Po tym jak Trybunał Konstytucyjny mgr Julii Przyłębskiej orzekł, że przepis zezwalający dopuszczalność aborcji w przypadku dużego prawdopodobieństwa ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu jest niezgodny z konstytucją, całą Polskę zalała fala protestów.
Przez kilka dni, od ogłoszenia orzeczenia zaostrzającego przepisy aborcyjne w setkach miejscowości, w całym kraju swój sprzeciw i ogromną złość z powodu tej ustawy wyrażali obywatele. Do wspólnej walki o obronę praw kobiet i autonomii rodzin stanęli młodzi i starzy, kobiety i mężczyźni.
W Brodnicy, w miniony weekend,
również odbyła się obywatelska akcja, wyrażająca bunt wobec wprowadzonych przepisów zmuszających kobiety do rodzenia nieuleczalnie chorych dzieci. Ulicami brodnickiej Starówki jeździły, oklejone plakatami i hasłami auta z włączonymi klaksonami. Niektóre pojazdy dodatkowo ozdobiono parasolkami i wieszakami. Wieszaki miały przypomnieć rządzącym okrutne czasy, gdy kobiety pozostawione bez opieki medycznej okaleczały się, aby przerwać niechcianą ciążę.
Na Dużym Rynku
przy zachowaniu reżimu epidemicznego, zbierali się protestujący spacerowicze. Oni również, często ubrani na czarno, trzymali transparenty z hasłami sprzeciwu dla ustawy antyaborcyjnej. W sobotę protestujących osób było mnóstwo, ale niedzielna frekwencja przerosła najśmielsze oczekiwania.
Zarówno pojazdów, jak i pieszych na demonstrację przybyło o wiele więcej. Po ulicach Starówki chodziła bardzo liczna grupa młodych osób z plakatami, banerami i wykrzykująca hasła pod adresem rządzących. Nie były to miłe dla władzy okrzyki i nawoływania.
Mam ciężko chore dziecko
ale w codziennej walce o jego życie właściwie zostałam sama - mówiła młoda kobieta. Jestem wierząca, ale tu przyszłam z tym dzieckiem, żeby pokazać, że mam prawo do gniewu. Przyszłam, bo nie życzę innym matkom takich doświadczeń. Wiele innych uczestniczek manifestacji, które włączały się do rozmowy podkreślały, że nie są obrońcami, ani zwolennikami aborcji, ale chcą mieć wybór. Chcemy mieć prawo do decydowania o tym co dotyczy naszych ciał. Chcemy mieć wybór, nie przymus. Władza niech zajmie się walką z wirusem, nie z kobietami - mówiły. Niektóre z protestujących kobiet dodawały, że przyszły na demonstrację dla swoich córek i wnuczek, aby im zapewnić wolność i wybór.
Głos zakonnicy
Jedna z protestujących osób rozdawała ulotki z wypowiedzią siostry zakonnej Małgorzaty Chmielewskiej, w sprawie wyroku Trybunału.
- Jestem przeciwna zabijaniu dzieci nienarodzonych, w tym niepełnosprawnych - napisała siostra Chmielewska. - Sama, jak wiadomo, wychowuję niepełnosprawnego, przybranego syna. Jednak są sytuacje, w których trzeba zostawić sumieniu kobiety-rodziców wybór. Do heroizmu nie można zmuszać. Walkę o życie trzeba zacząć od wsparcia tych, którzy ciężar takiego trudnego życia mają nieść. Wtedy wybór życia będzie łatwiejszy. Los osób niepełnosprawnych i rodzin z niepełnosprawnymi dziećmi jest większości społeczeństwa i rządzącym obojętny. Pokazał to strajk w Sejmie. Pokazuje milczenie przywódców Kościoła, którzy powinni od dawna wskazywać na ewangeliczną drogę w polityce: najpierw najsłabsi! Pokazują hejty pod wpisami ludzi proszących o pomoc w leczeniu ich dzieci: "jak se kalekę urodziłaś, to twój problem"… Orzeczenie Trybunału nie jest troską, jest chwytem politycznym. Tak to oceniam. Zmieni się władza, aborcja będzie na życzenie. Troska o starców, dorosłych niepełnosprawnych, dzieci nie tylko niepełnosprawne, lecz z trudnych warunków, chore psychicznie, chore na raka - to także działalność pro-life. Tu, jako państwo dajemy ciała. Kruchy kompromis właśnie runął. Cynicznie - w momencie epidemii. To w skrócie. Jestem smutna. Kolejna wojna i podziały, kiedy wróg-wirus- siedzi w chałupie-skomentowała siostra zakonna Małgorzata Chmielewska.
W całej Polsce protesty się nie kończą, są zapowiadane na następne dni. Walka z kobietami chyba będzie trudna.
Tekst i fot. Wiesława Kusztal
Napisz komentarz
Komentarze