Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 20 kwietnia 2024 09:05
Reklama

Banalne (nie tylko) opowiastki

Banalne (nie tylko) opowiastki

Trzy sytuacje, trzy wydarzenia, trzy epizody, historyjki opowiedziane przez Czytelników. Oprócz niewątpliwych walorów fabularnych mają jedną wspólną cechę – są prawdziwe, oparte na faktach, z życia.

Pergola

Wyglądała z daleka całkiem, całkiem. Winorośle wspinało się latami na ścianie z drutów, szybko pełzając na druty poziomo zaczepione i wtedy zakrywało ten podwieszany sufit, tworząc naturalne zadaszenie. Latem właściciel wystawiał łóżko polowe i kładł się na poobiednią drzemkę. Nad nim kiście winogron, olbrzymie liście, nad liśćmi i gronami niebo. Świeże powietrze, sen dopadał szybko.

Były też imprezy ogólnosąsiedzkie z grillem, piwem i śpiewem. Grupowym i solowym. Sąsiad właściciela, ten z prawej, dogrywał melodyjki na ustnej harmonijce, a sąsiad z lewej grał na widelcach i łyżkach. Natomiast niesąsiad, mieszkający z zupełnie innej części miasta, sprowadzany okolicznościowo, dbał o grilla, bo najlepiej znał się na grillowaniu.

Właściciel pergoli i łóżka polowego dbał o wygląd i trwałość pergoli, raz na dwa lata pociągając drewnochronem. W tym roku wszedł na drabinę i zauważył, że cała góra pergoli już się sypie. Już ją, deszcz padający od lat dwudziestu z przerwami, zniszczył dokumentnie.

Co robić? Sąsiad z prawej obiecał, że zabezpieczy temat od strony kadrowej, że sam jest do dyspozycji, gdyby coś przenieść, przytrzymać, po piwo skoczyć itd. Kiedy już decyzja zapadła pojawił się, bardzo szybko, po dwóch dniach, stolarz wszechstronny Mjerosław – tak się przedstawił. Wymienił uwagi z właścicielem i doradził gdzie jechać do tartaku. Wyznaczył też termin bliski. Była środa, on wyznaczył bliski poniedziałek. W porządku, panowie przybili piątkę z łokcia.

Właściciel pergoli i łóżka polowego pojechał do tartaku wskazanego przez Mjerosława i złożył zamówienie. Zamówienie miało specjalny charakter i nie zostało przyjęte.
- Mnie chodzi o to, żeby ta górna część była taka bardziej – szukał słów istotnych – żeby była taka, że jak deszcz pada, żeby nie wsiąkał w płaskie.
- Obła? - określił precyzyjnie tartaczny specjalista.
- Otóż to! - ucieszył się.
- To będzie problem – tartaczny podrapał się po głowie, co już samo w sobie zwiastowało niepowodzenie misji. - My nie mamy takiej maszyny, możemy na prosto przyciąć, że patrzy w kwadracie.
- Kto patrzy?
- No kto? Drzewo patrzy! - tartaczny znów wzbogacił wiedzę właściciela pergoli o drewnie i jego właściwościach w obróbce. - Ale, ale! Jest u nas w mieście stolarz, stary i doświadczony, trzeba jechać do niego, on na pewno ma taką maszynę. I wtedy można obrobić, żeby jedna strona była obła.
Właściciel pergoli i łóżka polowego na letnie pory wziął się i pojechał na drugi koniec miasta do stolarza starego i doświadczonego.
Miał szczęście, bo stolarz doświadczony i od dawna na emeryturze dłubał coś w swoim przestronnym warsztacie, żeby nie powiedzieć fabryce, w której pozostał już tylko on sam.
- Mówi pan, że pergola, że na obłe przejechać – podjął temat. - A jak długo ma pan tę swoją pergolę?
- Ze dwadzieścia lat już będzie...
- A ile lat pan sobie liczy?
- Siedemdziesiąt i trzy – właściciel pergoli ujawnił niechętnie.
- To ja panu radzę tak: po cholerę maszyny włączać, robić obły jeden bok, żeby deszcz spływał...Za dwadzieścia lat ani mnie, ani pana już nie będzie na tej ziemi. Po jaką cholerę robić na obłe dwie pięciometrowe sztangi i dwie krótsze? Pan się zastanowi... A zdrowia życzę mimo wszystko – zakończył rozmowę oprowadzając właściciela pergoli po fabryce gdzie stały ogrodowe ławki, budy dla psów, stoły i  gotowe elementy na place zabaw. - Nie ma co, niech pan mi wierzy, po cholerę obłe. Jak deszcz ma zniszczyć, to zniszczy obłe też... No, powodzenia!
W poniedziałek nie przyszedł stolarz Mjerosław, bo w poniedziałek jedynie szewc zaczyna pracę. Przyszedł we wtorek. I z pomocnikiem Władkiem nadgonił. Oczywiście na czarno. Właściciel inwestor był zachwycony jakością robót i porządkiem po nich.
- Dobrze, żeś pan nie upierał się na obłe. Szybciej nam poszło – stolarz Mjerosław spojrzał na pergolę i też ocenił dzieło. - Szybciej nam poszło – powtórzył, bo to był mocny argument. - Nawet bardzo szybko.

Renta

Ma 69 lat, jest wdową, ma rentę rolniczą i chodzi po trójkącie, prawie równoramiennym. Wieś jest duża, gminna, więc chodzi do kościoła, do banku spółdzielczego i do wójtowego urzędu. Najczęściej chodzi do kościoła, zdarza się, że codziennie. Na ranną mszę. Do banku idzie raz w miesiącu, po rentę. Do wójtowego urzędu też raz w miesiącu. Czy do samego wójta? Pewnie nie, ale na pewno do GOPS-u. Tam ją znają najlepiej. 
Renta z ubezpieczenia rolniczego nie jest duża, bo nigdy duża nie była, ale zawsze był mały hak: składka była tania. Tania składka, a kto by tam sobie głowę zawracał, co będzie potem. U wdowy lat 69 nastał czas realizacji co będzie potem. I policzyła sobie, że renta jest gówniana, a za co żyć? A przecież trzeba to i tamto. I w ogóle...
W kościele, wiadomo, modli się o zdrowie. Była tam chrzczona, potem do pierwszej komunii świętej, brała ślub ze Stefanem, chrzciła dzieciaków, Mirkę i Ryszarda, potem był ślub Mirki z Romanem, pogrzeb Stefana, na który nie zdążył Ryszard z Londynu... Dzieciaki mają swoje życie, z wnukami rzadko bywają. A Ryszard to już teraz raz w roku, czasami raz na dwa.
Do banku idzie raz miesiącu. Odbiera rentę i załatwia inne sprawy. W okienku kasjerka wypłaca, banknoty przelicza raz jeszcze, potem ona liczy, odkłada resztówkę 243 złote i prosi, żeby kasjerka przesłała do Torunia, na radio i telewizję Rydzyka. Takie zlecenie. Kasjerka przy niej spełnia prośbę. Następnie wdowa lat 69 idzie naprzeciw, do gminnego urzędu, gdzie składa wniosek o zapomogę. W GOPS-ie proszą o uzasadnienie. Więc pisze, że niska renta, że choruje, że lekarstwa no i w ogóle, że świat o niej zapomniał, z najbliższymi włącznie. Raz, drugi, trzeci, piąty i dziesiąty dostała. Aż któregoś dnia spotkały się kasjerka bankowa z socjalną z GOPS-u. Dowiedział się wójt.
Wkrótce skończyły się zapomogi. Natomiast kasjerka bankowa nadal przelewa na konto  radia i telewizji znanego toruńskiego zakonnika. Z tym, że teraz ofiara jest skromniejsza, ale z serca – 43 zł.

Prezent

Przyjechała na Wielkanoc, aż z Krakowa. Atrakcyjna wdowa, bez zobowiązań, seat leon na wyposażeniu, zaproszenie od siostry, bo przecież sama nie będzie siedzieć przy wielkanocnym stole. Podobnie było zresztą na Boże Narodzenie. Przyjechała, posiedziała dwa tygodnie, w szerszym gronie, bo i szwagier, i ich dzieci dorosłe z dziećmi. Było wesoło z ciocią-babcią i ciotką-klotką. Nadszedł czas odjazdu – wybrała dobry dzień, z dobrą pogodą. Zapakowała się, pojechała. 
Wieczorem telefon, że jest już na miejscu. Po pół godzinie kolejny telefon, że ją okradli. 
- Opróżniałam bagażnik, przenosiłam wszystko do sieni, pod skrzynki pocztowe. I tak nosiłam z samochodu do sieni, raz i drugi. Samochód do garażu, wnoszę torby na piętro, do siebie i widzę, że jednej brakuje. Ktoś mi ją najzwyczajniej podpieprzył...
- Rozejrzałaś się dobrze? - szwagier upewniał się.
- Musiał ktoś rąbnąć, gdy ustawiałam samochód w garażu. No nic, takie bywają koszty dalekich podróży, do Brodnicy.
- A co ci ukradli?
- Całą torbę z prezentami. Po prostu drapnęli mi zajączka, czyli dwie butelki metaxy, bluzeczkę od was, perfumy. Do tego lekarstwa i kosmetyczkę. Pal diabli lekarstwa, mam w domu komplet, szkoda mi tej metaxy.
- Trudno, masz nauczkę. Taki prezent należy wypić, a towarzystwo miałaś wyborne...
- No już... daj mi spokój, moja wina. Cześć. Najważniejsze, że cało i zdrowo dotarłam na miejsce.
Po tej rozmowie ciotka-klotka z Krakowa spotkała dwoje sąsiadów, z drugiego piętra i parteru, i opowiedziała im historię dnia, ostrzegając, że należy być czujnym, bo licho nie śpi, każdego może to spotkać, bo chuliganeria i złodziejstwo, i różne męty się kręcą. Przedzwoniła też natychmiast do Kołobrzegu, gdzie najbliżsi jej sąsiedzi z piętra, z którymi zna się od lat, nawet ma klucze do ich mieszkania, mają dom na wypady nad morze. Zdała drobiazgowo relację. I zaleciła ostrożne działanie: jak wrócicie, Leonku, to ty idź z walizami na górę, a Helenka nich stoi na dole przy drzwiach i pilnuje. Sąsiad o imieniu Leonek wyjaśnił, że to Helenka chodzi z walizami i torbami, bo on ma przepuklinę i może co najwyżej stać przy drzwiach, drzwi pilnować, żeby się nie zatrzasły. W dalszej części rozmowy, gdy już zanalizował co dokładnie zginęło, Leonek uznał, dość zbieżnie z opinią szwarga sąsiadki z Brodnicy, że prezent o nazwie metaxa należało w pierwszej kolejności wypić a nie wozić taki kawał drogi. Przynajmniej jedną butelkę. 
- Jesteś sama sobie winna – dobił ją.
Dwa dni później do Krakowa dzwoni mąż jej siostry, szwagier Henryk. I mówi, że ma dwie wiadomości. W tym jedna wyjątkowa. I mówi, że w pokoju gdzie spała, za wersalką, stoi torba z zajączkiem, a pod tym pojęciem są dwie metaxy i cała reszta rzeczy uznanych za zaginione. Z lekarstwami włącznie. Druga również ciekawa: trzeba będzie powiadomić wszystkich zainteresowanych, sąsiadów z parteru, drugiego piętra i tych, co jeszcze z Kołobrzegu nie wrócili, opowiedzieć historię o cudownym odnalezieniu dwóch butelek metaxy.
- Żeby tylko... Cała klatka schodowa już wie i oficyna też. To będzie dla mnie najtrudniejsze zadanie...
Tak zakończyła się wyprawa ciotki-klotki na święta Wielkanocy do rodziny w Brodnicy. Torba z zajączkiem, jak wieść niesie, stoi w bezpiecznym miejscu.


Tekst i fot. Bogumił Drogorób


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
News will be here
Ostatnie komentarze
Autor komentarza: LupusTreść komentarza: Narazie zabawa. Oglądaliśmy rzuty. Grzmi tylko oszczepniczka małolatka U-14. Za rok prawda o potędze wyjdzie albo nie. Kto wejdzie na bieżnię, ten jest lekkoatletą, a ten kto z nimi jest na bieżni jest trener z nazwy. Data dodania komentarza: 16.05.2023, 20:44Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Sukcesy brodnickich biegaczyAutor komentarza: KuracjuszkaTreść komentarza: Ale NUMER opisał super Redaktor Bogumił! A tak naprawdę - to z czekaniem do sanatorium - to też numer i to w kolejce długiej! A tyle dajemy na NFZ, by zdrowym być i marzyć, by mieć wciąż te dzieścia lat.. kuracjuszka, ale jeszcze bez numeru.....Data dodania komentarza: 11.05.2023, 20:13Źródło komentarza: Sanatoryjny numer 4457Autor komentarza: joko Treść komentarza: Niech się wasz trener nie chwali . Słyszałem ze dawniej jemu wszystkie plany przysyłał i był na obozach jakiś trener z Iławy. Dlatego w mukli miał nawet mistrzów Polski na 400m i w sztafetach. Teraz leci na jego planach, ale wyników medalowych to oni od 6 lat nie mają, bo z tego trenera zrezygnował. Mukla ma nawet dobry do LA stadion a lepiej żeby miała dobrego trenera do medali. Chyba że wpadnie mu jakiś zawodnik co był już mistrzem Polski, to może zrobi z niego mistrza województwa. Data dodania komentarza: 09.04.2023, 09:00Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Pot i ciężka pracaAutor komentarza: lolek Treść komentarza: Mierne ta wyniki latem mieliścieData dodania komentarza: 08.04.2023, 20:30Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Pot i ciężka pracaAutor komentarza: WiKTreść komentarza: Życzę powodzenia i zachwyconych gości. Oczywiście ciekawa jestem jak kaczka się udała?Data dodania komentarza: 07.04.2023, 23:17Źródło komentarza: Kaczka faszerowana kasząAutor komentarza: CzesiaTreść komentarza: Super Wiesiu! Takie danie po nowemu zrobię na te Święta, bo do tej pory głównym dodatkiem był ogrom jabłek... Dzięki za przepis.. Dam znać, jak smakowała gościom... pozdrawiam już z apetytem! CzesiaData dodania komentarza: 07.04.2023, 17:17Źródło komentarza: Kaczka faszerowana kaszą
Reklama
Reklama