Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 19 kwietnia 2024 15:23
Reklama

Z życia wzięte

Z życia wzięte

Głosowanie

Wybieramy się na wypoczynek, na słoneczną, ale nie upalną plażę. W końcu to przecież październik. Ten wybór już został dokonany. Santa Susanna, ok. 60 km od Barcelony. Wybór lotniska też jest za nami – Barcelona Girona. Pozostaje jeszcze wybór najważniejszy – posła i senatora. Trzeba tego dokonać na wyjeździe.

W grupie towarzyskiej jest nas siedmioro – Karol z Martą ze Szczecina, reporter z fotoreporterką z Polski środkowej, Zdzichu z Jędruchą (od jędrnych piersi) i Picolo liczący 162 cm wzrostu, pół centymetra zarostu, humorzasty, jajcarz, dusza towarzystwa.

W Santa Susanna

przydziałowe pokoje w pensjonacie z widokiem na Morze Balearskie – nie ma kłótni i przepychanek, nieporozumień i zazdrości, bo wszyscy mieszkamy od morskiej strony. Przy czym Karol upiera się, że ma widok na Morze Śródziemne, a Zdzichu, że ma przed sobą  Morze Balearskie. Spór nie kończy się, bowiem Karol akcentuje wielkość Morza Śródziemnego, którego Morze Balearskie jest jedynie jego częścią. Ostatecznie, by nie nadwerężać turystycznych ambicji i polotu Zdzicha Karol konkluduje: jestem do zgody jak ryba do wody. Na co Zdzichu też odpuszcza, na dodatek w bliskim języku: ganz egal.

Przez obcy język

Zdzisław ma pewne problemy. A co za tym idzie cała nasza ekipa ma pewne problemy jako że Zdzichu jest twarzą tego naszego teamu. Otóż Zdzichu przed wyjazdem do Barcelony na tygodniowy wypoczynek postanowił nauczyć się języka hiszpańskiego. Nauczyć się – za dużo powiedziane. Raczej poznać słów kilka, albo kilkanaście, może i więcej. Jeszcze w powietrzu, przed lądowaniem na płycie Barcelona Girona, mamrotał coś tam pod nosem. Myślę, że chciał mieć jakąś przewagę nad zwykłymi śmiertelnikami, a więc również nad nami. Przykładowo, moja wiedza lingwistyczna dotycząca tej krainy Europy ograniczała się do Camp Nou, Barca, CF Barcelona, Alejandro Valverde. Po wystrzeleniu tych haseł przechodziłem na angielski.

Zdzicho inaczej. Zdzicho, nauczony słów kilku, kilkunastu lub nawet kilkudziesięciu, rusza śmiało do baru jednej z kawiarenek w Santa Susanna i wali do barmana po hiszpańsku: buenos bias! Tamten mierzy go wzrokiem, cofa się o krok, dłonie zaczyna wycierać w fartuch barmański, przede wszystkim milczy. Zdzichu powtarza: Buenos Dias, Amigo! Dorzuca Zdzichu do kompletu. Patrzymy od stolików co się dzieje, barman minę ma mocno niewyraźną. W tej sytuacji na pomoc rusza kobieta, fotoreporterka Eva, która sporo świata widziała i szarpie Zdzicha, ciągnąc go do stolika. I tłumaczy mu, że jest durniem, na dodatek głupkiem, że zaraz wywoła tu konflikt międzynarodowy, bo w Katalonii – a właśnie tu jesteśmy, w tej autonomicznej krainie – mówi się po katalońsku i nie żadne buenos dias tylko bon dia i nie amigo tylko amic. No i najlepiej pogadać z Katalończykami, w ich katalońskiej krainie autonomicznej, po angielsku, niemiecku, nawet po rusku, byle nie po hiszpańsku!

Ważna wiedza dla turysty wybierającego się w tamte strony Europy. Barman, usłyszawszy po chwili dear friend oraz good fellow ściąga z twarzy maskę wrogości i podejrzliwości. I już jest dobrze. Pijemy to co chcemy, gadamy oczywiście o CF Barcelona, nie pada nazwa Real Madrit. W żadnym kontekście. Ani Athletico Bilbao. Nie wiem czy trafnie, ale temat kończy 162 cm w kapeluszu Picolo sentencją: nie możemy zachowywać się jak Ruskie na Ukrainie. Mądre słowa, akcentuje Karol.

Nasze panie akcentują

i przypominają raz jeszcze zabytkowy charakter tego  wyjazdu. Pora nakreślić na dzień kolejny trasę wędrówek. Żeby coś we łbie zostało, żeby piękno architektury, sztuka i kultura w ogóle dominowały nad moczeniem nóg w Morzu Balearskim zwanym w dalszej części Morzem Śródziemnym. Oczywiście, jest na to zgoda kompletu ekipy. Fotoreporterka Eva przygotowuje aparat fotograficzny z obiektywami o długości i przekroju pancerfausta, pozostałe panie kompletują atrakcyjne, przewiewne sukienki, my forsujemy t-shirty i spodnie po kolana. Picolo dodatkowo słomkowy kapelusz z wstążeczką o barwach reggae, czyli Jamajki.

Nie może być inaczej, na początek zbieramy wszystko o Antonio Gaudim. Szaleniec albo geniusz, notuję. Projektant latarni gazowych, na zlecenie miasta. Siedem dzieł Gaudiego pod patronatem UNESCO. Kolejki przed bazyliką Sagrada Familia, płacimy i wchodzimy. Pablo Picasso miał wstręt do niego, do diabła chciał go wysłać, natomiast odwrotnie Salvador Dali. I to Dali miał rację! W 2000 r. w Watykanie otwarty zostaje proces beatyfikacyjny. Wkrótce błogosławiony Antonio Gaudi, będzie się można do niego modlić.

Sagrada Familia od środka i na zewnątrz. To nie jest zwyczajne oglądanie, zwyczajne przeżywanie. Nie można rzucić okiem na witraż, sklepienie, na rzeźby – symbole, na rodzaj pilastrów, portali i przejść do innego szczegółu. Dzieło przerasta jakiekolwiek wyobrażenia, a jego opisanie nie jest do końca możliwe. Ulotna impresja, owszem. Zachwyt nad jedną rzeźbą, jak najbardziej. Niemożliwość  a także nieumiejętność ogarnięcia wszystkiego – to chyba zbliżone do właściwego określenie. Jestem nikim wobec tej potęgi, której wnętrze podziwiam – oczywiście na swój sposób – małym robaczkiem gdy stoję na zewnątrz, gdy obchodzę dookoła, zaczynając ten obchód z głową w górę od Carrer de Mallorca. Fotoreporterka Eva robi różne podejścia, wygibasy, kładzie się na chodniku i strzela z tej pozycji. Idziemy z milczeniu, kręcąc z podziwu głowami: Zdzicho i  Jędrucha, Karol z Martą, ja i Picolo, 162 cm w kapeluszu przede mną. Banalna przy tym jest każda uwaga, nawet chyba niestosowna.

Konsulat polski

przy avda Diagonal 593. Niedziela, 13 października. Nie ma lipy, wszyscy na nogach, poranny budzik, krótkie golenie, do krwi, after shave polskiej marki, lekkie śniadanko.  i pociągiem do stacji Barcelona Sants. I dalej, na avda Diagonal.

Platanowa ulica. Kolejka do polskiej placówki dyplomatycznej ciągnie się może do kilometra, może dłużej. Czas oczekiwania, na oko, trzy godziny. Plus – minus. Polska przyjechała głosować. Inaczej mówiąc: zostawić to, co jest, albo dać szansę tym, którzy tego nie chcą. Polska w kolejce do Konsulatu Rzeczypospolitej Polskiej w Barcelonie, stolicy Katalonii, nie jest taka sama jak Polska w Polsce. Ludzie stojący w kolejce powoli się rozkręcają, dość nieufnie początkowo, z upływem czasu zaczynają wymieniać faworytów.

Niektórym brakuje cierpliwości. Do naszej grupy, kierowanej przez Picolo, podchodzi dwóch gości z tzw. otk (otyli, tępi, kulawi) z propozycją, że oni tu staną, bo się śpieszą. Staną, bo mają koncert, a z nimi stanie czterdziestu dwóch mistrzów z orkiestry dętej. Nie zdążymy na granie, a wybrać chcemy. Picolo grzecznie aczkolwiek stanowczo mówi i pokazuje wijącą się kolejkę. Więc oni dlatego właśnie, że jest taka długa. Na co Picolo, że skoro jest długa, to ta cała reszta zniszczy ich, orkiestrę, instrumenty, trzeba będzie odwołać koncert. Panowie, radzi Picolo, idźcie na koniec. Poszli, głośno krzycząc na kogo nie zagłosują, na dodatek wpierdol spuszczą każdemu, kto nie zagłosuje tak jak oni, kiedy wrócą do kraju. Barwy polityczne zapisuję w swym notatniku reporterskim, ale nie publikuję.

Już jest blisko,

już można wejść. Już można wejść do windy. Ale tylko sześć osób. Picolo zostaje na kolejny wyciąg. My, w szóstkę, jedziemy na szóste piętro. Trzy osoby w obsłudze, z wyborczym zapałem. Pokazujemy papiery, dokumenty. Odhaczeni, podpisani, z kartami do głosowania, wybieramy senatora z Warszawy, i posłankę z Warszawy.

Wybieramy – jak nam potem powiedziano - podobnie jak w Londynie, w Szwecji, Paryżu, nie jak w Ameryce. Na koniec będzie rym: następnym razem zagłosujemy w kraju. To już w maju!

Tekst i fot. Bogumił Drogorób

 

 

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
News will be here
Ostatnie komentarze
Autor komentarza: LupusTreść komentarza: Narazie zabawa. Oglądaliśmy rzuty. Grzmi tylko oszczepniczka małolatka U-14. Za rok prawda o potędze wyjdzie albo nie. Kto wejdzie na bieżnię, ten jest lekkoatletą, a ten kto z nimi jest na bieżni jest trener z nazwy. Data dodania komentarza: 16.05.2023, 20:44Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Sukcesy brodnickich biegaczyAutor komentarza: KuracjuszkaTreść komentarza: Ale NUMER opisał super Redaktor Bogumił! A tak naprawdę - to z czekaniem do sanatorium - to też numer i to w kolejce długiej! A tyle dajemy na NFZ, by zdrowym być i marzyć, by mieć wciąż te dzieścia lat.. kuracjuszka, ale jeszcze bez numeru.....Data dodania komentarza: 11.05.2023, 20:13Źródło komentarza: Sanatoryjny numer 4457Autor komentarza: joko Treść komentarza: Niech się wasz trener nie chwali . Słyszałem ze dawniej jemu wszystkie plany przysyłał i był na obozach jakiś trener z Iławy. Dlatego w mukli miał nawet mistrzów Polski na 400m i w sztafetach. Teraz leci na jego planach, ale wyników medalowych to oni od 6 lat nie mają, bo z tego trenera zrezygnował. Mukla ma nawet dobry do LA stadion a lepiej żeby miała dobrego trenera do medali. Chyba że wpadnie mu jakiś zawodnik co był już mistrzem Polski, to może zrobi z niego mistrza województwa. Data dodania komentarza: 09.04.2023, 09:00Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Pot i ciężka pracaAutor komentarza: lolek Treść komentarza: Mierne ta wyniki latem mieliścieData dodania komentarza: 08.04.2023, 20:30Źródło komentarza: Lekkoatletyka. Pot i ciężka pracaAutor komentarza: WiKTreść komentarza: Życzę powodzenia i zachwyconych gości. Oczywiście ciekawa jestem jak kaczka się udała?Data dodania komentarza: 07.04.2023, 23:17Źródło komentarza: Kaczka faszerowana kasząAutor komentarza: CzesiaTreść komentarza: Super Wiesiu! Takie danie po nowemu zrobię na te Święta, bo do tej pory głównym dodatkiem był ogrom jabłek... Dzięki za przepis.. Dam znać, jak smakowała gościom... pozdrawiam już z apetytem! CzesiaData dodania komentarza: 07.04.2023, 17:17Źródło komentarza: Kaczka faszerowana kaszą
Reklama
Reklama