W śniegu kopnym, w mrozie sięgającym zaledwie minus 16 stopni C. Jakoś dało się dotrzeć do miejscowości, której nazwa przywołuje rozmaite skojarzenia.
Raz kiedyś chodził tam autobus. Kierowca PKS-u w Brodnicy, na dworcu autobusowym, w tle którego nie było „Kauflanda”, wstawiał w widocznym miejscu tablicę z napisem Brodnica – Syberia. Najpierw robiło się zdjęcie, potem się wsiadało, bilet kupowało i się jechało, asfaltowym traktem przez Świedziebnię, Janowo, Okalewko, Kipichy. Syberia jawiła się na skraju lasów, zatem dalej się szło. Albo na Jasiony, na Starcz, na Szczypiornię.
Osady osadami, ważniejszy był las, dający się zagubić przed za głośnym światem, krzykliwą propagandą, miejskim smrodem z kominów węglowym dymem nasyconych, samochodowymi wydzielinami z dislowych czy benzynowych silników.
Wyciszenie syberyjskie wzmagało wyobraźnię i wówczas po głowie chodziły spostrzeżenia i uwagi, opisy przyrody z twórczości Wacława Sieroszewskiego, refleksje filozoficzne Fiodora Dostojewskiego i wielu innych twórców literatury, o zwykłych śmiertelnikach, pędzonych kibitkami tysiące kilometrów na zsyłkę i zatracenie nie wspominając. Oczywiście, to nie ta Syberia. Ta, na Mazowszu, nie jest groźna, niebezpieczna, nikomu nie zagraża. Na szczęście.
Tekst i fot. Bogumił Drogorób
Napisz komentarz
Komentarze