Jutro minie miesiąc od dnia kiedy zmarła Marylka. Tak się do niej, zwracałam. Przyjaciółka, koleżanka, żona redakcyjnego kolegi, też przyjaciela, Bogusia Drogoroba. Dla niego była Maryjką. Mimo upływu czasu, nie umiem odnaleźć słów, które oddadzą nasz żal i ból i wciąż niedowierzanie.
Kończyło się lato, to była wrześniowa środa, wczesne popołudnie. Następnego dnia miała zawitać jesień. Słońce jak gdyby nigdy nic mocowało się z chmurami. Było raczej pogodnie, bezwietrznie i spokojnie. Wtedy zadzwonił telefon i to krótkie zdanie, które dźwięczy mi w uszach do dzisiaj: umiera moja Maryjka. Ta wiadomość spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Pozbierałam się po chwili. Zaczęłam działać. Przecież trzeba było pomóc Bogusiowi. Wiem, że Marylka zrobiłaby tak samo. Przez grubo ponad dwadzieścia lat zdążyłam ją poznać. Nie dość, że spotykałyśmy się towarzysko, to jeszcze pracowałyśmy w jednej branży – ona zajmowała się promocją i rozwojem kultury w brodnickim magistracie, ja podobnymi sprawami w starostwie powiatowym. Spotkania, wspólne, pełne radości i humoru imprezy w gronie przyjaciół i naszych rodzin. Ponadto przez lata wyjeżdżaliśmy razem moczyć się w wodach termalnych na Węgrzech. Z Marylką w roli głównej mam mnóstwo cudownych, ale i zwyczajnych wspomnień. Mimo to nie wiem jak wspominać osobę, która niedawno stała obok. Jak zapisać w pamięci ostatni, sprzed dosłownie kilku dni przed śmiercią, wspólny wypad do ośrodka wypoczynkowego na półwyspie Wądzyń? Czy pozwolić zapomnieć o tajemniczym uśmiechu, który mimo wielu przeciwności losu często pojawiał się na jej twarzy? Czy zapomnieć o jej rozpromienionym obliczu na myśl o dzieciach, ale przede wszystkich o wnukach, dla których chciała być najlepszą na świecie babcią?
Będę pamiętać, że była piękna nie tylko na zewnątrz, ale i wewnątrz. Pełna energii i zapału. Wrażliwa i jednocześnie stanowcza, kiedy trzeba było bronić swoich ideałów. I to w niej chyba ceniłam najbardziej. Marylka była troskliwa i pełna poświęcenia dla rodziny. Zawsze gotowa, aby pomagać choćby dobrym słowem. Jak nikt potrafiła słuchać i szczerze doradzać. Miała swoje pasje. Lubiła pielęgnować ogród i czytać książki, ale i je pisać. Mało kto wie, że tylko przez przypadek nie wydrukowano napisanej przez nią monografii (historii) pewnej dużej firmy. Podczas naszej ostatniej rozmowy namawiałam aby spróbowała odzyskać prawa do tekstu. Nie chciała już do tego wracać. Wolała myśleć o nowych planach. Miała jeszcze tak wiele do zrobienia…...Gdy chwilę po jej śmierci weszłam do kuchni, uderzył mnie widok przygotowanego obiadu i dwa nakrycia na stole. Odeszła nagle. Tego nie planowała.
Nie myślałam, że kiedykolwiek stanę przed zadaniem napisania wspomnienia o osobie bliskiej, mnie i mojej rodzinie. Nie wyobrażałam sobie, że dam radę. Dlatego napisałam to dopiero teraz. Nadal myślę, że jest to trudne, ale serdeczna przyjaźń jednak do czegoś zobowiązuje, bo chodzi o przyjaźń do grobowej deski... Marylko, teraz odpoczywaj i czekaj na nas.
Wiesława Kusztal
Napisz komentarz
Komentarze