiesława Kusztal
Napisz komentarz
Komentarze